Widziałam dziś szafirowego motyla – jak się mieszka w raju!

paź 9, 2017Australia

Widziałam dziś szafirowego motyla idąc wąską dróżką wśród palm. Był sporych rozmiarów. Mniej więcej wielkości mojej dłoni. A błękit jego skrzydeł, niczym z domieszką złota skrzył się w porannym Słońcu. Bardzo podobnego motyla widziałam jakiś rok temu. Kiedy wybrałam się z siostrą do poznańskiej palmiarni, która właśnie otwarła wystawę egzotycznych motyli. Zafascynowały mnie te kolorowe stworzenia. Marzyłam o tropikalnych wyprawach w głąb dżungli i łapaniu motyli w siatkę jak to robiono w XIX i XX wieku. Myślę, że nadal wykorzystuję się tę metodę.

I oto jestem. W moich tropikach. Wiem, że was zaniedbałam. W kolejnych postach spieszę z wyjaśnieniem dlaczego.

A dziś krótko o tym gdzie jestem i jak się ty znalazłam.

Tropikalny raj

Australia wydaje się wam końcem Świata? Port Douglas to koniec końców. W prawdzie jest jeszcze kilka miasteczek na północ od Port Douglas, ale zasadniczo aby się tam dostać trzeba mieć własne auto lub zamówić specjalny busik (nieziemsko drogi).

Port Douglas leży na przylądku York, jednym z najdzikszych rejonów kraju. Mamy tu krokodyle długości 5 metrów, czasem większe; rekiny („tylko 5 odmian gotowych zjeść człowieka” jak usłyszałam – pocieszające); meduzy, które mogą sparaliżować człowieka na resztę życia, kazuary, groźne jedynie w bliskim kontakcie (odradzam selfie), a węże, pająki to już norma. Poza tymi „okropnościami” Port to idylliczne miasteczko z przepiękną 4 milową plażą, jedną główną ulicą, targiem sobotnim i przepięknym kościółkiem.

Jak trafiłam do tego raju i po co właściwie tu jestem.

Powód był tylko jeden. Second year visa. W innym wypadku nie wyjechałam bym na 3 miesiące z Melbourne, ale że postanowiłam przedłużyć moją wizę o kolejny rok muszę być tu gdzie jestem. Dlaczego? Bo Australijczycy sprytnie wymyślili jak obsadzić niechciane przez nich miejsca pracy. I tak wysyłają na daleką północ wszystkich przyjezdnych. Aby dostać upragnioną wizę trzeba pracować minimum 3 miesiące. Polacy są w grupie szczęśliwców, którzy oprócz pracy na farmie mogą podjąć pracę w usługach turystycznych, czyli wszelkiego rodzaju kawiarniach, hotelach, restauracjach. Większość jednak nie ma tego „przywileju” i musi swoje 88 dni wypracować w nieludzkich warunkach. Ponieważ pogoda na północy nie sprzyja pracy na powietrzu. Do wyboru pustynia lub tropiki. Wydawać by się mogło, że tropiki są lepsze, ale nie do końca tak jest. Temperatura w grudniu sięga 35 – 40 stopni, a wilgotność powietrza jest grubo powyżej 80%.

Niemniej 3 grudnia mijają moje 3 miesiące lub jak to się mówi w kręgu backpackersów – 88 days as a slave 😀 Odliczam te dni niczym skazaniec, mimo, że jestem w „raju”, ale w Melbourne zostawiłam znajomych i tam też po 3 miesiącach chcę wrócić i spędzić z nimi Boże Narodzenie. Pierwsze poza domem.

A o wrażeniach z Melbourne poczytasz tutaj. 

Monika and Edgar

Monika and Edgar

Travel & migration adviser

A Pole and a Mexican living in Australia. Passionate travelers. On the blog, we talk about emigration and life in Australia and England, as well as in Mexico and Poland, about traveling and intercultural relations.
We also publish a magazine NoWhere Else, about sustainable living and traveling.

YouTube

Sign up with my link and get $20 AUD discount 

Kappa Crew

Choose your new awesome swimsuit and get 25% off with my link.
Download new issue

Improve your English with me

Click on the photo to check courses

New articles 

Apteczka podróżnika – strefa równikowa

Apteczka podróżnika – strefa równikowa

Apteczka podróżnika Apteczka to element niezbędny w podróży. Niezależnie gdzie się wybierasz apteczkę należy zabrać. Niemniej, wybrany kierunek deerminować będzie skład naszej apteczki. Istnieje grupa leków niezbędnych na każdej szerokości i długości geograficznej,...