Kiedy wszyscy wokół układają sobie wygodne życie ja wyjeżdżam na koniec Świata

Kiedy wszyscy wokół układają sobie wygodne życie ja wyjeżdżam na koniec Świata

Znajomi weszli już w fazę “stabilizacji”

Kiedy wchodzę na fecebooka nie ma dnia abym nie zobaczyła komunikatów o kolejnych zaręczynach, kolejnym ślubie, nowo urodzonym dziecku o “egzotycznym” imieniu, czy powiadomień o zakupie mieszkania na kredyt. Polubienia stron typu: Mebluje mieszkanie, Nowoczesny design są dość oczywiste. Cieszę się szczęściem innych i z jednej strony im zazdroszczę, tego, że budują sobie swój własny kącik, o którym też przecież marzę (o domu z kominkiem i psem), a z drugiej zastanawiam się dlaczego tego wszystkiego nie chcę. Nie, że wcale. Chyba po prostu nie teraz.

Kto tu jest dziwny?

Zastanawiam się czy to z nimi jest coś nie tak, czy ze mną. Ślub, dziecko, “stabilizacja” rozumiana dla mnie jako dom – praca – dom jest nie do przyjęcia. Oczywiście chciałabym mieć dom, mały, na wsi, ale chyba tylko po to aby był moją bezpieczną ostoją, do której będę wracać po podróżach. Jakoś nie widzę w tym domu dzieci, pieluch i porannej bieganiny. Może kiedyś, ale z pewnością teraz nie jest to spełnieniem moich marzeń. Sprawdzając co tam u znajomych, którzy już wygodnie meblują swoje życie stwierdzam, że jestem w mniejszości, która w stabilizacji widzi pułapkę.

Kiedy wszyscy wokół układają sobie wygodne życie ja wyjeżdżam na koniec Świata.

Dlaczego?

Ze strachu przed “dorosłością” – powiedzą konserwatywni znajomi.

Z ciekawości, potrzeby zmian, odkrywania nowego, innego – odpowiem.

Podróże zawsze były moim marzeniem. Już jako dziecko uwielbiałam książki przygodowe o Tomku Sawyerze, a moją ulubioną bajką była Księga Dżungli (podobno chciałam być Mowglim 😀 ). Ta pasja towarzyszy mi do teraz i ani na chwilę nie odpuszcza. Skończyłam turystykę międzynarodową na UAM’e i założyłam stowarzyszenie podróżnicze. I tak, znudzona i zmęczona pracą w korporacji postanowiłam zrobić coś spektakularnego. Wyjechać do Australii.

Skąd pasja podróżowania?

Mama mi powiedziała, że to po tacie mam takie zacięcie geograficzne. Faktycznie tata też zawsze marzył o podróżach, interesowała go historia innych państw. Nie wyjechał jednak poza Europę, chociaż mógł. Chyba po prostu się bał. Teraz, być może ja zrealizuję jego niespełnione marzenia. I może kiedyś się o tym dowie i uśmiechnie się do siebie.

UPDEJT 😀

Powyższy tekst miał się pojawić na blogu miesiąc temu (a pisany był jeszcze w Polsce, kiedy moje wyobrażenie przyszłości i pracy za granicą było nieco inne), ale jakoś nie wyszło. Dziś, siedząc w nieco rozsypującej się chatce w Ivanhoe na przedmieściach Melbourne, po zjedzeniu opakowania przeterminowanych galaretek, które “pożyczyłam” od współlokatorki doznałam olśnienia.

Wiem co chcę robić w życiu 😀

Dobra, to nie do końca tak. Już jakiś miesiąc po przyjeździe do Australii zaczęłam sobie uświadamiać jak chcę ukierunkować moje dalsze życie (galaretki tylko trochę mi w tym pomogły) 😀

Nadal nie ma w planach dzieci i stabilizacji jako takiej (dom-praca-dom), ale jednak pewnej stabilizacji mi potrzeba.

Więc, (moja polonistka groźnie teraz kiwa palcem) jak widzę swoją przyszłość, do jakich wniosków doszłam po prawie 3 miesiącach w Australii dowiecie się już niebawem 🙂

 

Wiem wiem, ja też tego nie lubię.

  • Niebawem.
  • Co to znaczy? konkretnie?
  • jutro.

Buziaki Pysiaki :*

 

Rzecz o przyjaźni

Rzecz o przyjaźni

Trochę o przyjaźni teraz będzie.

(prywata zawsze w cenie 😀 )

Na wstępie dodam, iż wiem, że na niektórych zdjęciach wyglądacie jak ziemniaki. Zwróćcie uwagę jednak, że ja również 😀 Nie było moim celem “uziemniaczenie” naszych postaci, ale to były naprawdę najlepsze fotki jakie znalazłam (oprócz tych z Korbielowa, ale te są moimi materiałami nacisku w razie W – jakby powiedziała moja mama). 😀

A teraz już do rzeczy.

Moi kochani,

właśnie siedzę w samolocie i jestem przerażona jak nigdy w życiu, i to jest chyba właściwy moment na podziękowania, a… chciałam wam bardzo podziękować za wsparcie, ciepłe słowa i za to, że po prostu jesteście. W momencie wielkich życiowych zmian, kiedy opuszcza się rodzinny dom, miasto, kraj pozostają jedynie bliskie osoby. Wy nimi jesteście i mam nadzieję, że będziecie wspierać mnie dalej.

Jak lepiej mogłabym wam podziękować (dobra, kawa i ciacho też by się liczyło, ale to sztampa, z resztą nikt by się nie pośmiał z naszych zdjęć) jak nie tutaj, wybierając nasze wspólne momenty, chwile niezapomniane, zabawne, czasem trudne.

Przeglądając te zdjęcia uzmysłowiłam sobie ile miejsc razem odwiedziliśmy. Poniżej kawałek Świata, który zobaczyłam z Wami.

 

 

Mojej siostrze Karolinie dziękuję za zrozumienie i akceptację moim marzeń, ostrzeżenia przed dziką zwierzyną oraz wiarę, że się uda. Za to, że gdziekolwiek mieszkam Karola zawsze mnie odwiedza, więc i do Australii też musi przyjechać. 😀

Asiu, dziękuję, że jesteś zawsze na posterunku, kiedy muszę pogadać o trudnych sprawach, za to, że umiesz się dzielić czasem i tak często znajdujesz go dla mnie, mimo natłoku własnych spraw. Będę wspominać nasze kiełbaski z kominka (ale ciiiii xD). Trzymam kciuki, abym mogła zimę spędzać w kanadyjskiej chatce z bali, więc wiesz…nie zostało Ci dużo czasu 😀

Asiu i Alejandro, to Wy jesteście moimi prawdziwymi przyjaciółmi, zawsze macie dla mnie czas, to z wami włóczę się po mieście, próbuję nowej kuchni, gram w planszówki. To wy wspieraliście mnie w najtrudniejszych chwilach minionego roku. Z Wami mogłabym pojechać na koniec Świata, a i mam nadzieję, że wy przyjedziecie na mój. 🙂 Kocham Was, moje Pyśki 🙂 i dziękuję za lampkę (uroniłam łezkę szczęścia dopiero jak wyszliście, żeby nie wyjść na mięczaka). 😀

Zocha, moja szalona, zakręcona Zocha, zawsze z uśmiechem na twarzy. Za ten uśmiech dziękuje :*

Dario, Martyno buziaki dla was. Z wami gorąca czekolada jest najsłodsza na Świecie. Trzymam za was kciuki.

Roczny wyjazd do Australii. Czego tak naprawdę się boję?

Roczny wyjazd do Australii. Czego tak naprawdę się boję?

Roczny wyjazd do Australii.

Brzmi fascynująco i z pewnością tak będzie. Ale póki co jestem tu, w Polsce, z rodziną, chłopakiem, przyjaciółmi. Przede mną wyjazd na rok lub dłużej (lub krócej). Samotny wyjazd (tak, wiem – poznam tam nowych ludzi, będzie super, ale… to nie to samo).

Na ile bym nie wyjechała, rok, pół roku to i tak bardzo długo i Świat się z tej okazji nie zatrzyma, moi znajomi, chłopak nie zapadną w sen zimowy jak niedźwiedzie i nie poczekają, aż wrócę. Ich życie, tak jak moje nadal będzie się toczyć z tym, że ja już nie będę brała w tym czynnego udziału.

Boję się, że wiele mnie ominie, że przegapię wspaniałe lato, które mogłabym spędzić z Adrianem podróżując gdzieś po Europie, wspólne spacery wczesną wiosną do parku. Boję się, że stracę to wszystko co tyle lat skrupulatnie budowałam. Te wszystkie relacje.

A po drugiej stronie czeka niewiadoma. I chyba to jest takie przytłaczające. To ciągłe uczucie, że rezygnujesz z czegoś znajomego, bezpiecznego, dobrego na poczet czegoś innego, co niekoniecznie da ci szczęście. A z drugiej strony, jak nie pojadę to nigdy się tego nie dowiem i zawsze będę mieć pretensje do samej siebie, że chociaż nie spróbowałam.

Choć mam nadzieję, że przywiozę z Australii tylko dobre wspomnienia, i że będę miała do czego wracać.

 

Update

Z Australii przywiozłam nie tylko dobre wspomnienia, dośdiadczenia ale i męża 😀

Rok 2016 rokiem wielkich zmian. Posłuchajcie…

Rok 2016 rokiem wielkich zmian. Posłuchajcie…

fot. A Dykczak, www.dykczak.pl

Rok 2016 był rokiem wielkich zmian w moim życiu. Posłuchajcie…

[To będzie dość osobisty wpis, jak wszystkie, które po nim nastąpią.]

W tym roku dokonałam czegoś niezwykłego. Nie napiszę, że nigdy o tym nie marzyłam i że myślałam, że to niewykonalne. Bo nie, nigdy nie myślę kategoriami, “że się nie da”. I choć może to naiwne, dla mnie wszystko wydaje się możliwe jeśli się chce i jeśli dostatecznie dużo włoży się w to energii. Jedyną barierą w moim przypadku był strach. Przed nowym, nieznanym, przed utratą tego co mam teraz. Jednak kiedyś trzeba zaryzykować i zrobić ten pierwszy krok ku marzeniom. Bo pierwszy jest zawsze najtrudniejszy, a potem idzie z górki (tak mówią, przynajmniej 🙂 )

I co z tego wyszło?

Dostałam wizę do Australii.

Nie turystyczną, ale work&holiday. Jestem jedną z 200 osób, które raz do roku mogę taką wizę otrzymać. Czuję się więc w obowiązku z tego przywileju skorzystać, bo wszyscy ci, którzy o tym marzyli, a im się nie udało, zabili mnie gdyby usłyszeli, że nie pojechałam ze strachu 🙂

Co przeczytacie w kolejnych postach?

Z pewnością będzie sporo o przygotowaniach, potem o przyrodzie i pierwszych wrażeniach. Ale nie będzie tylko lukrowanych opisów wspaniałych przygód w dalekim kraju. Nie, bo nie do końca tak to wygląda. Już same przygotowania są ciężkie zarówno fizycznie, jak i psychiczne. Pragnę aby każdy z Was mógł “dotknąć” nie tylko tej jasnej strony podróżowania, ale i też tej nieco ciemniejszej. Dlatego zamierzam pisać i o tych dobrych momentach, ale i o tych trudnych.

Co jeszcze się wydarzyło?

Spełniłam jedno ze swoich podróżniczych marzeń. Przejechałam sporą część Islandii.

Film z tej wyprawy jest już gotowy.

Zobaczyłam zorzę polarną i spałam pod namiotem w trzech warstwach ubrań 😀 Kąpałam się w gorących źródłach, w górach (i się nie rozchorowałam – to nie lada wyczyn jak na mnie). 😛

Wyprowadziłam się z domu rodzinnego. Obawiałam się, że będzie to boleśniejszy proces, ale nie było tak źle. Tęsknie za moim psiakiem, ale generalnie wyszło z tego więcej dobrego niż się spodziewałam.

Kiwi rozwija się, a w tym roku udało nam się zaprosić kilku naprawdę dobrych podróżników. Jak Karolina z Twins on Tour czy Joachim i Robert “Dzikus” , którzy wydali ostatnio książkę “Podróże do granic”.

 

Jeszcze jestem w Polsce, ale przygotowania już trwają.

W kolejnych postach dowiesz się jak dostać wizę, co spakować, i ile to wszystko kosztuje.

Zapraszam Cię do wspólnej podróży 🙂