Jak się przygotować na ROAD TRIP po Australii.

Jak się przygotować na ROAD TRIP po Australii.

Australia to rozległy kraj. Można ją zwiedzać latając samolotem z jednego miasta do drugiego, ale najlepiej jest wypożyczyć auto lub camper van. Road trip jest bardzo popularną formą podróżowania, niemniej ogromny dystans między większymi miastami, zmienne warunki pogodowe, ruch lewostronny wymagają od nas przygotowania się do takiej wyprawy. 

 

Jak się przygotować i co zabrać? Dowiecie się w tym poście.

Zrobiliśmy już kilka mniejszych road tripów po Victorii, Tasmanii i Far North Queensland. Nigdy jednak nie spędziliśmy więcej niż 4 dni w trasie. Road trip jaki mamy przed sobą, to nie tylko wakacje, ale głównie przeprowadzka. 15 lutego wyjeżdżamy z Melbourne i jedziemy do Gold Coast. Przed nami ok. 2000 km, 3 stany, tereny na których niedawno szalały pożary.

 

Auto/Campervan

Jeśli planujesz kilkutygodniowy lub kilkumiesięczny road trip to najlepiej jest kupić auto lub małego busa z łóżkiem. Weźcie jednak pod uwagę, że takim busem – ogórkiem żadnego offroad’u nie zrobicie, prędkości też nie rozwiniecie zawrotnej (ograniczenia są i tak to 100km/h więc w sumie nie ma znaczenie).

Przy wyborze samochodu warto zwrócić uwagę na kilka spraw. Najlepiej kupić auto z RWC (Road Worthy Certificate), czyli takim naszym przeglądem, jeśli auto tego nie ma, zaraz po zakupie musicie taki przegląd zrobić (ok. $150) i mechanik na bank wam znajdzie jakieś pierdoły do wymiany tylko po to żeby was wykasować, bo bez RWC nie można wyjechać na drogę. Aut z RWC jest niewiele i głownie dealerzy takie sprzedają, ale my po miesiącu szukania od osób prywatnych i po tuzinie aut z sylikonem w silniku, kupiliśmy od dealera. Zapłaciliśmy więcej, ale mieliśmy komplet dokumentów. Auto musi być też zarejestrowane, a cena zależy od wieku i ilości cylindrów (przynajmniej w Victorii).

Koszt: RWC – ok. $150-200 

REGO – ok. $350 za 3mc

Auto – Toyota RAV4 z 2008 $6000

Auta w Australii zazwyczaj mają zatrważający, dla nas Europejczyków przebieg. Jak stąd do księżyca. I to nie metafora. Ale nie ma się co przejmować. Większość aut jest dość wytrzymała. Najpopularniejsze samochody (czyli takie do których będzie łatwo znaleźć części) to: Toyota, Mitsubishi, Subaru, Holden (Bóg wie co to za marka), Nissan i Suzuki.

Jeśli przyjeżdżacie na krótko to najlepiej jest wypożyczyć auto lub van. Polecane i sprawdzone wypożyczalnie:

Jucy

Vroom Vroom Vroom

Trailer

Przygotowania do przeprowadzki – road tripa zaczęliśmy jakieś 2 miesiące przed wyjazdem. Głownie dlatego, że musimy tu pozamykać różne sprawy, jak wypowiedzenie w pracy, dokumenty z uczelni, itp. Kupiliśmy też mały trailer na bagaż i to zajęło nam większość czasu. Przypuszczam jednak, że nikt z was nie będzie z trailerem podróżował, ale jeśli tak to najlepiej jest szukać na Facebooku – Marketplace i najlepiej wybrać małą przyczepkę 6×4, bo takiej nie trzeba rejestrować (nie ma homologacji na hak).

 

16 przydatnych rzeczy, które musisz zabrać na wyjazd samochodem po Australii:

1. Woda 

Woda z kranu jest w większości kraju zdatna do picia. Problem jednak jest taki, że nie wszędzie wodę znajdziecie. Dlatego dobrze jest się zaopatrzyć w duże baniaki na wodę. Szczególnie jeśli jedziecie w Outback. Znajdziecie takie baniaki w Bunnings czy nawet Target. Warto też mieć ze sobą mały cooler na mniejsze butelki.

2. Mapa

Nie wszędzie w Australii jest zasięg, dlatego jeśli zawiedzie was googlowy GPS na ratunek przyjdzie papierowa mapa.

3. Krem z filtrem

I to takim 50+, bo słońce jest tutaj niewiarygodnie silne. Wystarczy 20 minut i skóra spalona na raka. Plus krem/gel z aloesem. Tutaj takie żele są bardzo tanie. Całą dużą tubkę dostaniecie za $5, a załagodzi poparzenia, kiedy przesadzicie z opalanie.

4. Olejek herbaciany i spray na komary

Osobiście nie cierpię olejku herbacianego. On nie pachnie, a śmierdzi, ale tutaj to HIT. Aussie używają go na porost włosów, łupież, zranienia, ale i przeciw komarom. Ponoć olejek waniliowy też odstrasza komary, ale to kolejny zapach, za którym nie przepadam, więc zostają mi zwykłe spraye 😀

5. Olejek kokosowy

Kolejny hit na wszystko. Olejek kokosowy można spokojnie użyć do gotowania (organiczny), ale inny trik to ochrona włosów przed słoną wodą. Nałóż kilka kropel olejku na włosy i nie musisz martwić się przesuszeniami. Plus super nawilża.

6. Paw Paw Cream

Największy hit Australii. Paw Paw to krem ze sfermentowanej papai (coś nas łączy, też  lubią sfermentowane rzeczy :D). Paw Paw jest dobry na wszystko. Nawilży skórę, usta, pomaga na niewielkie zranienia, oparzenia, a także ukąszenia owadów. O co tutaj nie trudno. Paw Paw w czerwonej tubce znajdziecie niemal  w każdym sklepie czy aptece. Koszt to ok. $3. Warto też kupić na prezent 😀

7. Karta SIM

Znajomi polecają Telstra. My mamy Optus i zobaczymy jak się sprawdzi. Ponoć Telstra ma największe zasięgi. Za kartami nie ma co się specjalnie rozglądać. W Australii są zasadniczo 3-ej monopoliści, a ceny są niemal identyczne.

8. Papier toaletowy i mydło

Niby oczywiste, a tak często o tym zapominamy. Toalety w Australii, to moim zdaniem najsmutniejsze co mi się w podróży przytrafiło. Ba, nawet nie w podróży, często toalety w centrach handlowych wołają o pomstę do nieba. Bród i smród. Dobrze jest mieć swój papier, mydło i mały ręcznik.

9. Prowiant 

Jako prawdziwa poznanianka nigdzie nie ruszam się bez: kabanosów, jajek i kanapek. Niestety zw względu na temperatury przewożenie mięsa czy jajek nie jest najlepszym pomysłem. Polecam za to owoce, warzywa, batony zbożowe, zupki chińskie.  Możecie się też zapatrzeć w lodówkę samochodową, która działa na baterii z auta. Niestety już kilku moich gości w hotelu trzeba było ładować bo lodówka przez noc “zjadła” całą baterię i auto nie chciało ruszyć.

10. Ubezpieczenie

O ubezpieczeniach pisałam tutaj. Historia z wczoraj (22.01.20): dwóch turystów z Chorwacji uderzył piorun na tarasie widokowym w Blue Mountains koło Sydney. Dla tych co nie wiedzą, Blue Mountains to takie nasze góry Stołowe, więc oczywiście potrzebny był śmigłowiec. Pobyt w szpitalu to koszt średnio $6000, czyli jakieś 16000 zł za DZIEŃ, plus przelot śmigłowcem, leki, itp. Moje ROCZNE ubezpieczanie w wysokości 100 000 euro KL to koszt 1800 zł. Także sami sobie policzcie co się bardziej opłaca.

11. Czołówka – latarka 

Przyda się na pewno. Szczególnie w Queensland, gdzie jest pełno węży, pająków i innych insektów. Mi zdarzyło się na węża nadepnąć, bo wyszłam do ogródka w Port Douglas (super dżungla) po ciemku. Głupio!. Latarka przyda się w wielu sytuacjach więc warto sobie taką sprawić. Plus dodatkowe baterie. 

12. Ubrania na wszystkie pory roku

Szczególnie w Melbourne. Temperatura potrafi spaść z 34*C do 17*C w zaledwie dwie godziny. Nie żartuję. Chociażby wczoraj (22.01). Po południe mieliśmy burze piaskową, a wieczorem ulewę. Dzień wcześniej gradobicie (grad wielkości piłek golfowych). Zabierz: kurtkę przeciwdeszczową, ciepłą bluzę lub koszulkę termiczną, buty trekingowe, obuwie ochronne do pływania (nie chcesz nadepnąć na nic jadowitego), czapkę/kapelusz, długi rękaw do dżungli (mieszkają tam takie słodkie muszki, które lubią pić krew a potem siusiać w ranę – ohyda, wiem. A swędzi jak cho***).

13. Okulary przeciwsłoneczne

I to porządne, w sensie dobrze przyciemnione. Wierzcie mi, po całym dniu na dworze bez okularów oczy będą bolały, będą suche. Dobrze jest też zabrać jakieś krople nawilżające, bo w gorącym klimacie, oczy będą wysychać jeszcze szybciej.

14. Apteczka

A w niej: leki na biegunkę, kapsułki musujące na odwodnienie, tabletki przeciwbólowe, Panthenol na oparzenia, plaster w sprayu (kup w Polsce, bo tutaj ta technologia jeszcze nie dotarła :D), tabletki antykoncepcyjne, prezerwatywy (życie seksualne Australijczyków jest dość “rozwiązłe”, wielu ma po kilkanaście lub więcej partnerów/rek seksualnych. To sprzyja roznoszeniu chorób wenerycznych, a jeśli podróżujesz solo to wiadomo, że prezerwatywy mogą się przydać).

15. Własną playlistę

Radio nawet w Melbourne odbiera tylko dwie stacje, a jak pada to już wcale nie posłuchasz muzyki, tylko co najwyżej trzasków z odbiornika. Im dalej od miasta tym gorzej. Inna sprawa to to co w tym radiu leci. Mój gust muzyczny nie jest jakiś wyrafinowany 😀 ale tutaj mają swoje 10 hitów i to leci w kółko. Także wypal sobie kilka CD, albo zgraj na PenDriva swoje ulubione piosenki i będziesz uratowany/a. Plus jakiś głośnik się przyda lub taki adapter do zapalniczki samochodowej do którego podłączasz PenDrive. W każdym chińskim sklepie dostaniesz taki adapter za jakieś $30.

16. Zestaw kuchenny

Sztućce, talerze, kubki, palnik gazowy (choć obecnie – styczeń 2020, w wielu częściach kraju jest zakaz rozniecania ognia), aczkolwiek na polach kempingowych często jest kuchnia albo grill, z jeden garnek lub patelnia. Na zupki chińskie mały garnek w zupełności wystarczy. 

17. Dodatkowy kanister z paliwem i narzędzia

Warto mieć podstawowe narzędzia (ładowarkę do akumulatora, pompka, duck tape – super mocna taśma) do naprawy czy wymiany opony. 

18. Przydatne aplikacje

Do szukania pól namiotowych i campingów – Aplikacja WikiCamps

Alerty o rekinach przy brzegu – Dorsal 2.0

Pogoda – The Bureau of Meteorology

Alerty pożarowe można śledzić na stronach poszczególnych stanów:

Numer alarmowy w Australii to 000.

A co wy zawsze macie w podróży?

EMIGRACJA najtrudniejszą decyzją. Ale dla kogo?

EMIGRACJA najtrudniejszą decyzją. Ale dla kogo?

Najgorsza decyzja

Anglia okazała się moim najgorszym emigracyjnym wyborem. Zdecydowanie nie jest to kraj dla mnie. Ani pogoda, ani styl życia ani nawet zarobki nie zachwycają. I zaskakuje mnie tylko jedno. Że kiedyś marzyłam aby w tej Anglii mieszkać. Tak to już chyba jest z marzeniami, że do końca nie wiemy czy przyniosą nam coś pozytywnego. W większości przypadków pewnie tak.

Nie mogę Anglii w 100% krytykować, bo miejscami jest piękna. Lasy, pola, miasteczka z kamiennymi domami, wiewiórki w każdym parku, nowoczesny Londyn. Ale jest też ta druga Anglia. Brudna, pofabryczna, nietolerancyjna i rasistowska.

Zapewne gdyby była możliwość uciekłabym z tej Anglii do Polski, w której przynajmniej miałabym normalną pracę w zawodzie. Ale nie ma takiej możliwości. Edgar nie ma prawa do pracy w Polsce, nie zna języka, był by tam tak samo samotny jak ja jestem w Anglii.

Co jak nie Anglia?

Co więc nam pozostaje?

W USA nie ma szans na wizę do pracy, Kanada jest piękna ale za zimna, Nowa Zelandia paradoksalnie też za zimna, ale ciągle Plan B. 😀 Zostaje Australia. Nasza kochana Australia, w której się poznaliśmy. Kraj, w którym poczułam, że mogę być sobą. Taką sobą, której wielu z moich znajomych czy rodzina nie zna i pewnie by nie zaakceptowała.  Ale ja taką siebie kocham najbardziej 🙂

To tam poznałam ludzi o podobnych poglądach i zrozumiałam, że moje marzenia i plany wcale nie są takie ekstremalne czy złe, są po prostu bardzo inne od tych, które mają moi znajomi w Polsce. Tam nikt mnie nie oceniał, że mając prawie 30 lat sprzedaje lody w wakacyjnym kurorcie. Kiedy w Polsce było by to nie do pomyślenia, a rodzina wstydziłaby się nawet wspominać co robię. Tam poznałam ludzi o wiele starszych, którzy odrzucili tradycyjny sposób na życie, odrzucili stagnację. A może zagubili się w podróżniczym życiu? – jak usłyszałam ostatnio. Czy to ważne? Pytanie brzmi czy są szczęśliwi? 🙂

W Australii pokochałam wolność, poczucie, że mogę przeprowadzić się niemal z dnia na dzień, że nic mnie nie trzyma w miejscu. W Australii pokochała ludzi, którzy mimo, że są twoimi znajomymi tylko przez moment, zostawiają ślad w sercu na całe życie. Pokochałam styl życia, w którym pracujesz aby żyć, a nie żyjesz aby pracować.

Ale Australia ma też swoje wady. Dystans jest jedną z największych.

Główny temat

Od ponad 3 miesięcy głównym tematem po pracy,  w weekendy, po przebudzeniu jest Australia. Czy wrócić? Jak wrócić? Czy to dobra decyzja?Czy starczy nam pieniędzy? Które miasto? Jaka wiza?

Przeszliśmy już przez 6 agentów (migracyjnych i edukacyjnych) szukając sposobu na powrót. Przekopałam  stos dokumentów, a teczka wciąż rośnie. Pomału czuje wyczerpanie fizyczne i psychiczne, i zaczynam kwestionować czy ta decyzja jest aby na pewno dobra.

Wiem, że jest, ale jest też cholernie trudna.

Emigracja – najtrudniejszą decyzją dla rodziny

Moja rodzina bardzo ciężko przyjęła informacje o moich planach powrotu do Australii. Główne argumenty to dystans, obawy przed utratą więzi, chyba też strach, że zostaną sami. W takim sensie, że z Anglii to tylko 2h lotu i gdyby mnie potrzebowali jestem niemal pod ręką. Prawda jest tak, że jeśli będzie się działo coś złego to jest oczywiste, że przylecę nawet z końca Świata. Jedynie zajmie to trochę więcej. Od czasu do czasu rodzina  stara się przekonać mnie do powrotu do Polski.

I wiecie co? Wkurza mnie to bardzo egoistyczne podejście. Bo mam wrażenie, że wszystkim na około wydaje się, że tylko im jest ciężko i trudno, że tylko oni zostaną sami, że tylko oni będą płakać w poduszkę, a ja to będę się wylegiwać na plaży. Kiedy realia są kompletnie inne.

Oni w trudnym momencie, w chwili smutku będą mieć swój ulubiony kubek z kawą pod ręką, ogród, do którego mogą iść na spacer, Maksię, do której mogą się przytulić, miejsca, które znają i lubią, kina, sklepy w których najchętniej robią zakupy, kabanosy. Wszystko to co znajome. Wszystko to co bezpieczne.

Nie zrozumcie mnie źle, tak pięknie opisałam swoje wrażenia z Australii, ale Australia to nie moja ojczyzna, to najlepszy wybór na teraz, jaki mamy pod ręką, ale to nie to samo co Polska i zawsze początki są trudne. A ja ten początek będę musiała przejść na nowo. Przypomnieć sobie jakie produkty w sklepie lubiłam, otworzyć konto w banku, wykupić Myki na tramwaj, znaleźć mieszkanie, znajomych, odszukać ulubione miejsca, uczyć się i rozmawiać w innym języku. W momencie smutku czy zwątpienia nie będzie niczego znajomego. No będzie Edgar 🙂 ale wiecie o co mi chodzi. 🙂

Emigracja to kompromis

Zmiana trudna, ryzykowna, kosztowna, ale często na lepsze. Zmiana, która wiąże się też z utratą czegoś. Znajomych, bliskich relacji, czasu, którego już się nie cofnie. I tego czasu panicznie się boję. Tego czasu z bliskimi, który bezpowrotnie stracę. I jestem tego świadoma. Jak również tego, że w tym konkretnym momencie w życiu emigracja to jedyna szansa na lepszą przyszłość.

Pisząc to nasunęła mi się myśl, że ktoś mógł by mnie teraz ocenić jako egoistkę, bo wybieram swoją lepszą przyszłość, zamiast być z rodziną. I wierzcie lub nie ale sama czasem zadaje sobie takie pytanie. Ale potem szybko przypominają mi się słowa mojej terapeutki: “To twoje życie, masz tylko jedno i musisz je przeżyć tak jak ty chcesz“. Oczywiście możliwie nie raniąc nikogo.

Chciałabym abyście zrozumieli, że decyzja o emigracji jest zawsze bolesna, nie tylko dla najbliższych ale szczególnie dla osoby opuszczającej swój kraj. To w końcu ona jedzie w nieznane/ ryzykuje/ mierzy się ze wszystkimi napotkanymi barierami, o których wy nawet nie pomyślicie.

 

Jeśli chcesz być na bieżąco zajrzyj na naszego Facebooka

Streszczenie 2018 – krótko i na temat, o tym dlaczego zaległa cisza na blogu. Spokojnie, już wracamy!

Streszczenie 2018 – krótko i na temat, o tym dlaczego zaległa cisza na blogu. Spokojnie, już wracamy!

hej Pysiaczki

Jedziemy z tym koksem, bo trzeba wrócić do tematów podróżniczych. Wyjaśnię wiec na szybko i krótko co się u mnie działo, że się nie pisało na bloga. A następnie już nieco bardziej interesujące tematy. Zabiorę was do parnej Indonezyjskiej dżungli, na rajskie, Australijskie plaże i chaotyczne drogi Bali. 

Pożegnanie Australii

Ci co śledzą wiedzą, że w styczniu (2018) opuściłam Australię i  prawie dwa miesiące podróżowałam po Azji. Dokładnie Indonezji i Malezji. Szczegóły niebawem na blogu.

Pożegnanie z Australią było bardzo bolesne i tak naprawdę już na dwa tygodnie przed wyjazdem czułam, że to zła decyzja. Niestety było za późno, żeby to odkręcić (więc teraz kombinujemy jak wrócić :D).

Anglia

W marcu wylądowaliśmy w zimnej, mokrej, szarej, generalnie paskudnej Anglii. Po zielonych i słonecznych lasach Indonezji był to prawdziwy szok temperaturowy i kulturowy. Miesiąc mieszkaliśmy u rodziny Edgara w Hinckley. Niewiele dobrego mogę powiedzieć o tym miasteczku. Małe, szare, malutkie centrum, kilka kawiarni, kilka ładnych pabów, okolica po -górnicza, wiec każdy kto kojarzy film Billy Eliot wie jak tu wygląda. Wizja mieszkania tam przez więcej niż kilka tygodni budziła we mnie lęk i poczucie depresji.

Aczkolwiek rodzina bardzo nam pomogła pozwalając nam mieszkać u siebie, za co jestem wdzięczna. Niemniej dla mnie był to kolejny szok. Tym razem kulturowy. Rodzina Edgara to mix hiszpańsko-meksykański.

Wakacje w Polsce

Wiosną przelecieliśmy do Polski. Tutaj spotkaliśmy się z bandą administracyjno-urzędniczych półgłówków. Jak to mówi moja koleżanka – tępe dzidy. Ale o tym w kolejnych postach (warto poczytać – będzie się z czego pośmiać). Oprócz walki z systemem podróżowaliśmy po kraju i trochę organizowaliśmy nasz ślub 😀 Swoją drogą chyba najszybciej ogarnięty ślub (przynajmniej wśród znajomych). Polecam się dla planujących własny ślub. Chętnie pomogę 😀 Zabawne i mniej zabawne historyjki z planowania ślubu w kolejnych odsłonach 😀

Anglia ponownie

Początkowo myśleliśmy, że będzie to emigracja, ale zdecydowaliśmy, że raczej pitstop. Jesteśmy tu niecałe 3 miesiące, więc pewnie spora większość powie, żeby nie marudzić, bo to dopiero początek. Zrobiliśmy jednak analizę porównawczą i niestety, Anglia nie jest nawet blisko Australii pod kątem poziomu życia, pogody, itp. Jedyny plus, ale za to bardzo duży to bliskość Europy i możliwość wyskoczenia na zakupy do Berlina czy Mediolanu. 😀 Jeśli ma się czas i pieniądze. I ochotę.

Wiem, że tak samo było z Melbourne. Narzekanie (takie Polskie, nie. A wiecie, że Hiszpanie są jeszcze gorsi?), a potem wielka miłość. Jestem świadoma, że Leeds będzie bliskie memu sercu, jak każde miejsce, w którym mieszkałam, ale póki co nie widzę tu swojej długoletniej przyszłości.

Także pewnie nas gdzieś znowu poniesie. 

Jakieś propozycje? 

W jakich krajach mieszkacie lub jakie polecacie? 🙂

Ej Pyśki,

na koniec podzielę się z wami moją ukochaną piosenką. W sam raz na piątkowy wieczór, do potańczenia 😀

Polska vs. Australia – różnice i podobieństwa

Polska vs. Australia – różnice i podobieństwa

WSTĘP

Coś o opinii na początek.

Poniższy post, jak i wszystkie inne zawierają moją prywatną opinię na dany temat. Moja opinia nie jest ani lepsza, ani gorsza od Twojej (takie rozróżnienie nie istnieje). Moja opinia może być po prostu INNA niż Twoja.

Dlaczego o tym piszę? Zauważyłam, że jest pewna grupa odbiorców, którzy albo odbierają moje teksty bardzo personalnie, albo mają niepohamowaną potrzebę wyrzucenie z siebie pokładów negatywnych emocji, wynikających jak sądzę z niezadowolenia ze swojego życia.

Dlatego zanim napiszesz komentarz Pamiętaj, że na moim blogu nikt nikogo nie oczernia, nie ocenia, nie hejtuje. Każdy za to może wyrazić swoją, INNĄ (niż moją) opinie.

Buziaki 🙂

Czy Polska ma  w ogóle coś wspólnego z Australią?

Wiadomo, że pod wieloma oczywistymi względami Polska nigdy jak Australia nie będzie, ani Australia, jak Polska. Nie mamy palm (warszawska się nie liczy), ciepłego morza z rekinami (:P), niespotykanej nigdzie indziej fauny. Tu od razu napisze dla obrońców Polski, że oczywiście nasza ojczyzna też piękna, inna, bogata w historię, której w Australii zwyczajnie nie ma. A ta co była skrupulatnie jest zamiatana pod dywan. 

Z Australią mamy co nieco wspólnego. Modne stało się zdrowe jedzenie, bycie fit i męskie brody (tu niestety panowie przeczytali chyba tylko połowę artykułu pt. jak udawać Wikinga, bo sama broda to nie wszystko :D) . Obawiam się, że tutaj podobieństwa się kończą.

Różnica między Polską, a Australią której zapewne nigdy nie zmienimy.

Ciężko będzie dogonić Australię pod względem ekonomicznym. To pewne. Chyba, że rozwiniemy sektor edukacyjny. Dojąc studentów międzynarodowych jak krowy na łące, a w zamian dając im niski poziom edukacji, ale za to w Europejskim kraju (tak mniej więcej działa system edukacji w Australii, ale to długi temat i na kiedy indziej). Do niedawna wydawało mi się, że jest jednak coś dobrego co na Polską ziemię można by przenieść, i że jest to możliwe. Co to takiego? Nastawienia do drugiego człowieka, szczególnie w kontakcie klient – ekspedient/sprzedawca.

W Australii sprzedawca wita cię uśmiechem, pytaniem Jak się masz (nawet jeśli ma to w dupie, miło to usłyszeć), jak może pomóc. Na tym obsługa się nie kończy. Zagaduje, dopytuje jak ci mija dzień i czy jedzenie smakowało. W opozycji, tutaj ani dzień dobry, ani uśmiechu, nic. Zaraz podniosą się głosy, że pewnie w złe miejsca chodzę. Oczywiście, że nie wszędzie tak jest, i że generalizacja nie jest dobra. Są wyjątki od reguły. Niemniej to malutki odsetek w porównaniu z większością.

Dlaczego Polska nie dogodni Australii?

Obsługa klienta to najważniejszy element pracy. Jeśli jest na niskim poziomie klientów tracimy. Logiczne. W Polsce jednak doszło do pewnego wypatrzenia. Zdecydowana większość pracowników ma potencjalnego klienta w dupie (nie ci co mają własne firmy, oczywiście, ci uwijają się jak pszczółki). W innym kraju po prostu poszlibyśmy do innego sklepu/szpitala/restauracji. Tutaj nie mamy za bardzo wyboru, bo idziemy gdzie indziej, a tam powtórka z rozrywki.

Przykład:

Australia

W Melbourne weszliśmy do sklepu Tesli. W japonkach, szortach, nieco spoceni. Ekspedientka z wielkim uśmiecham oprowadziła nas po sklepie pokazując poszczególne samochody, tłumaczyła skomplikowaną specyfikę zawieszenia, zaproponowała ściągnięcie aplikacji, na którą wysyłać będzie do nas nowości. Traktowała nas jakbyśmy mieli za chwile kupić samochód za pół miliona dolarów. I wiecie co? Jeśli będzie mnie kiedyś stać na drogie auto to kupię właśnie Teslę. Dzięki takiej, a nie innej obsłudze.

Polska

Szukałam butów na specjalną okazję. Poszłam do Starego Browaru w Poznaniu. Jak wiadomo część sklepów jest bardzo droga dla przeciętnego Polaka. Niemniej jak wchodzę do danego sklepu zdaję sobie sprawę, że może być drogo. Skoro już weszłam to znaczy, że chce coś kupić, a nie że się zgubiłam. „Obsługa” wygląda tak: wchodzę, mówię dzień dobry (choć to ona/on powinien mnie powitać), zero odpowiedzi, rozglądam się mimo wszystko, kontem oka widzę jak ekspedientka taksuje mnie wzrokiem, widzi trampki, szorty, ocenia. Wnioskuje, że nie warto nawet powiedzieć dzień dobry. Wychodzę, a ona traci klienta. Kolejne zakupy zrobię online.

I to nie jest pojedynczy przypadek. Niemal w każdym sklepie, do którego weszłam sytuacja była podobna.

Dopóki będziemy traktować w taki sposób potencjalnego klienta nigdy do standardów Australijskich się  nie zbliżymy. A już nie porównując do innych państw, czy nie było by milej po prostu okazywać jakieś ludzkie uczucia od czasu do czasu. Trochę empatii. Rozumiem, że się nikomu nie chce wysilać za minimalną krajową, ale wydaje mi się, że można czerpać większą radość z pracy będąc miłym, pogodnym, pomocnym. Jak nie dla pieniędzy to dla własnej satysfakcji dobrze wykonanego zadania.

Polska

Polska ma jednak coś czego Australia nigdy mieć nie będzie.

Historię. Bogatą, długą, bolesną. I to dzięki tej hostorii jesteśmy narodem tak zjednoczonym i w chwilach trudnych, jak chociażby pandemia Covid-19 (2020) działamy dla wspólnego dobra, dbamy jeden o drugiego. W Australii trochę tego brakuje. Takiego uczucia jedności. I nie ma co się dziwić. Co australijczykow jednoczyć? Australia to kraj zbudowany na emigrantach, z każdego zakątka Świata. Dzieli ich historia, kultura, obyczaje, kuchnia, poglądy religijne, języki, nastawienie do pracy, kobiety, zwierząt.

I mimo, że Australia chucznie krzyczy, że jest krajem emigrantów, ci ludzie nie tworzą jedności. I systuacja z pandemią Civid 19 boleśnie to potwierdziła. Emigranci bez stałego pobutu zostali pozostawieni sami sobie, studentom, którzy wnoszą ogromny wkład finansowy w ekonomię kraju (edukacja to 3 najsilniejszy sektor gospodarczy napędzający kraj) pokazano drzwi, a Premier osobiście powiedział, że jak “ich nie stać na pobyt w Australii to mają wracać do domu”.

Polska więc nie jest może najlepszym krajem do życia, ale Australia też nie. Zasadniczo będąc emigrantem zawsze jest się obywatelem drugiej kategorii.