Norwegia – Stavanger

Norwegia – Stavanger

Norwegia.

O samym mieście Stavanger.

Jest to miasteczko portowe, umiejscowione na południu kraju, nad Morzem Północnym. Niegdyś dość biedne, dziś żyjące głównie z przemysłu naftowego, posilające się rybołówstwem.

Jak najłatwiej znaleźć się w tym miejscu?
Samoloty. Najszybsze i najprostsze połączenie to Gdańsk- Stavanger. Na miejscu jesteśmy po ponad 1,50 godz. Można trafić na bardzo przyjemne ceny biletów. Jeśli odpowiednio wcześnie zarezerwuję się bilet( tanie linie lotnicze typu Wizzair), w obie strony można lecieć już od 150 zł.

Co zabrać?
Przede Wszystkim kurtkę i dobre buty, które nie będą przeciekać! Norwegowie mówią, że u nich zawsze się zmoknie, ale to zależy od Ciebie czy zmokniesz mniej czy więcej.

Ceny
Jak każdemu wiadomo Norwegia nie należy do najtańszych. Nasze 100zł, to niecałe 200 koron norweskich. Wstępy do muzeum, ulgowe 10-50 kr, czyli ich ceny mogę chwilami przekraczać 25 zł. Najlepiej mieć samochód elektryczny na tych terenach. Ładowanie na prąd wychodzi najtaniej, bo ceny prądu nie są tak wysokie i oprócz tego ma się darmowe przejazdy międzymiastowe. Okazuję się, że normalne samochody za każdy wjazd i wyjazd z miasta muszą płacić 25 kr, czyli ok. 12 zł. Za to litra paliwa to koszt koło 6 zł. Dla porównania parę innych rzeczy: papierosy 50 zł, większa czekolada 20 zł, mała butelka coli 12zł.

Atrakcje miasta

Najważniejsza sprawa: Co należy odwiedzić będąc w tej okolicy? Miasto ma do zaoferowania kilka ciekawych miejsc, jednakże najpiękniejsze obszary leżą w pobliżu Stavanger.

Stavanger Gamle– Najstarsza część Stavanger. Można powiedzieć, że jest to miasto w mieście. Gdy weszliśmy na teren Stavanger Gamle czuliśmy się nieco jak w innej epoce. Niewielki białe chatki, każda z zadbanym malutki ogródkiem. W miesiącach letnich musi być tam naprawdę pięknie, gdy przyroda budzi się do życia i wszędzie w doniczkach kwitną kwiaty. Jednak pomimo pory jesiennej, przy jednym domku rosły sobie najnormalniej w świecie… mandarynki. Na terenie kompleksu jest także muzeum konserw. Niestety gdy tam dotarliśmy było już zamknięte.

Ovre Holmegate – Najbardziej kolorowa ulica Stavanger z licznymi restauracjami i kawiarenkami.

Hafrsfjorden jest to fiord na którym odbyło się bardzo ważne wydarzenie w dziejach Norwegii, albowiem miała tam miejsce bitwa, którą wygrał Harald Jasnowłosy. W taki oto sposób stał się pierwszym królem zjednoczonej Norwegii. Na obecność tego wydarzenia, wbite są tam trzy ogromne miecze, które mają symbolizować pokój

Plaża Sola – plaża bardzo rozsławiona przez Internet, jednak nie bardzo rozumiałam dlaczego.

Plaża hellestø strand – w Internecie jest niewiele informacji na temat tego miejsca, a jest jak najbardziej wartę polecenia! Już na samym wejściu doświadczyłam niezwykłego zjawiska, tuż przy wejściu umiejscowione było pastwisko z owcami. Połączenie odgłosu szumu fal i dźwięku owczych dzwoneczków to coś czego nigdy nie wyobrażałam sobie razem a jest naprawdę cudowne.
Plaża urozmaicona była ogromnymi głazami, z których można było podziwiać morze i piękne zielone brzegi i stoki Norweskie.

Manafossen – czyli po naszemu księżycowy wodospad. Do kaskady kieruje niedługi szlak, w deszczową pogodę chwilami może być trochę niebezpiecznie. W przeszłości jedyne wodospady jakie widziałam to Kamieńczyk czy Szklarka. To można sobie wyobrazić 5, 6 takich Szklarek próbując wyobrazić sobie ogrom tego zjawiska. Manafossen jest 7 co do wielkości wodospadem w Norwegii.

Frafjorden– strefa widokowa, z niewielkimi drewnianymi domkami przy brzegu, które można wynająć. To musi być coś, budzić się z takimi widokami.

Preikestolen – słynna skalna półka zwana inaczej amboną o wysokości 604m! Droga do samego punktu widokowego zajmuję koło 2 godz. Trzeba przygotować się na wspinaczkę różnego typu. Chwilami jest płasko i przyjemnie, a innym razem czeka wchodzenie po skałach, między którymi płyną potoki bądź leży masa luźnego materiału skalnego. Mnóstwo pięknych widoków, jednakże najciekawsze, a może i najstraszniejsze czeka na końcu. Na samym klifie Preikestolen trzeba uważać, bo nagle można zrozumieć, że ma się lęk wysokości. Jednakże trzeba to przeżyć, bo to co zobaczy się na górze zapamięta się do końca życia!

Pamiątki, pamiątki

Byliśmy w kilku sklepach z pamiątkami, w których było mnóstwo swetrów takich typowo norweskich, skarpetek czy wełny owczej (owce które są wszędzie w Norwegii). Jednak cena takich ciuszków od 400kr w górę. Taka oryginalna rzecz jaką znalazłam to szynka z renifera, tutaj trzeba uważać bo mięsa z renifera w ogóle tam nie ma. Z jedzenia, to mają tam wiele słonych przekąsek w czekoladzie, które są naprawdę smaczne. I wiadomo różnego rodzaju kubeczki czy breloczki z owcami, trollami czy wikingami. Można także znaleźć foremki do pierniczków w kształcie owieczek bądź łosiów.

Posted by Joanna Świderska

 

Grecja, Zakynthos

Grecja, Zakynthos

Zakynthos (Zakinthos) – to mała wyspa grecka na morzu Jońskim. Stolicą jest miasto o tej samej nazwie. Małe, malownicze,  z wąskimi uliczkami i niewielkim portem. Idealne na krótki spacer. Zakynthos znany jest z żółwi carreta carreta, które stały się symbolem wyspy. A znaleźć je można na plaży Gerakas na południowo – wschodnim krańcu wyspy. Inną atrakcją jest Zatoka Wraku, którą chyba każdy kojarzy z plakatów w biurach podróży.

  • Zwiedzanie: wyspa jest na tyle mała, że spokojnie można ją objechać autem w jeden dzień (ale będzie to mordercze tępo, wiec lepiej podzielić sobie wyspę na dwie część, np. północ, południe i zwiedzanie rozłożyć na dwa dni).
  • Klimat jest śródziemnomorski. Najlepszym okresem na odwiedzenie wyspy jest maj, czerwiec, wrzesień (lipiec i sierpień, jak chcemy się zrobić na “skwarkę”). My byliśmy we wrześniu i trafił nam się 2 z 6 deszczowych dni w całym roku 🙂 ale to była druga połowa września.
  • Jak się tam dostać? Z Poznania – samolotem. Można też dopłynąć promem z  półwyspu Peloponez.

Nocleg

Na wyspie są miejsca, których trzeb unikać jak ognia (chyba, że się lubi klimat rodem z Ekipy z Warszawy). Jednym z nich jest Laganas. Istna imprezownio-bibownia. Klub na klubie, kasyna, rozwrzeszczane laski, napakowania kolesie. Fuj. Dużo spokojniejsza część wyspy to okolice Tsilivi. Tu też znajduje się długa, piaszczysta plaża wyróżniona Błękitną Flagą (za ponadstandardowe walory). W Tsilivi też oczywiście znajdziemy, restauracje, kawiarnie, pamiątki, kilka klubów tanecznych, ale jest to zdecydowanie spokojniejsza okolica niż południowa część wyspy.

Ceny

Ceny oczywiście są wyższe niż nad polskim morzem. Najwięcej zapłacimy za kremy z filtrem (dlatego wjeździe dużo i z wysokim filtrem) i wodę. Czyli produktu niezbędne w takim klimacie. I miejscowi dobrze o tym wiedzą. Ceny:

  • butelkę wody 1l – 1,5 – 3 euro
  • krem z filtrem, mała tubka – 20 euro
  • obiad w restauracji – min. 15 euro
  • wynajem auta – 40-50 euro/dzień (trzeba mieć ukończone 21 lat i prawko min. od 2 lat)
  • leżaki na plaży – 6-8 euro
  • paliwo – 1,5euro/l (z 2012r.)

Skrót informacji do pobrania

Co przywieźć?

Pamiątki to odwieczny problem. Chyba, że zbiera się pocztówki lub kubeczki 🙂 Co zrobić, aby nie zaopatrzyć się w chińszczyznę? To proste. Kupować nie w sklepie z pamiątkami, ale na jakiś wiejskich bazarkach lub w sklepach dla lokersów. Tam dostaniemy lokalne jedzenie i napoje. Warto przywieźć miód z tamtejszych drzew. Ma niezwykłą leśną nutę, a smak w niczym nie przypomina naszych polskich miodów.  Oliwa z oliwek to drugi produkt lokalny. Z tkz. przez mnie dupereli można wybrać figurkę żółwia carreta carreta. Dla mnie najcenniejszą pamiątką są jednak zdjęcia i pocztówki.

Co warto zobaczyć?

Wyspa zachwyca głównie walorami typowo przyrodniczymi, niewiele tu zabytków. Z najważniejszych atrakcji koniecznie trzeba zobaczyć:

Błękitne Groty na przylądku Skinari. Woda jest tam tak przejrzysta jak powietrze. Widoki zniewalające, a ludzi jak na lekarstwo. Na sam przylądek prowadzi jedna droga. Na końcu stoi tawerna w typowym greckim stylu i dwa wiatraki pomalowane na biało (Uwaga! jeden można wynająć). Pod tawerną zostawiliśmy auto i ruszyliśmy do czegoś co było imitacją portu, czyli szopki z jedną łódką. Razem z 5 innymi osobami popłynęliśmy do grot, w których można się wykąpać (dlatego ta opcja jest lepsza od wykupienia wycieczki dużym stateczkiem – bo duży nie wpłynie do grot). Z drugiej strony tawerny schody prowadzą ma skalną polkę z drabinką. Jest głęboko, więc jak nie umiesz dobrze pływać nie ryzykuj.

Zatoka Wraku – z grot ruszyliśmy do zatoki wraku. Chyba najbardziej rozpoznawalnej atrakcji wyspy. Ludzi oczywiście jest masa. Statek na plaży można podziwiać z góry (z balkonu na 4-5os.) lub dopłynąć na plaże wynajętą łodzią. Statek ponoć się tam rozbił, ale chodzą ploty, że mieszkańcy sami go tam “ulokowali” by przyciągnąć turystów.

Plaża Gerakas i żółwie carreta carreta. My na plażę dojechaliśmy o zachodzie Słońca i to chyba najlepsza pora na odwiedzenie tego miejsca. Para lekko unosi się nad wodą, w oddali majaczą skalne klify, a na nich żywo zielony lat. Można poczuć się jak w dżungli. Plaża jest strzeżona, a miejsca złożenia jaj przez samice oznakowane.

Plaża Xinga – plaża, na której niemiłosiernie śmierdzi za sprawą siarki. To naturalne spa jest mało obleganą atrakcją bo można tam dojechać tylko autem. Jadąc od strony Tsilivi zobaczymy tabliczkę informacyjną prowadzącą na dużą plaże, ale ta mała, dzika jest kawałek dalej. Prowadzą na nią schody przy drodze. Plaża jest niewidoczna z drogi więc można ją łatwo ominąć.

Anafonitria – w tym małym miasteczku znajduje się najstarszy na wyspie monastyr Matki Boskiej. Tu swoją samotnie miał też św. Dionizos, patron wyspy. Miejsce to jest magiczne. Małe, odludne. Zabudowania częściowo są w ruinie, częściowo są też zarośnięte. Tak jakby wyspa pochłaniała je po kawałeczku.

Porto Limnionas – kolejna mała zatoczka, o skalistym brzegu. Na skałach stoi tawerna, a do wody wchodzi się po skałach, ale woda ma kolor nieba.

Keri – półwysep, a na nim latarnia morska.

Porto Vromi – to mała, skalista zatoka z niewielką piaszczystą plażą. Prowadzi do niej kręta, wąska droga. Nie ma tam właściwie infrastruktury turystycznej, dlatego nie ma też tłumów ludzi. My byliśmy na wyspie niedługo po pożarze,  który strawił całe zachodnie wybrzeże. Wrażenie porażające. Zero zieleni, za to wszystkie odcienie brązów, żółci i szarości. Mimo wszystko było pięknie.

Stolica – pełna jest kawiarenek i restauracji oraz sklepów z pamiątkami. W mieście warto przejść się uliczkami poza ścisłym centrum. Można trafić na ciekawe zakamarki. Co mnie zaskoczyło to ilość kotów ma całej wyspie, ale w mieście było ich już mnóstwo.

Volimes – miasteczko w północnej części wyspy. Volimes to przykład tradycyjnego miasteczka wyspiarskiego, z kamiennymi domami i wyrobami rękodzielniczymi, jak oliwa , miód sosnowy, dywany. Volimes to prawdziwa egzotyka. Dywany na sprzedaż wiszą na płotach, a za wioską w lesie siedzi sobie staruszka i sprzedaje miód.

Posted by Monika Flawia Kaczmarek

Dźwięki Bałkanów

Dźwięki Bałkanów

Dźwięki Bałkanów

Prelegent: Mateusz Fabiszak

Termin: 21.01.2016

Miejsce: TROPS

W nowym roku, na pierwszą wyprawę zabierzemy was na Bałkany. Rejon mało doceniany, a piękny i urokliwy jak moło który. Na Bałkanach znajdziemy wszystko. Od ciepłego morza, przez góry, jaskinie, malownicze miasteczka, zielone lasy, wyspy, wodospady, na monumentalnych zabytkach kończąc.

Razem z Mateuszem Fabiszakiem odwiedzimy m.in. Serbię, Kosowo, Albanię, Bośnię i Hercegowine oraz Czarnogórę. Mateusz “Mati” Fabiszak – muzyk, początkujący podróżnik i reportażysta, maratończyk i prawdziwy automaniak. Z wykształcenia geograf i dziennikarz. Pisuje m.in. do dookolaswiata24.pl Temat przewodni to dźwięki.

Jak pisze o sobie: “Mateusz MATI Fabiszak – muzyk obracający się pośród elektronicznych i klubowych brzmień, automaniak, włóczykij i maratończyk.(…) Dziś Mati może poszczycić się szeregiem wydawnictw w niezależnych wytwórniach (…). Współtworzył kameralny projekt sceniczny z Izą Kaczmarek i Tomaszem Mazurem z Maleo Reggae Rockers. Skomponował muzykę dla poznańskiej grupy teatralnej “Studio Próby” oraz portalu sportowego MaratonyPolskie.Pl.

Muzyka to nie jedyna działalność. Mateusz podróżuje, a swoimi obserwacjami i przemyśleniami dzieli się poprzez artykuły i prelekcje. Jest również autorem licznych reportaży i felietonów motoryzacyjnych. Ukończył cztery maratony oraz inne biegi długodystansowe, w tym 46 kilometrowy ultramaraton w Szklarskiej Porębie.”

Wywiad

Wyprawa odbyła się dzięki Towarzystwu Polsko – Albańskiemu, które wraz z Honorowym Konsulem Albanii w Poznaniu organizują co roku wyjazdy na Bałkany.

Link do strony Towarzystwa

Przydatne strony:

YouTube

SoundCloud

Niemcy – Brandenburgia i Rugia

Niemcy – Brandenburgia i Rugia

Niemcy

Wybraliśmy się na eksplorację Niemiec, a dokładnie Brandenburgii i wyspy Rugii. Niemcy mają przepiękne tereny wiejsckie. Omijaliśmy większe miasta (oprócz Poczdamu), by dotrzeć do zielonych zakątków, poznając przy tym uroki tamtejszych campingów. Wyjazd ten należał do typowych niskobudżetowych wypadów na kilka dni. Zwiedziliśmy między innymi okolice jeziora Schwielowsee z malowniczymi miasteczkami, gęste lasy z wieloma szlakami pieszymi i rowerowymi, Tierepark z  leśnymi zwierzętami, podziwialiśmy bezmiar jeziora Müritz, by w końcu dotrzeć do bajkowej Rugii z pięknymi plażami i olśniewającymi wioskami.

Jak się tam dostać?

Jechaliśmy z Poznania więc droga w okolice Poczdamu była prosta. Jedziemy trasą E30, czyli nasza A2. W Niemczech również podążamy tą drogą. Mijamy Berlin i zjeżdżamy na 18 wyjeździe (“Ferch”). Po około 5 min jesteśmy w miasteczku. My możemy polecić kameralny Campingplatz “Neue Scheune” Ferch. Nie jest nad samym jeziorem, ale bardzo blisko. Cała podróż z Poznania zajęła nam jakieś 4h (przez liczne remonty pod Berlinem).

Ceny

Ceny są oczywiście wyższe, ale nie ma tragedii, bo często standard też jest wyższy.

Noclegi

  • Brandenburgia: na campingu: od 12 – 14 euro/noc (za 2 os./namiot mały/auto), prysznic dodatkowo płatny (ok. 2 euro),
  • Rugia: camping od 16 – 30 euro/noc (za 2 os./namiot mały/auto), prysznice nam trafiły się w cenie na Sund Camp

Paliwo: ceny są nieznacznie wyższe. Za 95 na Shellu płaciliśmy 1,15.

Jedzenie: tu już jest nieco gorzej, bo w barach, kawiarniach kwoty wysokie, ale bez tragedii. Tak, więc za kebab (lub kebap 🙂 ) zapłaciliśmy koło 4 euro (był ogromny). Najlepiej kupować w marketach. Polecamy Kaufland. Naszym nr 1 jest jednak to Karls. Ogromny sklep styizowany na stodołę w amerykańskim stylu. Dodajmy do tego darmowe degustacje, plac zabaw dla dzieci, zjeżdżanie na wycieraczkach, przejażdżkę traktorem i mamy najlepsze miejsce na weekend.

Zwiedzanie:

  • Tierepark – 5 euro (bilet normalny)
  • Kolejka wąskotorowa na Rugii (Potbus – Göhren, w dwie strony) – 12 euro/os.
  • Klify na Rugii – 10 euro/os.
  • Pałac Sanssouci – wiele różnych cen na bilety łączone (ogrody pałacowe są darmowe).

Nasza trasa

Cała trasa nie była specjalnie skomplikowana. Wymaga jednak własnego transportu. Wystrzegaliśmy się autostrad. Jest to dobre rozwiązanie jak przy okazji chcemy obejrzeć lokalne krajobrazy, których z autostrady żadną siłą nie zobaczysz. Niemniej spalanie jest dużo wyższe, a co za tym idzie rośnie koszt wyjazdu. Dodatkowym utrudnieniem są liczne fotoradary i wręcz przesadne przestrzeganie prawa przez Niemców (choć daj Boże, żeby u nas ludzie na drodze byli tak zdyscyplinowani).

Przebieg trasy: Poznań – Ferch – Poczdam – Werder (tu wjazd na autostradę nr 10) – na końcu zmiana na 24 w kierunku Wittstock – zjazd 22 Neuruppin – Tierepark Neuruppin – nocleg …. – Rechlin nad j.Müritz – następnie już 19, aż pod Rostock – potem 105 do samej Rugii.

Rugię przejechaliśmy niemal całą. Omijając jedynie północno – zachodnią część wyspy.

Powrót: z Stralsund trasą E251 do końca – potem 20 na Berlin (UWAGA! na całej trasie nie ma stacji przy autostradzie, każdorazowo trzeba odbijać do miasteczek, ok. 15km. Zatankujcie w Stralsund!) – my zjeżdżaliśmy na Szczecin, ale ekonomiczniej byłoby dojechać do Berliner Ring i odbić na Poznań.