Ślub? Ale jak to? Czyli wyjaśnienia.
Ci co mnie znają wiedzą, że nigdy za mąż wychodzić nie planowałam, bo nie popieram instytucji małżeństwa. Zwyczajnie nie uważam, że posiadanie papieru coś zmienia w obrębie uczuć.
Ale fakt, że nie popieram instytucji małżeństwa nie oznacza, że nie popieram miłości, a ta napotkałaby wiele dodatkowych przeszkód gdyby nie zawarcie związku małżeńskiego. Niestety w Polsce nie zyskuje się tym żadnych przywilejów ani ulg dlatego też w Polsce nie mieszkamy. Poza Polską akt małżeństwa to spore ułatwienie i przyspiesza wiele procesów.
Dlaczego nie popieram małżeństwa?
Być może to 3 pokolenia rozwodników w mojej rodzinie. Obraz małżeństwa nie wygląda przy tych statystykach zachęcająco 🙂 Ale to chyba nawet nie to. Dla mnie problem leżał bardziej w poczuciu utraty czegoś. Wolności? Niezależności? Biorąc ślub bierzemy niejako odpowiedzialność za daną osobę, ze jego dobre samopoczucie, szczęście, zdrowie.
Zrozumiałam jednak, że będąc w związku i tak ma się już to poczucie odpowiedzialności i żaden papier czy tym bardziej ksiądz tego nie zmieni. Po ślubie nie ma żadnej znaczącej różnicy. Nie pojawia się magiczna moc, ani złota kula u nogi. Ciągle jesteśmy tacy sami. Jedynie mamy to poczucie, jakbyśmy się postarzeli o 10 lat, w jeden dzień 😀 😀 🙂
Pomysł
Pomysł na ślub. Wiem, brzmi śmiesznie :), ale tak trochę było. Oczywiście rozmawialiśmy o takiej ewentualności, ale raczej w dalekiej przyszłości. Po przyjeździe do Europy okazało się jednak, że nie mamy za dużo tej przyszłości do zastanawiania, bo Edgar może legalnie przebywać w UE tylko 3 miesiące i trzeba coś postanowić. Znajomi podeszli do tego sceptycznie, rodzina też, na początku.
Obiekcje dotyczyły głównie, krótkiego czasu znajomości. Ale niech mi ktoś pokaże gdzie jest napisane po ilu latach czy miesiącach można wziąć ślub?
Realizacja
Realizacja. Kolejny punkt dla, którego nie lubię ślubów. Istna droga przez mękę. Kilka razy nawet zastanawialiśmy się, czy aby nie rzucić tego w cholerę. Nagle wszyscy stali się znawcami wesel i obrońcami tradycji. 🙂 Ślub był piękny ale daleki od moich marzeń.
Dlatego marzy mi się drugi ślub (albo raczej ceremonia), spirytualny w Bacalar, Mexico. Taki bardziej nasz. Taki kiedy możemy powiedzieć naprawdę co myślimy i czujemy do drugiej osoby. Magiczny. Na plaży, o tej porze kiedy cienie są długie i wieje ciepły wiatr. Ja w plażowej sukience, on w krótkich spodenkach 😀 Palmy, zapach olejku kokosowego i 28 stopni. 🙂
Od pomysłu do realizacji długa droga. Dla nas tym bardziej, bo ślub z obcokrajowcem z non-EEA to walka z systemem na każdym kroku.
Droga prawna
1..Zebranie wszystkich niezbędnych dokumentów (przesłanie ich z Meksyku i przetłumaczenie na miejscu),
2. Wyznaczenie daty w USC (w Poznaniu trafiliśmy na debili, którzy najpierw kazali nam załatwić jeden dokument w Ambasadzie Meksyku w Warszawie, a następnie podważyli tłumaczenie tłumacza przysięgłego, w tym wypadku konsula, bo nie mogli doszukać się jednego wyrazu, który był w wersji polskiej, a w wersji hiszpańskiej już nie. Tłumaczenie, że hiszpański ma inny szyk zdania i słowo to znajduje się w innym miejscu nie pomogło. Dodam, że Panowie nie mówią po hiszpańsku. Skończyło się na tym, że odesłano nas do sądu, aby brakujący dokument uzupełnić.) Zastanawiacie się jaki to ważny dokument trzeba pokazać, że aż wysyłają cię do sądu? Dokument poświadczający twoje prawo do zawarcia związku małżeńskiego. Meksyk takiego dokumentu nie wydaje, bo mają to zagwarantowane konstytucją, a stan cywilny określa Odpis Stanu Cywilnego.
3. Ostatecznie ustalenie daty w USC w Kórniku. Polecam wszystkim obcokrajowcom. Tam przynajmniej traktują cię jak człowieka, a nie numer.
4. Rozprawa sądowa. Po 2 miesiącach czekania. Rozprawa wyglądała jak prawdziwa rozprawa. Ja po jednej stronie, on z tłumaczką po drugiej i sędzina, z twarzą jakby prowadziła sprawę o morderstwo z premedytacją. My przerażeni. Pytania z kosmosu: o choroby psychiczne, związki kazirodcze i uzależniania. Czy polaków też o to pytają? Decyzja pozytywna – o zwolnieniu z okazania dokumentu, którego Meksyk nie wydaje 😀 Dwa tygodnie na uprawomocnienie i można działać.
O kosztach nie będę nawet wspominać, bo myślę, że niektórym mogłoby się zrobić ciepło, ale powiem, że już za samą tę kwotę można by było mały ślub wyprawić. A to tylko krok pierwszy.
Dla niewtajemniczonych: śluby w Polsce to koszt od 20 do nawet 60 tys. PLN (i to takie średniej wielkości). Co przy średnich zarobkach rzędu 2500 robi już kwotę bardzo bolesną dla portfela.
Organizacja
Kiedy już zakończyliśmy batalię z sądami i urzędnikami przyszedł czas na organizację wesela. Ci co mają na to rok i jeszcze nie mogą się wyrobić – zapraszam po porady. Ogarnęliśmy w 4 miesiące. Ale było nerwowo momentami.
Sala
Znalezienie sali w tak krótkim czasie graniczy z cudem. Zajęło nam to trochę czasu. Właściwie salę wybraliśmy na końcu, jakiś miesiąc przed ceremonią. Nie polecam. Nie wiadomo co wpisać na zaproszeniach. Sporo szukaliśmy i ostatecznie wybraliśmy Bagatelkę w Miłosławiu. Magiczne miejsce. 🙂
Menu
Kolejny powód do sporów, bo my chcieliśmy taniej (tak żeby się głupio nie zadłużać lub nie sprzedawać nerki). No ale tradycje! Z tradycjami mieliśmy sporo problemów, bo nagle one stały się najważniejsze. Jedzenia więc musiało być dużo. Tak samo alkoholu. Jestem przeciwniczką wódki, no ale to przecież Polska tradycja.
Dekoracje
Dekoracje robiliśmy sami od początku do końca. Pojechaliśmy do lasu, potem do sklepu ogrodniczego i dobraliśmy dodatki, które potem zaaranżowaliśmy 🙂 Chcecie wiedzieć ile wydaliśmy? 🙂 Nie powiem, bo ci co za samych desinerów płacą 800 zł by mnie udusili 🙂 No dobra, ok. 250zł. My poznaniacy gospodarzymi pieniedzmi prawidłowo 😀
Książkę na życzenia zamówiliśmy przez internet, ale na 2 tygodnie przed okazało się, że nie ma takiego drewna na okładkę, które chcieliśmy. Wybraliśmy zamiennik i książka doszła na 3 dni przed ślubem. Zaproszenia też z internetu. Dekoracje kwiatowe były skromne, bo staraliśmy się już na koniec nie wychodzić poza budżet, który i tak przekroczyliśmy dwukrotnie niż planowaliśmy (głownie przez zmianę lokalu).
Sukienka
Z internetu. Nie róbcie tego! Błąd! Przyszła za późno i nie było czasu na wszystkie poprawki. Ale za to nie była droga 😀
Obrączki
Pierścionki to tradycyjne obrączki z Hawajów (Koa wood i australijski opal) i stamtąd też przyleciały. Niestety nie trafiliśmy z rozmiarem i musieliśmy je odesłać i poczekać na nowe. W tym czasie na Oahu wybuchł wulkan i ewakuowano część wyspy. Wysyłka nowych obrączek się przeciągnęła. Potem zostały zatrzymane na cle w Poznaniu, gdzie spędziliśmy 4h oby je wyciągnąć, bo zaadresowane były na Edgara i tu małe móżdżki tłuściutkich urzędników zaczęły się przepalać.
Tort
Wybór tortu wcale nie jest taki łatwy. Najpierw szukaliśmy w tradycyjnych sieciówkach, jak Elite czy Gruszecki. Tamtejsze torty to jeden wielki, słodki krem, a tort na 50 osób to koszt prawie 1000 zł. Połowa mojej pensji. 🙂 Szukaliśmy osoby która zrobiła by tort z ozdobami w stylu meksykańskim. Miała to być niespodzianka. Nie łatwo znaleźć utalentowaną osobę. Większość cukierni stawia na naked cake bo to najprostsza forma. Fajnie wygląda, ale to nie to co chcieliśmy. Po nitce do kłębka trafiliśmy na Panią Alinę, którą z całym sercem polecam. Prawdziwa pasjonatka i artystka. Spędziłyśmy na telefonie dobrą godzinę rozmawiając o projekcie i pomysłach. Co ważne torty Pani Aliny nie tylko są piękne, ale też bardzo smaczne. Nasz tort nie był typowy, bo nie był biały.
Co sądzicie?

DJ, Fotograf i inne drobiazgi
Nie wyobrażałam sobie ile drobnych elementów trzeba zaplanować. Przed rozpoczęciem procesu organizacyjnego wydawało mi się, że to tylko USC, sala, menu, sukienka i fotograf. Okazało się, że jest tego dużo więcej i kiedy już się cieszyliśmy, że wszystko załatwione wychodziło nowe. A to DJ, playlista (co by discopolo uniknąć), rozlokowanie gości przy stołach (o to w moim przypadku wcale nie było taki łatwe 🙂 ), zakaz tych głupich gier weselnych, rozsyłanie zaproszeń, itp. Do niedawna zastanawiałam się dlaczego śluby planuję się aż rok lub dwa. Teraz już wiem 😀 😀
Goście
Rodzina Edgara jest z Meksyku, ale część mieszka w Hiszpanii, Kanadzie, siostra z rodziną w Anglii. Martwiliśmy się czy będą w stanie przyjechać. Oczywiście plan był taki, że priorytetowo organizujemy najbliższą rodzinę, czyli rodziców i rodzeństwo z rodzinami. Chodziło głownie o logistykę.
Tak się złożyło, że kiedy Edgar zadzwonił do mamy z radosną nowiną w domu było akurat małe przyjecie rodzinne i nagle z zaproszonych rodziców, zaproszona została cała rodzina 😀 😀 Nie do końca był to nasz plan, ale pokazuje to w dość zabawny sposób kulturę, która nam jest zupełnie obca. W Polsce jak wiemy, na wesele przychodzi ściśle określona grupa osób, zaproszona oficjalnym zaproszeniem na papierze 😀 W Meksyku na ślub przychodzi każdy kto chce. I tam mam to sens, bo każdy z gości partycypuje w kosztach przynosząc coś na wesele. U nas wiadomo, że koszty spadają na rodziców i taki system nie przejdzie, więc jak bardzo byśmy chcieli zaprosić wszystkich to po prostu tak to nie działa.
Oczywiście nie do końca wierzyliśmy, że wszyscy się zorganizują. Założyliśmy liczbę gości na 40 osób, bo na tyle nas było stać. I czekaliśmy na potwierdzenia z zagranicy. Musieliśmy wiedzieć ile osób faktycznie przyleci. Znając już liczbę gości Edgara mogłam zacząć robić listę swoich gości. Ze względu na budżet (jak to zazwyczaj bywa) lista była bardzo okrojona, do najbliższej rodziny i kilku znajomych.
Teraz tak sobie myślę, że chyba to też jest powód dlaczego śluby planuje się z 2,3 letnim wyprzedzeniem. Trzeba jakoś zaoszczędzić pieniądze. Nam pomogli finansowo moim rodzice, za co jestem ogromnie wdzięczna. Bez tego wsparcia trudno nam byłoby cokolwiek zorganizować. 🙂
Ślub dwujęzyczny
Moja rodzina mówi głownie po rosyjsku, niemiecku, angielsku i oczywiście po polsku. Rodzina Edgara właściwie tylko po hiszpańsku, z małymi wyjątkami na język angielski. Jak się porozumieć? Początek był dość zabawny, my pojechaliśmy na koncert Bruno Mars i odbiór gości z lotniska spadł na mamę, Pawła i moją siostrę. Pierwsza była rodzina z Hiszpanii z dwoma nastoletnimi synami mówiącymi trochę po angielsku, więc jakoś dali sobie radę 🙂 Resztę odbieraliśmy już my. Większość gości przeleciała na ok. 3 dni przed ślubem.
Aby przełamać lody przez te kilka dni zorganizowaliśmy grilla w ogródku, zwiedzanie miasta, wyjścia do restauracji, itp. Początkowo Edgar i ja byliśmy tłumaczami. Czyli ja tłumaczyłam z polskiego na angielski, a on z angielskiego na hiszpański. Lub odwrotnie 🙂 Mind-blow 🙂 Po tym iście wyczerpującym doświadczeniu postanowiłam nauczyć się hiszpańskiego 🙂
Po jakimś czasie pokazaliśmy wszystkim jak działa aplikacja Translator i od tej chwili nasze życie stało się choć trochę łatwiejsze 🙂 Wiele było przy tym śmiechu i zabawy, ale wiecie Translator nie zawsze odda to co chcesz powiedzieć.
Transport
Na koniec przyszło nam się mierzyć z problemem transportu. A jakże. Nie może być za łatwo. Oczywiście goście z Polski się zorganizowali i tym bardzo nam ułatwili życie. Niemniej musieliśmy zorganizować transport dla bodajże 16 osób. I tak naprawdę nie był by z tym żaden problem, kwestia 2 telefonów, ale nasi goście z zagranicy obiecali, że sami wszystko zorganizują i my nie musimy się martwić. Błąd! 😀 Organizujesz swój ślub? Ktoś nie ma transportu? Bierzesz od takiego delikwenta kartę kredytową i załatwiasz transport. I tak trzeba było zrobić. Ufanie, że ktoś coś sobie sam załatwi wystawiło moją i nie tylko moją cierpliwość na próbę. Gdyby nie fakt, że to rodzina mojego przyszłego męża machnęła bym ręką i tyle. Nie załatwili, nie jadą. No ale to w końcu rodzina 🙂 I tak, w DNIU ŚLUBU Paweł załatwiał samochody, którymi goście pojechali do Kórnika.
Wydaje się zabawne? Niestety nie było nam do śmiechu. A najbardziej było mi żal Edgara, który do ostatniej godziny stresował się czy jego rodzina będzie na weselu czy nie.
Ceremonia
Ceremonia odbyła się w Zamku w Kórniku i była piękna. Niestety nie nagrała się z dźwiękiem, bo zapomniałam wyciągnąć kamerę z obudowy wodoszczelnej 😀 Ponoć jak nie ma wpadek to będzie się miało pecha. To chyba można zaliczyć jako wpadkę 😀
Od samego początku towarzyszyła nam nasza tłumaczka Joanna Majewska-Paul, która była z nami w sądzie, w USC na podpisaniu dokumentów, a potem na samej ceremonii. Zgodnie z prawem tłumacz musi być obecny, żeby Edgar wiedział co podpisuje. Inaczej po kilku miesiącach mógłby powiedzieć, że nic nie rozumiał i właściwie to się chce wypisać 😀
Zabawa
Zgodnie z tradycją było powitanie chlebem i solą, zbijanie kieliszków, które nie do końca nam wyszło z pierwszym razem, 🙂 pierwszy taniec (który zaimprowizowaliśmy, bo nie było czasu na lekcje wymyślnego układu), życzenia i prezenty, krótka sesja fotograficzna, no i zabawa.
Jakimś magicznym sposobem czas galopował szybciej niż zwykle i te kilka godzin upłynęło jakby w kilka minut. Teraz rozumiem dlaczego tradycyjne śluby trwają 3 dni 🙂
Rodzinnie: z siostrą, bliźniaczką 🙂 i z tatą.
Rodzinnie: z tatą i moimi pięknymi dziewczynami: siostrą i kuzynkami, Pauliną i Martyną
#girlpower
Porady i pytania
Nie powiem, że jestem ekspertem w dziedzinie wesel, ale na pewno wiem więcej niż każdy kto robi to po raz pierwszy. My dodatkowo pobiliśmy rekord prędkości. Dlatego jeśli coś ci się spodobało, dekoracje, obrączki, daj znać. Chętnie pomogę, doradzę 🙂