Indonezja pachnąca kadzidełkami i deszczem, czyli pierwsze dni w dżungli.

Indonezja pachnąca kadzidełkami i deszczem, czyli pierwsze dni w dżungli.

Pierwsze kroki na Bali

Indonezja – kraj marzenie dla miłośników przyrody, ale i architektury i kultury. Przyznam się jednak, że byłam sceptyczna co do wyjazdu na Bali. Większość osób nie polecała, mówiąc, że mnóstwo turystów, że pijani Australijczycy i Rosjanie. Myślę, że faktycznie tak może być, ale bardziej w Kuta (to taka mała Ibiza), a my byliśmy w Ubud, a tu atmosfera jest zgoła inna.

Oczywiście jest Starbucks i są nowoczesne restauracje, a w niektórych sklepach ceny są bardziej australijskie, niż indonezyjskie. Niemniej większość miejsc jest tradycyjnych z regionalną kuchnią. Całe miasteczko jest niezwykle urokliwe. Ukryte w dżungli ze świątyniami obrośniętymi zielenią. Ogrom i siła przyrody jest tu zauważalna na każdym kroku. Dżungla zdaje się pochłaniać po kawałeczku domy, ulice, świątynie. Jest w tym jakaś magia.

Ubud, miasteczko w dżungli

Ubud jest miejscem lubianym przez miłośników jogi i relaksu. Nie ma tu głośnych dyskotek, a za to są liczne galerie, kawiarenki i knajpki oraz salony masażu. Miasteczko spokojnie można przejść na piechotę (to tak naprawdę 2 główne ulice). Z tym, że wilgotność jest tak wysoka, że po 10 minutach marszu jest się wyczerpanym jak po maratonie. Przynajmniej ja byłam 😀 ale może moja kondycja nie jest najlepsza.

W centrum jest market z lokalnymi wyrobami. Wszędzie otaczają cię penisy. Drewniane, kolorowe, srebrne, w tropikalne kwiaty, małe i duże, breloczki, otwieracze do piwa, rzeźby (jeszcze nie doszłam do tego dlaczego akurat penisy są tak cenione, ale coś musi w tym być).

Bali słynie z Luwak Coffee, najdroższej kawy Świata, bo wydalanej przez “dzikie” cywety. Zewsząd będą cię otaczać naganiacze zapraszający na plantacje kawy. Tam też trzymane są cywety, w małych, przeładowanych klatkach. Siłą zmuszane do jedzenia ziaren kawowych. Proceder ten jest dość powszechny i niestety zagrażający zdrowiu i życiu zwierząt. Dlatego jeśli nie musisz, a nie musisz to NIE PRÓBUJ TEJ KAWY, nie oglądaj plantacji, unikaj jakichkolwiek produktów odzwierzęcych (raz – etyka, dwa – zdrowie i higiena). Zdradzę wam, że ja kawę próbowałam (będąc pierwszy raz na Bali nie byłam do końca świadoma sytuacji zwierząt) i nie różni się ona niczym od zwykłej czarnej kawy. Także nie powtarzaj mojego błędu – nie pij Kopi Luwak!!!

Nieco dalej od ruchliwego centrum, już na obrzeżach można zobaczyć pola ryżowe i spokojnie toczące się życie mieszkańców.

Wskazówka: chodzenie poza ścisłym centrum nie jest najlepszym pomysłem. Brak chodników, duży ruch i wąskie drogi są dość niebezpieczne (jest też ślisko!). Wypożycz skuter – $6 za dzień.

Kup pelerynę. Jak pada to pada 😛 I kup ją wcześniej. Mieszkańcy wiedzą, że będziesz jej potrzebować i śrubują ceny jak mogą.

Co nas zaskoczyło na Bali?

Na pierwszy rzut oka miasteczka na Bali kojarzą się z chaosem. Dzieci, psy, kury na ulicach. Skutery jeżdżą jak chcą, całe rodziny na jednym skuterze (czasem nawet 5 osób), dzieci prowadzące skutery, wszyscy trąbią. Po przyjrzeniu się temu wszystkiemu dokładnie, a nawet po wtopieniu się w ruch drogowy zauważamy jednak, że wszystko współgra ze sobą w jak najlepszej harmonii.

Szalone skutery

Szalone skutery

Bieda, bieda i jeszcze raz bieda. Wiedziałam, że Indonezja to biedny kraj, ale nie spodziewałam się aż takich skrajności. Dzieci bawiące się w błocie, rozklekotane skutery, rozpadające się domy,  psy z chorobami skóry – różowe, bez sierści. W Meksyku nazywają tę chorobę – sarna. Pasożyty żerują na skórze, powoli ją zjadając. Sklepiki z patyczków w środku lasu. Żebracy proszący o pieniądze.

Sklep

Sklep

Architektura i kultura – domy na Bali są niezwykłe, każdy wygląda jak mała świątynia. Bogato zdobione z licznymi ołtarzykami, na których codziennie wystawiane są podarki dla bogów i kadzidełka. Kobiety ubrane w stroje tradycyjne. Mężczyźni w sarongach. Indonezja wydaje się kolorowa i pachnąca.  

Domy niczym świątynie

Nam zdarzyło się wejść do jednego z prywatnych domów, bo byliśmy świecie przekonani, że to świątynia. Przez wąski labirynt budynków wyszliśmy na niewielki dziedziniec (jakby patio) na którym kobieta siedząca na ziemi rokładala ryż na liściach bananowca. Kobieta spojrzała na nas trochę zdziwiona, ale nic nie powiedziała. Wróciła do rozkłądania ryżu. My za to zorientowaliśmy się, że zbłądziliśmy i to solidnie. Szybko wycofaliśmy się na ulicę. W Indonezji, a szczególnie na Bali łatwo o taką pomyłkę. 

Ubud

Ubud

Ceny – w Polsce ludzie myślą, że Bali jest drogie. Błąd. Jest bardzo, bardzo tanio. “OK. Zarabiasz w dolarach to Ci łatwo mówić” – powiecie. Mając dolary jest już totalnie tanio, ale nawet ze złotówkami ceny są do przyjęcia. Przykładowo: hotel na 10 dni w Ubud – 600 zł (pokój prywatny z łazienką, klimatyzacją i śniadaniem, w hotelu basen), czyli 30zł/os/dzień. A to był taki OK hotel, można znaleźć też dużo tańsze miejsca. Najdroższy jest jedynie bilet, ale jak już tu jesteś ceny są do przeżycia. Więcej o cenach w kolejnym poście.

Drogi na Bali

Drogi na Bali

Na Bali, jak i w całej Indonezji od listopada do kwietnia jest pora deszczowa. Niemniej każda z wysp jest nieco inna. Jedna mniej lub bardziej deszczowa od drugiej. Bali należy do tych bardziej. Prawie jak w zegarku zaczyna padać koło 15-16 i pada już do końca dnia i całą noc. Poranki są pochmurne, ale szybko wychodzi Słońce. Temperatura niezależnie czy pada czy nie utrzymuję się w okolicach 28*C.  

Podarki dla bogów

Podarki dla bogów

Czego nie lubimy na Bali i Lombok?

Nagabywaczy i naciągaczy. Wszędzie. Na każdym kroku. Na ulicach Ubud co metr siedzi facet z karteczką TAXI i nawet jak masz skuter będzie za tobą wołał taxi, taxi.

Turist hunterów – serio, takich ludzi z pewnością spotkacie nie raz. Są nachalni, chcą pieniądze za wszystko, za pokazanie drogi, miejsca na parkingu, nawet jeśli sam wiesz gdzie co jest. Głównie są to faceci na skuterach, którzy jak tylko wypatrzą turystę ruszają w pogoń. Nas jeden taki ścigał przez dobre 5 min. Nie odpuścił i jak nas dopadł namawiał na wizytę jego rodziny na plantacji kawy. Rzekomo za darmo. Jasne, tej.

Ludzie ci są tak nachalni i namolni, że aż odpychający, a czasami nawet wydają się niebezpieczni.

Będąc w porcie Padangbai, jeszcze siedząc w Uberze dopadła nas grupa facetów. Zaczęli otwierać drzwi, próbowali wyjąć walizki. Oczywiście chcieli nam sprzedać bilety na prom. Nie dajcie się namówić. W każdym porcie jest normalna kasa biletowa. 

A jakie są twoje wrażenia z Bali? 

A może odwiedziłeś/aś inne wyspy Indonezji?

Też drażnią cię nachalni naganiacze, czy raczej już nie robi to na tobie wrażenia? A jak przyroda? Bo to był mój pierwszy raz w takiej prawdziwej dżungli i byłam zachwycona 😀

Pożegnanie z Australią. Czas na przeprowadzkę. Dokąd teraz? :)

Pożegnanie z Australią. Czas na przeprowadzkę. Dokąd teraz? :)

Pożegnanie z Australią.

Bolesne niemal jak pożegnanie z Polską. Łzy, lekkie załamanie nerwowe, panika. Czego tak się boję? Powrotu do “normalnego życia”, do Polski? A czy to życie nie jest normalne? Jest, chociaż czasem wydaje się, że niezupełnie. Rozumiecie co mam na myśli? Ci co mieszkali dłużej za granicą chyba rozumieją to uczucie. Lekki surrealizm sytuacji, w której jesteśmy rozdarci miedzy starym, a nowym. Nie wiemy gdzie jest nasze miejsce.

Tam – dom, rodzina, znajomi, wspomnienia z dzieciństwa, poczucie względnej asekuracji, chociażby na poziomie komunikacji.

Tu – dom, ale nie do końca swój, znajomi, nie do końca na resztę życia, ale zawsze, wspomnienia i  chyba to co najważniejsze – nowy początek. Uczucie, że jest się nową osobą, że to co stare zostało za nami i otwierają się nowe możliwości.

Myślę jednak, że nie jest to pożegnanie na zawsze.

Pożegnanie pożegnaniem, ale ja wciąż tu jestem 😀

Od początku, więc (więc nie na początku zdania. moja polonistka była by dumna :D). Plany zmieniły się diametralnie. Po powrocie z Port Douglas, gdzie jak wiecie pracowałam te 3 miesiące, aby dostać kolejną wizę, okazało się, że czeka mnie batalia o dokumenty. Mój błąd, że zaufałam nieodpowiedniej osobie. Ale o nieuczciwych pracodawcach wkrótce.

Nadzieję na wizę były blade. Zeczełam myśleć co dalej. Wracać do Polski, nie wracać? Jesteście ciekawi odpowiedzi?

Wracać!!! 😀

Ale tylko na moment, a może na dłużej. Tego nie wiem. Robienie planów często wiążę się z rozczarowaniem, kiedy trzeba plany zmienić, więc mam zarys ogólny, plan A i B, a nawet C się znajdzie.

so hipster

To jak z tym powrotem, czyli plany na najbliższe miesiące.

Z Australii wyjeżdżam 22 stycznia i lecę na Bali. W Indonezji chcę zostać przynajmniej 2 miesiące (głównie Sulawesi, Jawa, Sumatra), następnie Borneo (dostałam przecież mapę to muszę jechać :P) malezyjska część oraz na pewno Wietnam i Angkor Wat w Kambodży.  Jeśli starczy chęci na dalsze podróże to Filipiny i Tajlandia oraz Laos. Następnie Polska!!! 😀

Do Polski chciałabym przylecieć latem. Głównie ze względu na pogodę, mniejszy szok temperaturowy – haha – niekoniecznie, ale warto spróbować.

W Polsce trochę zostanę ze względów zdrowotnych. Następnie kierunek Anglia lub Szkocja 🙂

bali-ubud

Najciekawszy moment. Skąd na to pieniądze?

Nie obrabowałam banku, nie zarobiłam tyle by zaoszczędzić (niestety na północy pracodawcy sprytnie wykorzystują fakt, że większość wizowców musi tam odrobić te 3 miesiące, aby dostać wizę). Skąd więc?

Po powrocie do Melbourne na początku grudnia przeprowadziłam się do nowego mieszkania i zajęłam się głównie walką z byłym pracodawcą o dokumenty potrzebne do wizy oraz przygotowaniami do przyjazdu siostry.

W między czasie uczyłam się też Interior Designu. Nie będę zagłębiać się w szczegóły techniczne, bo to dla większości nuda. Generalnie robię projekty mebli na wymiar. Obecnie pracuję nad dwoma projektami – klinika   i apartamentowiec w Melbourne.

Pokrótce jak to wygląda: dostaję projekt architektoniczny budynku z danymi technicznymi i designem od architekta. Moja rola polega na przeniesieniu tego projektu (i poprawieniu, bo architekci nie ogarniają życia) do innego programu i krok po kroku zaprojektowaniu każdego elementu tak aby można było go wysłać prosto do fabryki, gdzie zostaje wycięty w drewnie lub innym materiale, złożony do kupy i zainstalowany w apartamencie. I ta da.

Tak więc teraz pracuję. Z domu, z balkonu, z łóżka. I tak będę pracować dalej podczas podróży.

Szykujcie się na dawkę przesmacznych zdjęć, bo zamierzam spróbować każdego robaka, owocu i warzywa na lokalnych targach, street foodach i w restauracjach. 🙂

Moją podróż możesz śledzić też na Instagramie. A jak chcesz być na bieżąco to zapraszam na FB