Ślub polsko-meksykański, czyli jak zorganizować i nie zwariować :)

Ślub polsko-meksykański, czyli jak zorganizować i nie zwariować :)

Ślub? Ale jak to? Czyli wyjaśnienia.

Ci co mnie znają wiedzą, że nigdy za mąż wychodzić nie planowałam, bo nie popieram instytucji małżeństwa. Zwyczajnie nie uważam, że posiadanie papieru coś zmienia w obrębie uczuć. 

Ale fakt, że nie popieram instytucji małżeństwa nie oznacza, że nie popieram miłości, a ta napotkałaby wiele dodatkowych przeszkód gdyby nie zawarcie związku małżeńskiego. Niestety w Polsce nie zyskuje się tym żadnych przywilejów ani ulg dlatego też w Polsce nie mieszkamy. Poza Polską akt małżeństwa to spore ułatwienie i przyspiesza wiele procesów. 

Dlaczego nie popieram małżeństwa?

Być może to 3 pokolenia rozwodników w mojej rodzinie. Obraz małżeństwa nie wygląda przy tych statystykach zachęcająco 🙂 Ale to chyba nawet nie to. Dla mnie problem leżał bardziej w poczuciu utraty czegoś. Wolności? Niezależności? Biorąc ślub bierzemy niejako odpowiedzialność za daną osobę, ze jego dobre samopoczucie, szczęście, zdrowie.

Zrozumiałam jednak, że będąc w związku i tak ma się już to poczucie odpowiedzialności i żaden papier czy tym bardziej ksiądz tego nie zmieni. Po ślubie nie ma żadnej znaczącej różnicy. Nie pojawia się magiczna moc, ani złota kula u nogi. Ciągle jesteśmy tacy sami. Jedynie mamy to poczucie, jakbyśmy się postarzeli o 10 lat, w jeden dzień 😀 😀 🙂 

Pomysł

Pomysł na ślub. Wiem, brzmi śmiesznie :), ale tak trochę było. Oczywiście rozmawialiśmy o takiej ewentualności, ale raczej w dalekiej przyszłości. Po przyjeździe do Europy okazało się jednak, że nie mamy za dużo tej przyszłości do zastanawiania, bo Edgar może legalnie przebywać w UE tylko 3 miesiące i trzeba coś postanowić. Znajomi podeszli do tego sceptycznie, rodzina też, na początku. 

Obiekcje dotyczyły głównie, krótkiego czasu znajomości. Ale niech mi ktoś pokaże gdzie jest napisane po ilu latach czy miesiącach można wziąć ślub?

Obrączki

Obrączki

Realizacja

Realizacja. Kolejny punkt dla, którego nie lubię ślubów. Istna droga przez mękę. Kilka razy nawet zastanawialiśmy się, czy aby nie rzucić tego w cholerę. Nagle wszyscy stali się znawcami wesel i obrońcami tradycji. 🙂 Ślub był piękny ale daleki od moich marzeń. 

Dlatego marzy mi się drugi ślub (albo raczej ceremonia), spirytualny w Bacalar, Mexico. Taki bardziej nasz. Taki kiedy możemy powiedzieć naprawdę co myślimy i czujemy do drugiej osoby. Magiczny. Na plaży, o tej porze kiedy cienie są długie i wieje ciepły wiatr. Ja w plażowej sukience, on w krótkich spodenkach 😀  Palmy, zapach olejku kokosowego i 28 stopni. 🙂

Od pomysłu do realizacji długa droga. Dla nas tym bardziej, bo ślub z obcokrajowcem  z non-EEA to walka z systemem na każdym kroku.

 

Droga prawna

1..Zebranie wszystkich niezbędnych dokumentów (przesłanie ich z Meksyku i przetłumaczenie na miejscu),

2. Wyznaczenie daty w USC (w Poznaniu trafiliśmy na debili, którzy najpierw kazali nam załatwić jeden dokument w Ambasadzie Meksyku w Warszawie, a następnie podważyli tłumaczenie tłumacza przysięgłego, w tym wypadku konsula, bo nie mogli doszukać się jednego wyrazu, który był w wersji polskiej, a w wersji hiszpańskiej już nie. Tłumaczenie, że hiszpański ma inny szyk zdania i słowo to znajduje się w innym miejscu nie pomogło. Dodam, że Panowie nie mówią po hiszpańsku. Skończyło się na tym, że odesłano nas do sądu, aby brakujący dokument uzupełnić.) Zastanawiacie się jaki to ważny dokument trzeba pokazać, że aż wysyłają cię do sądu? Dokument poświadczający twoje prawo do zawarcia związku małżeńskiego. Meksyk takiego dokumentu nie wydaje, bo mają to zagwarantowane konstytucją, a stan cywilny określa Odpis Stanu Cywilnego.

3. Ostatecznie ustalenie daty w USC w Kórniku. Polecam wszystkim obcokrajowcom. Tam przynajmniej traktują cię jak człowieka, a nie numer.

4. Rozprawa sądowa. Po 2 miesiącach czekania. Rozprawa wyglądała jak prawdziwa rozprawa. Ja po jednej stronie, on z tłumaczką po drugiej i sędzina, z twarzą jakby prowadziła sprawę o morderstwo z premedytacją. My przerażeni. Pytania z kosmosu: o choroby psychiczne, związki kazirodcze i uzależniania. Czy polaków też o to pytają?  Decyzja pozytywna – o zwolnieniu z okazania dokumentu, którego Meksyk nie wydaje 😀 Dwa tygodnie na uprawomocnienie i można działać.

O kosztach nie będę nawet wspominać, bo myślę, że niektórym mogłoby się zrobić ciepło, ale powiem, że już za samą tę kwotę można by było mały ślub wyprawić. A to tylko krok pierwszy.

Dla niewtajemniczonych: śluby w Polsce to koszt od 20 do nawet 60 tys. PLN (i to takie średniej wielkości). Co przy średnich zarobkach rzędu 2500 robi już kwotę bardzo bolesną dla portfela.

Organizacja

Kiedy już zakończyliśmy batalię z sądami i urzędnikami przyszedł czas na organizację wesela. Ci co mają na to rok i jeszcze nie mogą się wyrobić – zapraszam po porady. Ogarnęliśmy w 4 miesiące. Ale było nerwowo momentami.

Sala

Znalezienie sali w tak krótkim czasie graniczy z cudem. Zajęło nam to trochę czasu. Właściwie salę wybraliśmy na końcu, jakiś miesiąc przed ceremonią. Nie polecam. Nie wiadomo co wpisać na zaproszeniach. Sporo szukaliśmy i ostatecznie wybraliśmy Bagatelkę w Miłosławiu. Magiczne miejsce. 🙂

Bagatelka

 

Menu

Kolejny powód do sporów, bo my chcieliśmy taniej (tak żeby się głupio nie zadłużać lub nie sprzedawać nerki). No ale tradycje! Z tradycjami mieliśmy sporo problemów, bo nagle one stały się najważniejsze. Jedzenia więc musiało być dużo. Tak samo alkoholu. Jestem przeciwniczką wódki, no ale to przecież Polska tradycja.

Dekoracje

Dekoracje robiliśmy sami od początku do końca. Pojechaliśmy do lasu, potem do sklepu ogrodniczego i dobraliśmy dodatki, które potem zaaranżowaliśmy 🙂 Chcecie wiedzieć ile wydaliśmy? 🙂 Nie powiem, bo ci co za samych desinerów płacą 800 zł by mnie udusili 🙂 No dobra, ok. 250zł. My poznaniacy gospodarzymi pieniedzmi prawidłowo 😀

Książkę na życzenia zamówiliśmy przez internet, ale na 2 tygodnie przed okazało się, że nie ma takiego drewna na okładkę, które chcieliśmy. Wybraliśmy zamiennik i książka doszła na 3 dni przed ślubem. Zaproszenia też z internetu. Dekoracje kwiatowe były skromne, bo staraliśmy się już na koniec nie wychodzić poza budżet, który i tak przekroczyliśmy dwukrotnie niż planowaliśmy (głownie przez zmianę lokalu).

Sukienka

Z internetu. Nie róbcie tego! Błąd! Przyszła za późno i nie było czasu na wszystkie poprawki. Ale za to nie była droga 😀

Obrączki

Pierścionki to tradycyjne obrączki z Hawajów (Koa wood i australijski opal) i stamtąd też przyleciały. Niestety nie trafiliśmy z rozmiarem i musieliśmy je odesłać i poczekać na nowe. W tym czasie na Oahu wybuchł wulkan i ewakuowano część wyspy. Wysyłka nowych obrączek się przeciągnęła. Potem zostały zatrzymane na cle w Poznaniu, gdzie spędziliśmy 4h oby je wyciągnąć, bo zaadresowane były na Edgara i tu małe móżdżki tłuściutkich urzędników zaczęły się przepalać.

Tort

Wybór tortu wcale nie jest taki łatwy. Najpierw szukaliśmy w tradycyjnych sieciówkach, jak Elite czy Gruszecki. Tamtejsze torty to jeden wielki, słodki krem, a tort na 50 osób to koszt prawie 1000 zł. Połowa mojej pensji. 🙂 Szukaliśmy osoby która zrobiła by tort z ozdobami w stylu meksykańskim. Miała to być niespodzianka. Nie łatwo znaleźć utalentowaną osobę. Większość cukierni stawia na naked cake bo to najprostsza forma. Fajnie wygląda, ale to nie to co chcieliśmy. Po nitce do kłębka trafiliśmy na Panią Alinę, którą z całym sercem polecam. Prawdziwa pasjonatka i artystka. Spędziłyśmy na telefonie dobrą godzinę rozmawiając o projekcie i pomysłach. Co ważne torty Pani Aliny nie tylko są piękne, ale też bardzo smaczne. Nasz tort nie był typowy, bo nie był biały. 

Co sądzicie?

 

DJ, Fotograf i inne drobiazgi

Nie wyobrażałam sobie ile drobnych elementów trzeba zaplanować. Przed rozpoczęciem procesu organizacyjnego wydawało mi się, że to tylko USC, sala, menu, sukienka i fotograf. Okazało się, że jest tego dużo więcej i kiedy już się cieszyliśmy, że wszystko załatwione wychodziło nowe. A to DJ, playlista (co by discopolo uniknąć), rozlokowanie gości przy stołach (o to w moim przypadku wcale nie było taki łatwe 🙂 ), zakaz tych głupich gier weselnych, rozsyłanie zaproszeń, itp. Do niedawna zastanawiałam się dlaczego śluby planuję się aż rok lub dwa. Teraz już wiem 😀 😀

Goście

Rodzina Edgara jest z Meksyku, ale część mieszka w Hiszpanii, Kanadzie, siostra z rodziną w Anglii. Martwiliśmy się czy będą w stanie przyjechać. Oczywiście plan był taki, że priorytetowo organizujemy najbliższą rodzinę, czyli rodziców i rodzeństwo z rodzinami. Chodziło głownie o logistykę.

Tak się złożyło, że kiedy Edgar zadzwonił do mamy z radosną nowiną w domu było akurat małe przyjecie rodzinne i nagle z zaproszonych rodziców, zaproszona została cała rodzina 😀 😀 Nie do końca był to nasz plan, ale pokazuje to w dość zabawny sposób kulturę, która nam jest zupełnie obca. W Polsce jak wiemy, na wesele przychodzi ściśle określona grupa osób, zaproszona oficjalnym zaproszeniem na papierze 😀 W Meksyku na ślub przychodzi każdy kto chce. I tam mam to sens, bo każdy z gości partycypuje w kosztach przynosząc coś na wesele. U nas wiadomo, że koszty spadają na rodziców i taki system nie przejdzie, więc jak bardzo byśmy chcieli zaprosić wszystkich to po prostu tak to nie działa.

Oczywiście nie do końca wierzyliśmy, że wszyscy się zorganizują. Założyliśmy liczbę gości na 40 osób, bo na tyle nas było stać. I czekaliśmy na potwierdzenia z zagranicy. Musieliśmy wiedzieć ile osób faktycznie przyleci. Znając już liczbę gości Edgara mogłam zacząć robić listę swoich gości. Ze względu na budżet (jak to zazwyczaj bywa) lista była bardzo okrojona, do najbliższej rodziny i kilku znajomych.

Teraz tak sobie myślę, że chyba to też jest powód dlaczego śluby planuje się z 2,3 letnim wyprzedzeniem. Trzeba jakoś zaoszczędzić pieniądze. Nam pomogli finansowo moim rodzice, za co jestem ogromnie wdzięczna. Bez tego wsparcia trudno nam byłoby cokolwiek zorganizować. 🙂

Ślub dwujęzyczny

Moja rodzina mówi głownie po rosyjsku, niemiecku, angielsku i oczywiście po polsku. Rodzina Edgara właściwie tylko po hiszpańsku, z małymi wyjątkami na język angielski. Jak się porozumieć? Początek był dość zabawny, my pojechaliśmy na koncert Bruno Mars i odbiór gości z lotniska spadł na mamę, Pawła i moją siostrę. Pierwsza była rodzina z Hiszpanii z dwoma nastoletnimi synami mówiącymi trochę po angielsku, więc jakoś dali sobie radę 🙂 Resztę odbieraliśmy już my.  Większość gości przeleciała na ok. 3 dni przed ślubem.

Aby przełamać lody  przez te kilka dni zorganizowaliśmy grilla w ogródku, zwiedzanie miasta, wyjścia do restauracji, itp. Początkowo Edgar i ja byliśmy tłumaczami. Czyli ja tłumaczyłam z polskiego na angielski, a on z angielskiego na hiszpański. Lub odwrotnie 🙂 Mind-blow 🙂 Po tym iście wyczerpującym doświadczeniu postanowiłam nauczyć się hiszpańskiego 🙂

Po jakimś czasie pokazaliśmy wszystkim jak działa aplikacja Translator i od tej chwili nasze życie stało się choć trochę łatwiejsze 🙂 Wiele było przy tym śmiechu i zabawy, ale wiecie Translator nie zawsze odda to co chcesz powiedzieć.

Transport

Na koniec przyszło nam się mierzyć z problemem transportu. A jakże. Nie może być za łatwo. Oczywiście goście z Polski się zorganizowali i tym bardzo nam ułatwili życie. Niemniej musieliśmy zorganizować transport dla bodajże 16 osób.  I tak naprawdę nie był by z tym żaden problem, kwestia 2 telefonów, ale nasi goście z zagranicy  obiecali, że sami wszystko zorganizują i my nie musimy się martwić. Błąd! 😀 Organizujesz swój ślub? Ktoś nie ma transportu? Bierzesz od takiego delikwenta kartę kredytową i załatwiasz transport. I tak trzeba było zrobić. Ufanie, że ktoś coś sobie sam załatwi wystawiło moją i nie tylko moją cierpliwość na próbę. Gdyby nie fakt, że to rodzina mojego przyszłego męża machnęła bym ręką i tyle. Nie załatwili, nie jadą. No ale to w końcu rodzina 🙂 I tak, w DNIU ŚLUBU Paweł załatwiał samochody, którymi goście pojechali do Kórnika.

Wydaje się zabawne? Niestety nie było nam do śmiechu. A najbardziej było mi żal Edgara, który do ostatniej godziny stresował się czy jego rodzina będzie na weselu czy nie.

Ceremonia

Ceremonia odbyła się w Zamku w Kórniku i była piękna. Niestety nie nagrała się z dźwiękiem, bo zapomniałam wyciągnąć kamerę z obudowy wodoszczelnej 😀 Ponoć jak nie ma wpadek to będzie się miało pecha. To chyba można zaliczyć jako wpadkę 😀

Od samego początku towarzyszyła nam nasza tłumaczka Joanna Majewska-Paul, która była z nami w sądzie, w USC na podpisaniu dokumentów, a potem na samej ceremonii. Zgodnie z prawem tłumacz musi być obecny, żeby Edgar wiedział co podpisuje. Inaczej po kilku miesiącach mógłby powiedzieć, że nic nie rozumiał i właściwie to się chce wypisać 😀

Zabawa

Zgodnie z tradycją było powitanie chlebem i solą, zbijanie kieliszków, które nie do końca nam wyszło z pierwszym razem, 🙂  pierwszy taniec (który zaimprowizowaliśmy, bo nie było czasu na lekcje wymyślnego układu), życzenia i prezenty, krótka sesja fotograficzna, no i zabawa.

Jakimś magicznym sposobem czas galopował szybciej niż zwykle i te kilka godzin upłynęło jakby w kilka minut. Teraz rozumiem dlaczego tradycyjne śluby trwają 3 dni 🙂

Rodzinnie: z siostrą, bliźniaczką 🙂 i z tatą. 

Rodzinnie: z tatą i moimi pięknymi dziewczynami: siostrą i kuzynkami, Pauliną i Martyną 

#girlpower

Sesja zdjęciowa

Sesja zdjęciowa, która miała być taka romantyczno-eteryczna. 😀 Trochę nam nie wyszło, ale ciężko jest udawać emocje przed obiektywem. I chyba to trochę sztuczne, więc jest na wesoło 🙂 Też jest spoko, moim zdaniem 🙂

Porady i pytania

Nie powiem, że jestem ekspertem w dziedzinie wesel, ale na pewno wiem więcej niż każdy kto robi to po raz pierwszy. My dodatkowo pobiliśmy rekord prędkości. Dlatego jeśli coś ci się spodobało, dekoracje, obrączki, daj znać. Chętnie pomogę, doradzę 🙂

Streszczenie 2018 – krótko i na temat, o tym dlaczego zaległa cisza na blogu. Spokojnie, już wracamy!

Streszczenie 2018 – krótko i na temat, o tym dlaczego zaległa cisza na blogu. Spokojnie, już wracamy!

hej Pysiaczki

Jedziemy z tym koksem, bo trzeba wrócić do tematów podróżniczych. Wyjaśnię wiec na szybko i krótko co się u mnie działo, że się nie pisało na bloga. A następnie już nieco bardziej interesujące tematy. Zabiorę was do parnej Indonezyjskiej dżungli, na rajskie, Australijskie plaże i chaotyczne drogi Bali. 

Pożegnanie Australii

Ci co śledzą wiedzą, że w styczniu (2018) opuściłam Australię i  prawie dwa miesiące podróżowałam po Azji. Dokładnie Indonezji i Malezji. Szczegóły niebawem na blogu.

Pożegnanie z Australią było bardzo bolesne i tak naprawdę już na dwa tygodnie przed wyjazdem czułam, że to zła decyzja. Niestety było za późno, żeby to odkręcić (więc teraz kombinujemy jak wrócić :D).

Anglia

W marcu wylądowaliśmy w zimnej, mokrej, szarej, generalnie paskudnej Anglii. Po zielonych i słonecznych lasach Indonezji był to prawdziwy szok temperaturowy i kulturowy. Miesiąc mieszkaliśmy u rodziny Edgara w Hinckley. Niewiele dobrego mogę powiedzieć o tym miasteczku. Małe, szare, malutkie centrum, kilka kawiarni, kilka ładnych pabów, okolica po -górnicza, wiec każdy kto kojarzy film Billy Eliot wie jak tu wygląda. Wizja mieszkania tam przez więcej niż kilka tygodni budziła we mnie lęk i poczucie depresji.

Aczkolwiek rodzina bardzo nam pomogła pozwalając nam mieszkać u siebie, za co jestem wdzięczna. Niemniej dla mnie był to kolejny szok. Tym razem kulturowy. Rodzina Edgara to mix hiszpańsko-meksykański.

Wakacje w Polsce

Wiosną przelecieliśmy do Polski. Tutaj spotkaliśmy się z bandą administracyjno-urzędniczych półgłówków. Jak to mówi moja koleżanka – tępe dzidy. Ale o tym w kolejnych postach (warto poczytać – będzie się z czego pośmiać). Oprócz walki z systemem podróżowaliśmy po kraju i trochę organizowaliśmy nasz ślub 😀 Swoją drogą chyba najszybciej ogarnięty ślub (przynajmniej wśród znajomych). Polecam się dla planujących własny ślub. Chętnie pomogę 😀 Zabawne i mniej zabawne historyjki z planowania ślubu w kolejnych odsłonach 😀

Anglia ponownie

Początkowo myśleliśmy, że będzie to emigracja, ale zdecydowaliśmy, że raczej pitstop. Jesteśmy tu niecałe 3 miesiące, więc pewnie spora większość powie, żeby nie marudzić, bo to dopiero początek. Zrobiliśmy jednak analizę porównawczą i niestety, Anglia nie jest nawet blisko Australii pod kątem poziomu życia, pogody, itp. Jedyny plus, ale za to bardzo duży to bliskość Europy i możliwość wyskoczenia na zakupy do Berlina czy Mediolanu. 😀 Jeśli ma się czas i pieniądze. I ochotę.

Wiem, że tak samo było z Melbourne. Narzekanie (takie Polskie, nie. A wiecie, że Hiszpanie są jeszcze gorsi?), a potem wielka miłość. Jestem świadoma, że Leeds będzie bliskie memu sercu, jak każde miejsce, w którym mieszkałam, ale póki co nie widzę tu swojej długoletniej przyszłości.

Także pewnie nas gdzieś znowu poniesie. 

Jakieś propozycje? 

W jakich krajach mieszkacie lub jakie polecacie? 🙂

Ej Pyśki,

na koniec podzielę się z wami moją ukochaną piosenką. W sam raz na piątkowy wieczór, do potańczenia 😀

Polska vs. Australia – różnice i podobieństwa

Polska vs. Australia – różnice i podobieństwa

WSTĘP

Coś o opinii na początek.

Poniższy post, jak i wszystkie inne zawierają moją prywatną opinię na dany temat. Moja opinia nie jest ani lepsza, ani gorsza od Twojej (takie rozróżnienie nie istnieje). Moja opinia może być po prostu INNA niż Twoja.

Dlaczego o tym piszę? Zauważyłam, że jest pewna grupa odbiorców, którzy albo odbierają moje teksty bardzo personalnie, albo mają niepohamowaną potrzebę wyrzucenie z siebie pokładów negatywnych emocji, wynikających jak sądzę z niezadowolenia ze swojego życia.

Dlatego zanim napiszesz komentarz Pamiętaj, że na moim blogu nikt nikogo nie oczernia, nie ocenia, nie hejtuje. Każdy za to może wyrazić swoją, INNĄ (niż moją) opinie.

Buziaki 🙂

Czy Polska ma  w ogóle coś wspólnego z Australią?

Wiadomo, że pod wieloma oczywistymi względami Polska nigdy jak Australia nie będzie, ani Australia, jak Polska. Nie mamy palm (warszawska się nie liczy), ciepłego morza z rekinami (:P), niespotykanej nigdzie indziej fauny. Tu od razu napisze dla obrońców Polski, że oczywiście nasza ojczyzna też piękna, inna, bogata w historię, której w Australii zwyczajnie nie ma. A ta co była skrupulatnie jest zamiatana pod dywan. 

Z Australią mamy co nieco wspólnego. Modne stało się zdrowe jedzenie, bycie fit i męskie brody (tu niestety panowie przeczytali chyba tylko połowę artykułu pt. jak udawać Wikinga, bo sama broda to nie wszystko :D) . Obawiam się, że tutaj podobieństwa się kończą.

Różnica między Polską, a Australią której zapewne nigdy nie zmienimy.

Ciężko będzie dogonić Australię pod względem ekonomicznym. To pewne. Chyba, że rozwiniemy sektor edukacyjny. Dojąc studentów międzynarodowych jak krowy na łące, a w zamian dając im niski poziom edukacji, ale za to w Europejskim kraju (tak mniej więcej działa system edukacji w Australii, ale to długi temat i na kiedy indziej). Do niedawna wydawało mi się, że jest jednak coś dobrego co na Polską ziemię można by przenieść, i że jest to możliwe. Co to takiego? Nastawienia do drugiego człowieka, szczególnie w kontakcie klient – ekspedient/sprzedawca.

W Australii sprzedawca wita cię uśmiechem, pytaniem Jak się masz (nawet jeśli ma to w dupie, miło to usłyszeć), jak może pomóc. Na tym obsługa się nie kończy. Zagaduje, dopytuje jak ci mija dzień i czy jedzenie smakowało. W opozycji, tutaj ani dzień dobry, ani uśmiechu, nic. Zaraz podniosą się głosy, że pewnie w złe miejsca chodzę. Oczywiście, że nie wszędzie tak jest, i że generalizacja nie jest dobra. Są wyjątki od reguły. Niemniej to malutki odsetek w porównaniu z większością.

Dlaczego Polska nie dogodni Australii?

Obsługa klienta to najważniejszy element pracy. Jeśli jest na niskim poziomie klientów tracimy. Logiczne. W Polsce jednak doszło do pewnego wypatrzenia. Zdecydowana większość pracowników ma potencjalnego klienta w dupie (nie ci co mają własne firmy, oczywiście, ci uwijają się jak pszczółki). W innym kraju po prostu poszlibyśmy do innego sklepu/szpitala/restauracji. Tutaj nie mamy za bardzo wyboru, bo idziemy gdzie indziej, a tam powtórka z rozrywki.

Przykład:

Australia

W Melbourne weszliśmy do sklepu Tesli. W japonkach, szortach, nieco spoceni. Ekspedientka z wielkim uśmiecham oprowadziła nas po sklepie pokazując poszczególne samochody, tłumaczyła skomplikowaną specyfikę zawieszenia, zaproponowała ściągnięcie aplikacji, na którą wysyłać będzie do nas nowości. Traktowała nas jakbyśmy mieli za chwile kupić samochód za pół miliona dolarów. I wiecie co? Jeśli będzie mnie kiedyś stać na drogie auto to kupię właśnie Teslę. Dzięki takiej, a nie innej obsłudze.

Polska

Szukałam butów na specjalną okazję. Poszłam do Starego Browaru w Poznaniu. Jak wiadomo część sklepów jest bardzo droga dla przeciętnego Polaka. Niemniej jak wchodzę do danego sklepu zdaję sobie sprawę, że może być drogo. Skoro już weszłam to znaczy, że chce coś kupić, a nie że się zgubiłam. „Obsługa” wygląda tak: wchodzę, mówię dzień dobry (choć to ona/on powinien mnie powitać), zero odpowiedzi, rozglądam się mimo wszystko, kontem oka widzę jak ekspedientka taksuje mnie wzrokiem, widzi trampki, szorty, ocenia. Wnioskuje, że nie warto nawet powiedzieć dzień dobry. Wychodzę, a ona traci klienta. Kolejne zakupy zrobię online.

I to nie jest pojedynczy przypadek. Niemal w każdym sklepie, do którego weszłam sytuacja była podobna.

Dopóki będziemy traktować w taki sposób potencjalnego klienta nigdy do standardów Australijskich się  nie zbliżymy. A już nie porównując do innych państw, czy nie było by milej po prostu okazywać jakieś ludzkie uczucia od czasu do czasu. Trochę empatii. Rozumiem, że się nikomu nie chce wysilać za minimalną krajową, ale wydaje mi się, że można czerpać większą radość z pracy będąc miłym, pogodnym, pomocnym. Jak nie dla pieniędzy to dla własnej satysfakcji dobrze wykonanego zadania.

Polska

Polska ma jednak coś czego Australia nigdy mieć nie będzie.

Historię. Bogatą, długą, bolesną. I to dzięki tej hostorii jesteśmy narodem tak zjednoczonym i w chwilach trudnych, jak chociażby pandemia Covid-19 (2020) działamy dla wspólnego dobra, dbamy jeden o drugiego. W Australii trochę tego brakuje. Takiego uczucia jedności. I nie ma co się dziwić. Co australijczykow jednoczyć? Australia to kraj zbudowany na emigrantach, z każdego zakątka Świata. Dzieli ich historia, kultura, obyczaje, kuchnia, poglądy religijne, języki, nastawienie do pracy, kobiety, zwierząt.

I mimo, że Australia chucznie krzyczy, że jest krajem emigrantów, ci ludzie nie tworzą jedności. I systuacja z pandemią Civid 19 boleśnie to potwierdziła. Emigranci bez stałego pobutu zostali pozostawieni sami sobie, studentom, którzy wnoszą ogromny wkład finansowy w ekonomię kraju (edukacja to 3 najsilniejszy sektor gospodarczy napędzający kraj) pokazano drzwi, a Premier osobiście powiedział, że jak “ich nie stać na pobyt w Australii to mają wracać do domu”.

Polska więc nie jest może najlepszym krajem do życia, ale Australia też nie. Zasadniczo będąc emigrantem zawsze jest się obywatelem drugiej kategorii.

Żyrardów – miasto Robotniczych Aniołów

Żyrardów – miasto Robotniczych Aniołów

Początki bywają trudne. Wyjątek stanowi PKP, tu zawsze jest trudno.

Początek mojej małe podróży miał miejsce na Dworcu Głównym w Poznaniu. Zaczęło się jak zwykle, jak to w PKP. Miał być wagon dla rowerów, wagonu brak. Pół godziny opóźnienia i już wiem, że na kolejny banę nie zdążę. W tym momencie pojawiła się myśl: Powinnam posłuchać siostry. Powiedziałaby teraz: ,,A nie mówiłam. Trzeba było upchnąć rower do samochodu.” Ach, ta moja przekorność.

Na szczęście przy pomocy uprzejmego przechodnia i dopingu konduktora udało mi się zapakować rower na tył pociągu. Po drobnych perturbacjach można było spokojnie rozsiąść się z książką, która zbyt długo czekała na półce. Cel Żyrardów!

Żyrardów dziś

Obecnie osada  jest na początku drogi rewitalizacji, ale jej tajemnicza aura przyciąga pierwszych ciekawskich turystów, co przyczynia się do rozwoju.  Miałam przyjemność nocować w jednym z budynków w który tchnięto nowe życie – Starej Przędzalni. Poza funkcją hotelową obiekt oferuje również luksusowe lofty na sprzedaż. Obok znajduje się pasaż z licznymi sklepikami i kawiarniami. Słowem wszystko pod ręką.

Żyrardów

Żyrardów to XIX-wieczna osada fabryczna, która jest wspaniałym przykładem miasta – ogrodu, zrealizowanego równocześnie z założeniami angielskimi. W moim odczuciu miasto surowe i groźne, ale i dlatego tak fascynujące. Zachowany niemalże w całości układ urbanistyczny stanowi unikatowy w skali Polski przykład idei kształtowania miasta ery przemysłu. Interesujące jest plan miasta podzielonego na strefy w skład których wchodziła, na zrównoważonych zasadach: funkcja przemysłowa i funkcja mieszkalno-usługowa z rozbudowanym programem socjalnym i integrującą całość zaprojektowaną zielenią miejską.

Mieszkańcy

Mieszkańcami Żyrardowa była głównie ludność pracująca, dlatego obfitość zieleni miała istotny wpływ na samopoczucie oraz szybkość regeneracji pracowników. Podstawowym elementem dla miasta – ogrodu było założenie centralnego ogrodu, parku miejskiego ogólnie dostępnego dla całej ludności miasta.

Filip de Girard – genialny inżynier

Miasteczko wzniesione obok fabryki lniarskiej składa się z osiedla domów robotniczych, dzielnicy willowej dla kadry kierowniczej oraz licznych budynków użyteczności publicznej. Swoją  nazwę wzięło od nazwiska francuskiego inżyniera Filipa de Girarda. Człowiek ten zrewolucjonizował przemysł lniarski niemal w całej Europie. Konstruktor udoskonalał swoje projekty, aby stworzyć wydajniejsze maszyny i uczynił Żyrardów polską stolicą lnu.

Nawarstwienie czasu

Spacerując uliczkami łatwo wyobrazić sobie, jak miasto tętniło kiedyś życiem, a w fabrycznych budynkach pracowały maszyny obsługiwane przez robotników.  Czas się jednak nie zatrzymał  z jednej strony  widoczne są uśpione budynki  nadszarpnięte zębem czasu, z drugiej zaś te którym nadano nowy blask. W Żyrardowie ujęła mnie surowość i industrialny charakter, miasto wszechobecej czerwonej cegły. Mam nadzieję, że w przyszłości ceglana osada, która nosi zasłużony tytuł Pomnika Historii nie zatraci swoich wartości.

Kolejny krok na trasie po Polsce to Gdańsk. 

Polska – kraj dżentelmenów

Na koniec chciałam wspomnieć, o czymś, o czym rzadko się mówi. Na naszych polskich facetów naprawdę można liczyć! Dziękuję za to, że nie musiałam dźwigać roweru sama, że zawsze ktoś zaoferował pomoc. Dziękuję chłopakowi z Warszawy, który specjalnie wybiegł z pociągu, żeby zapakować mój rower oraz Panom którzy znosili i wnosili jednoślad schodami prowadzącymi do przejść podziemnych. Wasza pomoc była bezcenna.