EMIGRACJA najtrudniejszą decyzją. Ale dla kogo?

EMIGRACJA najtrudniejszą decyzją. Ale dla kogo?

Najgorsza decyzja

Anglia okazała się moim najgorszym emigracyjnym wyborem. Zdecydowanie nie jest to kraj dla mnie. Ani pogoda, ani styl życia ani nawet zarobki nie zachwycają. I zaskakuje mnie tylko jedno. Że kiedyś marzyłam aby w tej Anglii mieszkać. Tak to już chyba jest z marzeniami, że do końca nie wiemy czy przyniosą nam coś pozytywnego. W większości przypadków pewnie tak.

Nie mogę Anglii w 100% krytykować, bo miejscami jest piękna. Lasy, pola, miasteczka z kamiennymi domami, wiewiórki w każdym parku, nowoczesny Londyn. Ale jest też ta druga Anglia. Brudna, pofabryczna, nietolerancyjna i rasistowska.

Zapewne gdyby była możliwość uciekłabym z tej Anglii do Polski, w której przynajmniej miałabym normalną pracę w zawodzie. Ale nie ma takiej możliwości. Edgar nie ma prawa do pracy w Polsce, nie zna języka, był by tam tak samo samotny jak ja jestem w Anglii.

Co jak nie Anglia?

Co więc nam pozostaje?

W USA nie ma szans na wizę do pracy, Kanada jest piękna ale za zimna, Nowa Zelandia paradoksalnie też za zimna, ale ciągle Plan B. 😀 Zostaje Australia. Nasza kochana Australia, w której się poznaliśmy. Kraj, w którym poczułam, że mogę być sobą. Taką sobą, której wielu z moich znajomych czy rodzina nie zna i pewnie by nie zaakceptowała.  Ale ja taką siebie kocham najbardziej 🙂

To tam poznałam ludzi o podobnych poglądach i zrozumiałam, że moje marzenia i plany wcale nie są takie ekstremalne czy złe, są po prostu bardzo inne od tych, które mają moi znajomi w Polsce. Tam nikt mnie nie oceniał, że mając prawie 30 lat sprzedaje lody w wakacyjnym kurorcie. Kiedy w Polsce było by to nie do pomyślenia, a rodzina wstydziłaby się nawet wspominać co robię. Tam poznałam ludzi o wiele starszych, którzy odrzucili tradycyjny sposób na życie, odrzucili stagnację. A może zagubili się w podróżniczym życiu? – jak usłyszałam ostatnio. Czy to ważne? Pytanie brzmi czy są szczęśliwi? 🙂

W Australii pokochałam wolność, poczucie, że mogę przeprowadzić się niemal z dnia na dzień, że nic mnie nie trzyma w miejscu. W Australii pokochała ludzi, którzy mimo, że są twoimi znajomymi tylko przez moment, zostawiają ślad w sercu na całe życie. Pokochałam styl życia, w którym pracujesz aby żyć, a nie żyjesz aby pracować.

Ale Australia ma też swoje wady. Dystans jest jedną z największych.

Główny temat

Od ponad 3 miesięcy głównym tematem po pracy,  w weekendy, po przebudzeniu jest Australia. Czy wrócić? Jak wrócić? Czy to dobra decyzja?Czy starczy nam pieniędzy? Które miasto? Jaka wiza?

Przeszliśmy już przez 6 agentów (migracyjnych i edukacyjnych) szukając sposobu na powrót. Przekopałam  stos dokumentów, a teczka wciąż rośnie. Pomału czuje wyczerpanie fizyczne i psychiczne, i zaczynam kwestionować czy ta decyzja jest aby na pewno dobra.

Wiem, że jest, ale jest też cholernie trudna.

Emigracja – najtrudniejszą decyzją dla rodziny

Moja rodzina bardzo ciężko przyjęła informacje o moich planach powrotu do Australii. Główne argumenty to dystans, obawy przed utratą więzi, chyba też strach, że zostaną sami. W takim sensie, że z Anglii to tylko 2h lotu i gdyby mnie potrzebowali jestem niemal pod ręką. Prawda jest tak, że jeśli będzie się działo coś złego to jest oczywiste, że przylecę nawet z końca Świata. Jedynie zajmie to trochę więcej. Od czasu do czasu rodzina  stara się przekonać mnie do powrotu do Polski.

I wiecie co? Wkurza mnie to bardzo egoistyczne podejście. Bo mam wrażenie, że wszystkim na około wydaje się, że tylko im jest ciężko i trudno, że tylko oni zostaną sami, że tylko oni będą płakać w poduszkę, a ja to będę się wylegiwać na plaży. Kiedy realia są kompletnie inne.

Oni w trudnym momencie, w chwili smutku będą mieć swój ulubiony kubek z kawą pod ręką, ogród, do którego mogą iść na spacer, Maksię, do której mogą się przytulić, miejsca, które znają i lubią, kina, sklepy w których najchętniej robią zakupy, kabanosy. Wszystko to co znajome. Wszystko to co bezpieczne.

Nie zrozumcie mnie źle, tak pięknie opisałam swoje wrażenia z Australii, ale Australia to nie moja ojczyzna, to najlepszy wybór na teraz, jaki mamy pod ręką, ale to nie to samo co Polska i zawsze początki są trudne. A ja ten początek będę musiała przejść na nowo. Przypomnieć sobie jakie produkty w sklepie lubiłam, otworzyć konto w banku, wykupić Myki na tramwaj, znaleźć mieszkanie, znajomych, odszukać ulubione miejsca, uczyć się i rozmawiać w innym języku. W momencie smutku czy zwątpienia nie będzie niczego znajomego. No będzie Edgar 🙂 ale wiecie o co mi chodzi. 🙂

Emigracja to kompromis

Zmiana trudna, ryzykowna, kosztowna, ale często na lepsze. Zmiana, która wiąże się też z utratą czegoś. Znajomych, bliskich relacji, czasu, którego już się nie cofnie. I tego czasu panicznie się boję. Tego czasu z bliskimi, który bezpowrotnie stracę. I jestem tego świadoma. Jak również tego, że w tym konkretnym momencie w życiu emigracja to jedyna szansa na lepszą przyszłość.

Pisząc to nasunęła mi się myśl, że ktoś mógł by mnie teraz ocenić jako egoistkę, bo wybieram swoją lepszą przyszłość, zamiast być z rodziną. I wierzcie lub nie ale sama czasem zadaje sobie takie pytanie. Ale potem szybko przypominają mi się słowa mojej terapeutki: “To twoje życie, masz tylko jedno i musisz je przeżyć tak jak ty chcesz“. Oczywiście możliwie nie raniąc nikogo.

Chciałabym abyście zrozumieli, że decyzja o emigracji jest zawsze bolesna, nie tylko dla najbliższych ale szczególnie dla osoby opuszczającej swój kraj. To w końcu ona jedzie w nieznane/ ryzykuje/ mierzy się ze wszystkimi napotkanymi barierami, o których wy nawet nie pomyślicie.

 

Jeśli chcesz być na bieżąco zajrzyj na naszego Facebooka

Pierwsze kroki. Czyli jak znaleźć pracę oraz mieszkanie w Melbourne?

Pierwsze kroki. Czyli jak znaleźć pracę oraz mieszkanie w Melbourne?

Początek

Początki w nowym miejscu mogą być niezwykle trudne. Szukanie pracy czy mieszkania wymaga czasu, cierpliwości, czasami też elastyczności. Jak szukć pracy i mieszkania w Melbourne dowiecie się z ponizszego posta. 

Mieszkanie lub pokój

To pierwsza myśl i pierwszy problem jakim powinniśmy się zająć w nowym miejscu. Wiążę się z tym sporo stresu. Szczególnie jak nie znamy miasta i nie wiemy gdzie warto, a gdzie nie warto szukać. Dobrze jest więc poradzić się osób, które mają większą wiedzę. W Melb bardzo prężnie działa Polonia. Strona na FB aktualizowana jest codziennie i zadając pytanie możecie być pewni, ze uzyskacie odpowiedź. Aczkolwiek nie zawsze trafną. Wiadomo.

Którą dzielnicę wybrać?

Trudno powiedzieć. Zależy czego szukacie. Jeśli ma być tanio i większy pokój to należy szukać dalej od centrum. Jeśli możecie wydać trochę więcej i nie przeszkadza wam dzielony pokój to z pewnością znajdziecie coś w dobrej cenie blisko CBD. A co to znaczy trochę mniej lub więcej?

Pokój dzielony (2/3/4os.) w nowoczesnym bloku (basen, siłownia, kino, ochrona) w Southbank, czyli centrum miasta to koszt od 160 do 200$ za tydzień.

Pokój jednoosobowy w Ivanhoe (25min pociągiem od CBD) – 150$/tygodniowo.

Korzystniej wychodzi jak jesteście w dwójkę, bo faktycznie można znaleźć pokoje, nawet kawalerki w nowych blokach (z basenami, kinem i siłownią) w bardzo okazyjnych cenach.

Inna sprawa, że jak nie ma się permanent residency to samodzielnego mieszkania raczej się nie wynajmie. Ale i tu znajdą się wyjątki. Więc dla chcącego nic trudnego.

Bond – czyli opłata, którą trzeba zapłacić z góry na poczet przyszłych, ewentualnych zniszczeń. Zazwyczaj jest wysokości tygodniowego wynajmu, ale czasem bond może być bardzo wysoki.

Dzielnice

Opiszę wam w skrócie czym się charakteryzują. Oczywiście nie wszystkie, bo nie wszystkie znam, ale te najczęściej wybierane przez przyjezdnych.

CBD – ścisłe centrum, gwarno, ale wszędzie blisko. Pokoje ciasne, dzielone głownie z azjatami (czyli brudno). Ceny od 160$ tygodniowo. Polecałabym na krótki okres, kiedy nie mamy jeszcze czegoś na stałe.

CBD

Southbank – do centrum 5 min piechotą, nowoczesne wieżowce. Bloki wyposażone we wszelkie udogodnienia: baseny, siłownie, kina, bbq, mieszkania z balkonami. Niemniej w mieszkaniach mieszka często po 5-8 os., co nie pozwala czuć się specjalnie swobodnie. Ale plusów jest bardzo dużo, a szczególnie lokalizacja jest bardzo ważna, bo Melb traci się pół życia na dojazdy kolejką i tramwajami, które są NIEZWYKLE powolne.  Ceny za pokój dzielony od 160$/tyg.

Southbank

St Kilda – rozrywkowa dzielnica pełna młodych, kolorowych (w sensie: barwnych, ciekawie ubranych) ludzi. Sporo klubów, restauracji, sklepów. Szczególnie okolice Chapel St są bardzo popularne bo tam dzieje się najwięcej. Ale nie jest to do końca bezpieczne miejsce. Szczególnie w nocy. St Kilda zyskuje na popularności również ze względu na bliskość do plaży i nieco creepy Luna Park. Ceny zróżnicowane w zależności czy jest to blok czy dom.

Brunswick – najbardziej hipsterska dzielnica Melbourne. Każdy ci to powie. Jeśli lubisz ten styl to jest miejsce dla ciebie. Multum kawiarenek, restauracji, sklepów, artystów i galerii sztuki. Bardzo kolorowo i wesoło. 🙂 Do centrum jakieś 10 min pociągiem lub 15-20 min tramwajem. Ceny zróżnicowane.

Richmond – mimo, że jest to dawna dzielnica robotnicza ceny pokoi są wysokie. Głównie ze względu na bliskość CBD. Nie jest to moja ulubiona dzielnica, choć mam do niej sentyment bo tu pracuje, ale Richmond jest zasadniczo brzydką dzielnicą. Mało tu zieleni. Wszystko takie trochę stare i odrapane. Ale atmosfera jest cudowna, bo wszyscy się znają 🙂 Z pewnością znajdziesz tu swoją ulubioną kawiarnie czy sklep ze zdrową żywnością 😀

Richmond

Drogie dzielnice, ale również polecane przeze mnie to: South Yarra, Hawthorn, Ivanhoe, Carlton, Collingwood, Windsor. Bardzo zielone, spokojne (dla niektórych pewnie za nudne)  dzielnice domków jednorodzinnych. Dobrze skomunikowane z centrum miasta.

Ivanhoe

Niepolecane dzielnice: cała zachodnia część miasta (zamieszkała głownie przez czarnoskórych, niby nie jest niebezpiecznie, ale jednak zdarzają się strzelaniny, no i jest tam po prostu brzydko), Brunswick West (tzw. arabowo).

Jak szukać mieszkania?

Opcja darmowa – Gumtree.au lub płatna flatmates.com

Można też próbować różnych grup na FB, ale zdecydowanie polecam te dwie strony.

Jak znaleźć pracę?

To zależy jakie masz kwalifikacje, doświadczenia w Australii i poziom języka, a także jaka masz wizę, bo to często zamyka drzwi do fajnych zajęć.

Jeśli masz już jakieś doświadczenie w pracy w Australii polecam stronę seek.au – to strona dla profesjonalistów, ale czasem można też znaleźć jakieś opcje casual. Aczkolwiek ja wysyłając 40 aplikacji dziennie nie dostałam niemal żadnej pozytywnej odpowiedzi (przy około 200 CV – średnio 2/3 zaproszenia na interview).

Dla wielu będzie to pewnie szok (dla mnie był, a właściwie bardziej dla moich nóg), ale najszybciej znajdziecie pracę roznosząc CV osobiście po mieście.

A gdzie roznosić CV?

Wszędzie. Zaczynając od CBD – hotele, restauracje, kawiarnie, sklepy. Każda dzielnica ma też swoją główna ulicę, ale nie ma co wybierać się do tych dalej położonych, bo zazwyczaj nie ma tam wiele możliwości. Jest za to kilka takich miejsc gdzie (jeśli będziecie mieć szczęście) uda wam się znaleźć pracę. Być może już po jednym dniu. Średnio jednak znalezienie pracy w Melb zajmuje około miesiąc.

Ale co to za magiczne miejsca?

  • Lygon St, Carlton
  • Bridge Rd, Richmond
  • Chapel St, St Kilda
  • Swan St, Richmond
  • Victoria St
  • Queen Vic Market
  • Emporium Melbourne – food court

Dobre rady:

  1. Uśmiech – musicie tryskać energią i pozytywnym nastawieniem
  2. Krótkie Resume – najlepiej bez wyższego wykształcenia, jeśli celujecie w hospotality
  3. Referencje – krótko, nazwisko, stanowisko i telefon lub mail do danej osoby
  4. Determinacja – codziennie chodziłam średnio 6h po mieście, byłam na kilku dniach próbnych, często darmowych i tak naprawdę przypadkiem trafiłam do mojej piekarni.

 

 

Opcje zatrudnienia

Kolejną rzeczą, która wydała mi się dziwna i nawet denerwująca to zatrudnianie na jeden lub dwa dni. Dziwne? Dziwne. Ale tylko z początku. Zawsze można znaleźć coś żeby sobie dorobić, a się nie narobić 😀 Co mam na myśli? Jeśli nagle wymyślisz sobie, że chcesz iść na koncert, albo odłożyć na wakacje, zawsze możesz poszukać właśnie takiej dorywczej pracy.

Z początku bardzo mnie to frustrowało. Takie pracowanie po 2 dni w jednym miejscu, 3 dni w innym. Ale teraz uważam, że jest to ciekawe rozwiązanie. W każdej z moich prac robię lub robiłam coś innego, poznaje nowych ludzi i uczę się nowych rzeczy.

Tak pracuje się w hospitality w dużych miastach, ale jeśli jesteś programistą, lekarzem czy fryzjerem być może uda ci się dostać pełen etat i normalną umowę o pracę.

Prywatny przewodnik

Jeśli marzy Ci się wyjazd do Australii, chciał/a byś zobaczyć wszystkie te piękne miejsca, pogłaskać koalę, spróbować lokalnych win, ale nie wiesz jak zaplanować taki wyjazd – napisz do mnie.

Jestem przewodnikiem z kilkuletnim doświadczeniem. Pracowałam m.in. dla Itaki i Rainbow. Z chęcią przygotuję ci wstępny (a potem i końcowy) plan podróży, pomogę znaleźć tanie loty oraz doradzę jak zorganizować wizę, tranzyty i transport po kraju.

Chętnie również będę twoim przewodnikiem, tu na miejscu – jeśli nie czujesz się na siłach na samotne zwiedzanie 🙂

Napisz do mnie na monika.kaczmarek07@gmail.com lub przez Facebook

Melbourne – pierwsze wrażenie zamknięte w pigułce.

Melbourne – pierwsze wrażenie zamknięte w pigułce.

Pierwsze wrażenie

Początki jak w każdym nowym miejscu są trudne. Dużo płaczu, poczucie samotności, wyobcowania. Byłam przytłoczona ogromem spraw do załatwienia, ale mimo wszystko miasto i ludzie zrobili na mnie dobre pierwsze wrażenie.

Ludzie

Ludzie byli bardzo życzliwi i pomocni, ciągle uśmiechnięci i zadowoleni z życia. Nadal mnie to zadziwia, że można być ciągle tak wesołym i miłym. Wiem, że ich How are you? jest powierzchowne, ale po dłuższym czasie stwierdzam, że to bardzo ważne. Wchodzisz do sklepu i wszyscy są mili, pytają jak Ci minął dzień. Super!

Pogoda

Miesiąc temu było ok 😀 Teraz jest różnie. A w sumie to miesiąc temu też nie było aż tak przyjemnie. Wiecie dlaczego? Bo W Melb pogoda zmienia się kilka razy w ciągu dnia. W lutym nosiłam zawsze buty i krótkie spodenki na zmianę. Teraz w plecaku zawsze mam kurtkę i sweter bo z 28C może się nagle zrobić 15. Pogoda bardzo mnie rozczarowała, chociaż słyszałam, że jest zła, ale nie sądziłam, że aż tak. Inna sprawa, że problem mógłby być mniejszy gdyby nie brak ogrzewania w domach. Przez co w mojej kuchni i łazience jest średnio 16C.

Miasto

Miasto wydawało mi się ogromne. Przez pierwsze dwa miesiące. Tak naprawdę Melbourne to CBD, czyli ścisłe centrum z wieżowcami, knajpkami, klubami, sklepami i sławnymi uliczkami z graffiti. Jest też nowoczesna dzielnica Docklands i Southbank, a poza tą strefą rozciągają się pozostałe dzielnice, które wyglądają niemal identycznie. Każda ma główną ulicę ze sklepikami, knajpkami, pocztą i ratuszem, a na około są domki jednorodzinne lub (z rzadka) bloki.

Do każdej dzielnicy dojeżdża Metro (tylko z nazwy, bo to tak naprawdę kolej miejska, naziemna). Centrum jest bardzo nowoczesne. Bardzo 😀 Dużo szkła, betonu, ale i zieleni, bo Melbourne jest niezwykle zielonym miastem. W CBD jest bardzo tłoczno, dużo Azjatów, ale i dużo rozrywek i tajemnych uliczek na których można się zgubić. Polecam, bo można znaleźć ciekawe miejsca 🙂

Początkowo CBD trochę mnie przytłoczyło. Za dużo się tam dzieje. Czułam się przygnieciona nadmiarem … wszystkiego. Odgłosów, kolorów, ludzi, ruchu drogowego. Teraz, kiedy już lepiej poznałam miasto lubię tam spędzać czas. Szczególnie nad rzeką, gdzie ludzie spotykają się po pracy, siedzą na trawie z piwem i nigdy nie wiesz czy zaraz ktoś do ciebie nie zagada i tak poznasz kogoś ciekawego. Dodam, że jedzenie to kolejny powód częstych odwiedzin CBD 😀 ale o tym później.

melbourne

A jak wygląda reszta miasta?

Wiele domów wybudowanych jest w stylu wiktoriańskim, z charakterystycznymi zdobieniami. Nowe budynki są niezwykle nowoczesne. Niektóre robotnicze dzielnice zachowały częściowo swój charakter. I tak przykładowo, Richmond gdzie pracuje było kiedyś taką dzielnicą. Kiedy zejdzie się z głównej ulicy można znaleźć stare hale i magazyny, ale najbardziej charakterystyczne są wysokie kominy 😀

melbourne

Cieszę się, że dopiero teraz opisałam wam (w pigułce) moje wrażenia. Myślę, że gdybym zrobiła to wcześniej nie byłabym w 100% obiektywna. Teraz czuję, że zakochuje się w tym mieście i w ludziach, którzy są wyjątkowi.

W piekarni, w której pracuję mamy taką małą społeczność. Wszyscy się znają. Wiem jaką kawę piją chłopaki z warsztatu po drugiej stronie ulicy, wiem, że Sam, właściciel tego warsztatu chce kupić dom w Wietnamie, a John z restauracji obok lubi imprezować w Crown Casino. Oni wiedzą, że jestem z Polski, że uwielbiam psy i uczę się jeździć na deskorolce 🙂  ❤️

 

Prywatny przewodnik

Jeśli marzy Ci się wyjazd do Australii, chciał/a byś zobaczyć wszystkie te piękne miejsca, pogłaskać koalę, spróbować lokalnych win, ale nie wiesz jak zaplanować taki wyjazd – napisz do mnie.

Jestem przewodnikiem z kilkuletnim doświadczeniem. Pracowałam m.in. dla Itaki i Rainbow. Z chęcią przygotuję ci wstępny (a potem i końcowy) plan podróży, pomogę znaleźć tanie loty oraz doradzę jak zorganizować wizę, tranzyty i transport po kraju. 

Chętnie również będę twoim przewodnikiem, tu na miejscu – jeśli nie czujesz się na siłach na samotne zwiedzanie 🙂 

Napisz do mnie na monika.kaczmarek07@gmail.com lub przez Facebook

Australia: Gdzie ten paradajs? Zderzenie z rzeczywistością.

Australia: Gdzie ten paradajs? Zderzenie z rzeczywistością.

hejo 

Zmieńmy nieco konwencje. Ile można słuchać opowieści z poradami jak podróżować? Dziś będzie trochę na gorzko, bo emigracja to nie tylko egzotyczna przyroda i mili ludzie, ale też codzienność, praca, rutyna. I okazuje się, że ten wyczekany paradajs nie zawsze jest taki cudowny. 

Ale o czym dzisiaj. Cała prawda o wizie work and holiday!!!

Tak tak. Będzie grubo.Więc jeśli nadal chcesz mieć w głowie obraz Australian Dream lepiej tego nie czytaj tylko idź zrobić obiad.
Bo gdzie ten paradajs, ja się grzecznie pytam?
 
Ni ma.
 
To znaczy jest. Widoki piękne, zwierzęta, ludzie (powierzchownie) mili, no i zarobki nie najgorsze nawet jak masz gównianą pracę.
A i zapomniałabym dodać o stadzie napalonych facetów (Polaków), którzy chyba za słabo mówią po angielsku, żeby wyrwać jakąś lokalną dziewoje i rzucają się na każdą przyjezdną Polkę. Więc jeśli lubisz nachalne smsy, nagabywanie na fb i chroniczne namawianie na randkę, “bo przecież oni są tacy super australijscy i mogą mi postawić drogi obiad w największym kasynie w Australii” (serio) to będzie Ci tu super. Może nawet znajdziesz męża.
Wiem co powiecie.
Marudzi bo jej się nie udało znaleźć pracy w zawodzie. Najłatwiej jest narzekać.
albo Za granicą zawsze jest ciężko na początku.
 
 
Mi się akurat całkiem nieźle udało (w porównaniu ze znajomymi co przez rok stoją na ulicy i wciskają ludziom ulotki z GreenPeacu). Zgadzam, że jest ciężko i że nie mam tu wymarzonej pracy. Ale na to byłam gotowa (w miarę).

 

To w czym problem?

Otóż aby dostać tą cudowną wizę trzeba spełniać milion wymogów, w tym wyższe wykształcenie. A po co? Po chuja, bo potem i tak trzeba to wymazać z CV, bo nikt cie nie zatrudni. Tak, tak. Bo tu jak masz mgr to jest jakiś problem. Jaki? Nie mam pojęcia. Chyba boją się, że recepcjonistka w hotelu może być inteligentna.
Kolejny absurd – praca tylko 6 miesięcy u jednego pracodawcy. To konkretnie uniemożliwia znalezienie fajnej pracy.
Rasizm – Australijczycy to rasiści. Nawet mój przemiły szef. Bo niby dlaczego zatrudnia same dziewczyny z zagranicy? Nie przypadkiem aby czuć się lepszym? (to nie moja teoria, a Polaka mieszkającego tu 25 lat – chyba wie co mówi). 
Praca na nielegalu – często gęsto poniżej minimalnej krajowej. Ok. Zaraz znowu się ktoś przyczepi, że lepiej dostawać 15$ cash niż 18$ ale z taxem. No tak. To prawda, że wychodzi lepiej, ale ile słyszałam przypadków, że ludzie pracują za 12$, bo nawet za 10$. Nam, “białym” rzadko to proponują, ale przyjezdni z Ameryki Południowej chyba nie potrafią walczyć o swoje i biorą co im wpadnie. Ok, że trzeba za jedzenie płacić. Ale takim podejściem psuje się rynek pracy. W Polsce jest z resztą to samo.

 

Dostane po głowie pewnie od miłośników takiego stylu życia (podróże, praca jaka popadnie, byleby była), ale wiecie co… mi to nie pasuje. Może dlatego, że jestem inteligenta i mam jakieś ambicje i czuję, że się tutaj uwsteczniam. Nie tylko ze względu na pracę. Bo akurat mam nie najgorszą, ale nie zmusza mnie do używania mózgu. I zaraz znowu usłyszę – to znajdź lepszą pracę. Zapraszam Mądralo, zobaczymy jak tobie pójdzie.
Oczywiście nie twierdzę, że opisany obrazek to reguła. Jednak niewielu osobom, które tu poznałam (a jest ich masa) udało się znaleźć fajną pracę. Sporo osób jest rozczarowanych i rozgoryczonych, z rożnych powodów. Również z powodu kultury i mentalności. Ale są tacy (jakieś 10%) którzy dostali prace w zawodzie, mają piękne mieszania i zarobki 5 razy takie jak w Polsce. Kto to taki? “Komputerowcy” i inżynierowie.
 

 

Ja pracowałam w biurze podróży w Polsce, jako pilot wycieczek, robiłam też warsztaty dla dzieci. Więc z oczywistych przyczyn wiem, że w Australii na tej wizie takiej pracy nie dostanę. Więc, jeśli też nie macie żadnego “konkretnego” zawodu to czeka was hospitality.
Jest to rozwiązanie dobre. Szkoła życia. Te sprawy. Ale na krótko. Nie kurwa na rok, bo mózg się lasuje od czegoś takiego. I niby chciałam cisnąć na początku, żeby kasy nazbierać. Ale wiecie, co? No nie. Piniądze to nie wszytko i zdecydowanie wolę rok pracować w Polsce (ale przy pomocy mózgu) i potem sobie jechać zwiedzać, niż tu 2 miesiące tracić na tępe rozmowy o niczym.
 
To takie moje rozważania przy niedzieli.
Do obiadu jak znalazł.

 

P.S. A skąd tyle złości w tym poście?
A bo już tyle tego lukru, pięknych zdjęć, kangurków, że można rzygać tęczą. A dobrze, żebyście wiedzieli jak jest. Mnie to frustruje jak słyszę, jaki tu jest paradajs. Taki jest jak i wszędzie indziej na emigracji. Wszędzie dobrze da się zarobić. W Polsce też i wszędzie jest ciężko na początku.
Dla mnie jest to jednak nie do przeskoczenia, bo miałam w Polsce pracę dosyć rozwojową, ale jeśli Ty takiej nie masz i chcesz tu spędzić resztę życia to można się przemęczyć. Można się też przemęczyć jak chcesz odłożyć pieniądze i potem je w coś zainwestować. 😀 Taki jest mój plan.