Pożegnanie z Australią.
Bolesne niemal jak pożegnanie z Polską. Łzy, lekkie załamanie nerwowe, panika. Czego tak się boję? Powrotu do “normalnego życia”, do Polski? A czy to życie nie jest normalne? Jest, chociaż czasem wydaje się, że niezupełnie. Rozumiecie co mam na myśli? Ci co mieszkali dłużej za granicą chyba rozumieją to uczucie. Lekki surrealizm sytuacji, w której jesteśmy rozdarci miedzy starym, a nowym. Nie wiemy gdzie jest nasze miejsce.
Tam – dom, rodzina, znajomi, wspomnienia z dzieciństwa, poczucie względnej asekuracji, chociażby na poziomie komunikacji.
Tu – dom, ale nie do końca swój, znajomi, nie do końca na resztę życia, ale zawsze, wspomnienia i chyba to co najważniejsze – nowy początek. Uczucie, że jest się nową osobą, że to co stare zostało za nami i otwierają się nowe możliwości.
Myślę jednak, że nie jest to pożegnanie na zawsze.

Pożegnanie pożegnaniem, ale ja wciąż tu jestem 😀
Od początku, więc (więc nie na początku zdania. moja polonistka była by dumna :D). Plany zmieniły się diametralnie. Po powrocie z Port Douglas, gdzie jak wiecie pracowałam te 3 miesiące, aby dostać kolejną wizę, okazało się, że czeka mnie batalia o dokumenty. Mój błąd, że zaufałam nieodpowiedniej osobie. Ale o nieuczciwych pracodawcach wkrótce.
Nadzieję na wizę były blade. Zeczełam myśleć co dalej. Wracać do Polski, nie wracać? Jesteście ciekawi odpowiedzi?
Wracać!!! 😀
Ale tylko na moment, a może na dłużej. Tego nie wiem. Robienie planów często wiążę się z rozczarowaniem, kiedy trzeba plany zmienić, więc mam zarys ogólny, plan A i B, a nawet C się znajdzie.

To jak z tym powrotem, czyli plany na najbliższe miesiące.
Z Australii wyjeżdżam 22 stycznia i lecę na Bali. W Indonezji chcę zostać przynajmniej 2 miesiące (głównie Sulawesi, Jawa, Sumatra), następnie Borneo (dostałam przecież mapę to muszę jechać :P) malezyjska część oraz na pewno Wietnam i Angkor Wat w Kambodży. Jeśli starczy chęci na dalsze podróże to Filipiny i Tajlandia oraz Laos. Następnie Polska!!! 😀
Do Polski chciałabym przylecieć latem. Głównie ze względu na pogodę, mniejszy szok temperaturowy – haha – niekoniecznie, ale warto spróbować.
W Polsce trochę zostanę ze względów zdrowotnych. Następnie kierunek Anglia lub Szkocja 🙂

Najciekawszy moment. Skąd na to pieniądze?
Nie obrabowałam banku, nie zarobiłam tyle by zaoszczędzić (niestety na północy pracodawcy sprytnie wykorzystują fakt, że większość wizowców musi tam odrobić te 3 miesiące, aby dostać wizę). Skąd więc?
Po powrocie do Melbourne na początku grudnia przeprowadziłam się do nowego mieszkania i zajęłam się głównie walką z byłym pracodawcą o dokumenty potrzebne do wizy oraz przygotowaniami do przyjazdu siostry.
W między czasie uczyłam się też Interior Designu. Nie będę zagłębiać się w szczegóły techniczne, bo to dla większości nuda. Generalnie robię projekty mebli na wymiar. Obecnie pracuję nad dwoma projektami – klinika i apartamentowiec w Melbourne.
Pokrótce jak to wygląda: dostaję projekt architektoniczny budynku z danymi technicznymi i designem od architekta. Moja rola polega na przeniesieniu tego projektu (i poprawieniu, bo architekci nie ogarniają życia) do innego programu i krok po kroku zaprojektowaniu każdego elementu tak aby można było go wysłać prosto do fabryki, gdzie zostaje wycięty w drewnie lub innym materiale, złożony do kupy i zainstalowany w apartamencie. I ta da.
Tak więc teraz pracuję. Z domu, z balkonu, z łóżka. I tak będę pracować dalej podczas podróży.
Szykujcie się na dawkę przesmacznych zdjęć, bo zamierzam spróbować każdego robaka, owocu i warzywa na lokalnych targach, street foodach i w restauracjach. 🙂
Moją podróż możesz śledzić też na Instagramie. A jak chcesz być na bieżąco to zapraszam na FB
