Strach? Jaki strach? Zapytacie.
A no taki normalny, dość duży, ciemny, otaczający nas z każdej strony i ściskający tak, że nie można oddychać.
Oczywiście nie przed każdym wyjazdem narażeni jesteśmy na spotkanie z tą nieprzyjazną “masą”. Wyjeżdżając na tydzień do Francji czy Włoch raczej nam to nie grozi, ale już daleka, samotna podróż i to na dość długo wywołuje drżenie rąk i napady gorąca, jak przy grypie.
Ja przynajmniej tak miałam i nadal czasami mam. Zastanawiam się po jakie licho cały ten wyjazd. Będę tam sama, będę musiała znaleźć pracę, mieszkanie i nie dać się zabić pierwszemu lepszemu robakowi. W takich napadach paniki boję się niemal wszystkiego. Mam jednak to szczęście, że umiem pomieścić w sobie i lęk, ale i odwagę, by mimo strachu iść dalej.
O emocjach związanych z emigracją poczytacie tutaj.
Czy da się okiełznać strach?
Raczej nie i chyba jest to nawet niewskazane, bo kiedy się czegoś boimy tworzymy scenariusze. Co złego nam się może przydarzyć. A skoro już je wymyśliliśmy to zabieramy się za tworzenie odpowiednich dla nich rozwiązań. Tym samym kiedy już przytrafi nam się coś złego to wiemy jak sobie z tym poradzić, bo już to przewidzieliśmy. Oczywiście, statystycznie większość z naszych lęków nie przekłada się na nasze życie, niemniej jednak strach czasami może być przydatny.
Ja osobiście wyobrażam sobie, że jestem mgłą, a delikatny wiaterek rozwiewa moje lęki (nie, nie jestem stuknięta, to naprawdę pomaga. Sami spróbujcie 🙂 ).
Pomaga mi też czasem muzyka. Energetyczna i wesoła. Ale tylko na chwilę, dłuższą lub krótszą, a potem strach znowu się pojawia i chyba trzeba się z tym pogodzić, bo to całkiem naturalne bać się nieznanego.
Moja playlista, którą wałkowałam przed Australią.