EMIGRACJA najtrudniejszą decyzją. Ale dla kogo?

EMIGRACJA najtrudniejszą decyzją. Ale dla kogo?

Najgorsza decyzja

Anglia okazała się moim najgorszym emigracyjnym wyborem. Zdecydowanie nie jest to kraj dla mnie. Ani pogoda, ani styl życia ani nawet zarobki nie zachwycają. I zaskakuje mnie tylko jedno. Że kiedyś marzyłam aby w tej Anglii mieszkać. Tak to już chyba jest z marzeniami, że do końca nie wiemy czy przyniosą nam coś pozytywnego. W większości przypadków pewnie tak.

Nie mogę Anglii w 100% krytykować, bo miejscami jest piękna. Lasy, pola, miasteczka z kamiennymi domami, wiewiórki w każdym parku, nowoczesny Londyn. Ale jest też ta druga Anglia. Brudna, pofabryczna, nietolerancyjna i rasistowska.

Zapewne gdyby była możliwość uciekłabym z tej Anglii do Polski, w której przynajmniej miałabym normalną pracę w zawodzie. Ale nie ma takiej możliwości. Edgar nie ma prawa do pracy w Polsce, nie zna języka, był by tam tak samo samotny jak ja jestem w Anglii.

Co jak nie Anglia?

Co więc nam pozostaje?

W USA nie ma szans na wizę do pracy, Kanada jest piękna ale za zimna, Nowa Zelandia paradoksalnie też za zimna, ale ciągle Plan B. 😀 Zostaje Australia. Nasza kochana Australia, w której się poznaliśmy. Kraj, w którym poczułam, że mogę być sobą. Taką sobą, której wielu z moich znajomych czy rodzina nie zna i pewnie by nie zaakceptowała.  Ale ja taką siebie kocham najbardziej 🙂

To tam poznałam ludzi o podobnych poglądach i zrozumiałam, że moje marzenia i plany wcale nie są takie ekstremalne czy złe, są po prostu bardzo inne od tych, które mają moi znajomi w Polsce. Tam nikt mnie nie oceniał, że mając prawie 30 lat sprzedaje lody w wakacyjnym kurorcie. Kiedy w Polsce było by to nie do pomyślenia, a rodzina wstydziłaby się nawet wspominać co robię. Tam poznałam ludzi o wiele starszych, którzy odrzucili tradycyjny sposób na życie, odrzucili stagnację. A może zagubili się w podróżniczym życiu? – jak usłyszałam ostatnio. Czy to ważne? Pytanie brzmi czy są szczęśliwi? 🙂

W Australii pokochałam wolność, poczucie, że mogę przeprowadzić się niemal z dnia na dzień, że nic mnie nie trzyma w miejscu. W Australii pokochała ludzi, którzy mimo, że są twoimi znajomymi tylko przez moment, zostawiają ślad w sercu na całe życie. Pokochałam styl życia, w którym pracujesz aby żyć, a nie żyjesz aby pracować.

Ale Australia ma też swoje wady. Dystans jest jedną z największych.

Główny temat

Od ponad 3 miesięcy głównym tematem po pracy,  w weekendy, po przebudzeniu jest Australia. Czy wrócić? Jak wrócić? Czy to dobra decyzja?Czy starczy nam pieniędzy? Które miasto? Jaka wiza?

Przeszliśmy już przez 6 agentów (migracyjnych i edukacyjnych) szukając sposobu na powrót. Przekopałam  stos dokumentów, a teczka wciąż rośnie. Pomału czuje wyczerpanie fizyczne i psychiczne, i zaczynam kwestionować czy ta decyzja jest aby na pewno dobra.

Wiem, że jest, ale jest też cholernie trudna.

Emigracja – najtrudniejszą decyzją dla rodziny

Moja rodzina bardzo ciężko przyjęła informacje o moich planach powrotu do Australii. Główne argumenty to dystans, obawy przed utratą więzi, chyba też strach, że zostaną sami. W takim sensie, że z Anglii to tylko 2h lotu i gdyby mnie potrzebowali jestem niemal pod ręką. Prawda jest tak, że jeśli będzie się działo coś złego to jest oczywiste, że przylecę nawet z końca Świata. Jedynie zajmie to trochę więcej. Od czasu do czasu rodzina  stara się przekonać mnie do powrotu do Polski.

I wiecie co? Wkurza mnie to bardzo egoistyczne podejście. Bo mam wrażenie, że wszystkim na około wydaje się, że tylko im jest ciężko i trudno, że tylko oni zostaną sami, że tylko oni będą płakać w poduszkę, a ja to będę się wylegiwać na plaży. Kiedy realia są kompletnie inne.

Oni w trudnym momencie, w chwili smutku będą mieć swój ulubiony kubek z kawą pod ręką, ogród, do którego mogą iść na spacer, Maksię, do której mogą się przytulić, miejsca, które znają i lubią, kina, sklepy w których najchętniej robią zakupy, kabanosy. Wszystko to co znajome. Wszystko to co bezpieczne.

Nie zrozumcie mnie źle, tak pięknie opisałam swoje wrażenia z Australii, ale Australia to nie moja ojczyzna, to najlepszy wybór na teraz, jaki mamy pod ręką, ale to nie to samo co Polska i zawsze początki są trudne. A ja ten początek będę musiała przejść na nowo. Przypomnieć sobie jakie produkty w sklepie lubiłam, otworzyć konto w banku, wykupić Myki na tramwaj, znaleźć mieszkanie, znajomych, odszukać ulubione miejsca, uczyć się i rozmawiać w innym języku. W momencie smutku czy zwątpienia nie będzie niczego znajomego. No będzie Edgar 🙂 ale wiecie o co mi chodzi. 🙂

Emigracja to kompromis

Zmiana trudna, ryzykowna, kosztowna, ale często na lepsze. Zmiana, która wiąże się też z utratą czegoś. Znajomych, bliskich relacji, czasu, którego już się nie cofnie. I tego czasu panicznie się boję. Tego czasu z bliskimi, który bezpowrotnie stracę. I jestem tego świadoma. Jak również tego, że w tym konkretnym momencie w życiu emigracja to jedyna szansa na lepszą przyszłość.

Pisząc to nasunęła mi się myśl, że ktoś mógł by mnie teraz ocenić jako egoistkę, bo wybieram swoją lepszą przyszłość, zamiast być z rodziną. I wierzcie lub nie ale sama czasem zadaje sobie takie pytanie. Ale potem szybko przypominają mi się słowa mojej terapeutki: “To twoje życie, masz tylko jedno i musisz je przeżyć tak jak ty chcesz“. Oczywiście możliwie nie raniąc nikogo.

Chciałabym abyście zrozumieli, że decyzja o emigracji jest zawsze bolesna, nie tylko dla najbliższych ale szczególnie dla osoby opuszczającej swój kraj. To w końcu ona jedzie w nieznane/ ryzykuje/ mierzy się ze wszystkimi napotkanymi barierami, o których wy nawet nie pomyślicie.

 

Jeśli chcesz być na bieżąco zajrzyj na naszego Facebooka

Melbourne – pierwsze wrażenie zamknięte w pigułce.

Melbourne – pierwsze wrażenie zamknięte w pigułce.

Pierwsze wrażenie

Początki jak w każdym nowym miejscu są trudne. Dużo płaczu, poczucie samotności, wyobcowania. Byłam przytłoczona ogromem spraw do załatwienia, ale mimo wszystko miasto i ludzie zrobili na mnie dobre pierwsze wrażenie.

Ludzie

Ludzie byli bardzo życzliwi i pomocni, ciągle uśmiechnięci i zadowoleni z życia. Nadal mnie to zadziwia, że można być ciągle tak wesołym i miłym. Wiem, że ich How are you? jest powierzchowne, ale po dłuższym czasie stwierdzam, że to bardzo ważne. Wchodzisz do sklepu i wszyscy są mili, pytają jak Ci minął dzień. Super!

Pogoda

Miesiąc temu było ok 😀 Teraz jest różnie. A w sumie to miesiąc temu też nie było aż tak przyjemnie. Wiecie dlaczego? Bo W Melb pogoda zmienia się kilka razy w ciągu dnia. W lutym nosiłam zawsze buty i krótkie spodenki na zmianę. Teraz w plecaku zawsze mam kurtkę i sweter bo z 28C może się nagle zrobić 15. Pogoda bardzo mnie rozczarowała, chociaż słyszałam, że jest zła, ale nie sądziłam, że aż tak. Inna sprawa, że problem mógłby być mniejszy gdyby nie brak ogrzewania w domach. Przez co w mojej kuchni i łazience jest średnio 16C.

Miasto

Miasto wydawało mi się ogromne. Przez pierwsze dwa miesiące. Tak naprawdę Melbourne to CBD, czyli ścisłe centrum z wieżowcami, knajpkami, klubami, sklepami i sławnymi uliczkami z graffiti. Jest też nowoczesna dzielnica Docklands i Southbank, a poza tą strefą rozciągają się pozostałe dzielnice, które wyglądają niemal identycznie. Każda ma główną ulicę ze sklepikami, knajpkami, pocztą i ratuszem, a na około są domki jednorodzinne lub (z rzadka) bloki.

Do każdej dzielnicy dojeżdża Metro (tylko z nazwy, bo to tak naprawdę kolej miejska, naziemna). Centrum jest bardzo nowoczesne. Bardzo 😀 Dużo szkła, betonu, ale i zieleni, bo Melbourne jest niezwykle zielonym miastem. W CBD jest bardzo tłoczno, dużo Azjatów, ale i dużo rozrywek i tajemnych uliczek na których można się zgubić. Polecam, bo można znaleźć ciekawe miejsca 🙂

Początkowo CBD trochę mnie przytłoczyło. Za dużo się tam dzieje. Czułam się przygnieciona nadmiarem … wszystkiego. Odgłosów, kolorów, ludzi, ruchu drogowego. Teraz, kiedy już lepiej poznałam miasto lubię tam spędzać czas. Szczególnie nad rzeką, gdzie ludzie spotykają się po pracy, siedzą na trawie z piwem i nigdy nie wiesz czy zaraz ktoś do ciebie nie zagada i tak poznasz kogoś ciekawego. Dodam, że jedzenie to kolejny powód częstych odwiedzin CBD 😀 ale o tym później.

melbourne

A jak wygląda reszta miasta?

Wiele domów wybudowanych jest w stylu wiktoriańskim, z charakterystycznymi zdobieniami. Nowe budynki są niezwykle nowoczesne. Niektóre robotnicze dzielnice zachowały częściowo swój charakter. I tak przykładowo, Richmond gdzie pracuje było kiedyś taką dzielnicą. Kiedy zejdzie się z głównej ulicy można znaleźć stare hale i magazyny, ale najbardziej charakterystyczne są wysokie kominy 😀

melbourne

Cieszę się, że dopiero teraz opisałam wam (w pigułce) moje wrażenia. Myślę, że gdybym zrobiła to wcześniej nie byłabym w 100% obiektywna. Teraz czuję, że zakochuje się w tym mieście i w ludziach, którzy są wyjątkowi.

W piekarni, w której pracuję mamy taką małą społeczność. Wszyscy się znają. Wiem jaką kawę piją chłopaki z warsztatu po drugiej stronie ulicy, wiem, że Sam, właściciel tego warsztatu chce kupić dom w Wietnamie, a John z restauracji obok lubi imprezować w Crown Casino. Oni wiedzą, że jestem z Polski, że uwielbiam psy i uczę się jeździć na deskorolce 🙂  ❤️

 

Prywatny przewodnik

Jeśli marzy Ci się wyjazd do Australii, chciał/a byś zobaczyć wszystkie te piękne miejsca, pogłaskać koalę, spróbować lokalnych win, ale nie wiesz jak zaplanować taki wyjazd – napisz do mnie.

Jestem przewodnikiem z kilkuletnim doświadczeniem. Pracowałam m.in. dla Itaki i Rainbow. Z chęcią przygotuję ci wstępny (a potem i końcowy) plan podróży, pomogę znaleźć tanie loty oraz doradzę jak zorganizować wizę, tranzyty i transport po kraju. 

Chętnie również będę twoim przewodnikiem, tu na miejscu – jeśli nie czujesz się na siłach na samotne zwiedzanie 🙂 

Napisz do mnie na monika.kaczmarek07@gmail.com lub przez Facebook

Australia Work&holiday visa – wiza z agencją

Australia Work&holiday visa – wiza z agencją

Wiza z agencją

Jeśli przed wami proces wizowy do Australii pewnie zastanawiacie się czy sami dacie sobie radę. Być może moja historia pomoże wam podjąć decyzję. Wiza z agencją nie była moim planem ale zmieniłam zdanie. Dlaczego? Posłuchajcie..

[Nie jest to żadna reklama. Nikt nie płaci za tego posta.]

UPDATE

Od 2017 proces wizowy się nieco zmienił. Są obecnie dwie tury – letni i jesienna. Limit zwiększono do 300 osób i bodajże możliwa jest aplikacja online. Niemniej poniższe informacje mogą wam się przydać.

Moja historia…

Zaczęła się od spotkania właśnie z taką Agencją. Początkowo zabrałam się za wszystko sama. Jednak obawiając się, że nie ogarnę postanowiłam skorzystać z pomocy pani Magdy z Australia Study.

Większość rzeczy załatwiłam sama. Jednakże, do tego stopnia nie umiałam oddać tak ważnej sprawy w obce ręce, że mimo, iż to pani Magda miała mój wniosek do ministerstwa (jak i kilku innych osób), to sama postanowiłam stanąć w kolejce i zabookować dla niej miejsce. I dobrze zrobiłam, bo byłam 50 na liście przychodząc o 5 rano 1 lipca. Jak się potem okazało najważniejszy był jednak moment odbioru listów z Ministerstwa, a na to dałam już upoważnienie pani Magdzie. Moja obecność na nic by się zdała, bo nawet nie weszłabym do budynku.  Musiałam zaufać, że wszystko pójdzie dobrze. I poszło.

Złość

Wiele osób hejtuje agencje i osoby z nimi współpracujące. Faktycznie przede mną stał w kolejce agent z plikiem 50 wniosków i to jest trochę słabe. Niewiele osób jednak wie, że wniosek ten w ich imieniu może złożyć koleżanka czy babcia. Tym samym ja mogłabym mieć plik 30 wniosków. Moja agencja wspierała zaledwie kilka osób, bo na tyle mogli sobie pozwolić. Nie widziałam wiec, w tym nic niestosownego, że złożymy 10 wniosków od razu. Ale w kolejce okazało się, że agenci to samo zło i postanowiłam się nie przyznawać kim jestem, a z panią Magdą umówiłam się, że będzie udawać moją ciocię, aby nie wywołać niepotrzebnych awantur.

Niepewność

Z perspektywy czasu widzę, że z wieloma sprawami poradziłam sobie sama. Niemniej pani Magda zrobiła jedną, kluczową rzecz – zawiozła na czas wnioski do Berlina. A i z tym były pewne komplikacje, bo na kilka dni przed startem naboru Ambasada Australijska wyłączyła telefon dla petentów (z natłoku telefonów) i ogłosiła, że wnioski mogą napływać jedynie pocztą. Zaczęły się gorące rozważania jak to zrobić, który kurier najszybciej je dowiezie, w grę wchodziła nawet poczta lotnicza prywatnym samolotem DHLu. I tu nieoceniona okazała się właśnie Agencja. Bo agenci mają swoje sposoby aby kontakt z ambasadą mieć. I tak, nic mi nie mówiąc (aby zapobiec wyciekowi informacji), zostawiając mnie w stresie, pogodzoną, że właściwie szanse już przepadły pani Magda pomknęła do Berlina, bo jak się okazało jednak można było te wnioski złożyć osobiście 🙂

Radość

Zadzwoniłam wieczorem, właściwie już zrezygnowana z zapytaniem jak poszło. A w telefonie słyszę: „Właśnie wracam z Berlina, twój wniosek czeka na rozpatrzenie, zadzwonię wieczorem”. Byłam w takim szoku, że zaczęłam tańczyć i skakać. Siedziałam wtedy w pracy, w najbrzydszym biurze na Świecie, w Rainbow w Swadzimiu. Byłam w małej, brudnej kuchni, w której utknęłam na kilka miesięcy i z której myślałam, że nie uda mi się tak szybko uciec. I nagle taka wiadomość. Przed oczami pojawiły mi się piękne plaże, dzikie zwierzęta i daleka podróż, o której zawsze marzyłam. Byle gdzie, byle daleko.

Jak zdobyć wizę? Zajrzyj tutaj.