Streszczenie 2018 – krótko i na temat, o tym dlaczego zaległa cisza na blogu. Spokojnie, już wracamy!

Streszczenie 2018 – krótko i na temat, o tym dlaczego zaległa cisza na blogu. Spokojnie, już wracamy!

hej Pysiaczki

Jedziemy z tym koksem, bo trzeba wrócić do tematów podróżniczych. Wyjaśnię wiec na szybko i krótko co się u mnie działo, że się nie pisało na bloga. A następnie już nieco bardziej interesujące tematy. Zabiorę was do parnej Indonezyjskiej dżungli, na rajskie, Australijskie plaże i chaotyczne drogi Bali. 

Pożegnanie Australii

Ci co śledzą wiedzą, że w styczniu (2018) opuściłam Australię i  prawie dwa miesiące podróżowałam po Azji. Dokładnie Indonezji i Malezji. Szczegóły niebawem na blogu.

Pożegnanie z Australią było bardzo bolesne i tak naprawdę już na dwa tygodnie przed wyjazdem czułam, że to zła decyzja. Niestety było za późno, żeby to odkręcić (więc teraz kombinujemy jak wrócić :D).

Anglia

W marcu wylądowaliśmy w zimnej, mokrej, szarej, generalnie paskudnej Anglii. Po zielonych i słonecznych lasach Indonezji był to prawdziwy szok temperaturowy i kulturowy. Miesiąc mieszkaliśmy u rodziny Edgara w Hinckley. Niewiele dobrego mogę powiedzieć o tym miasteczku. Małe, szare, malutkie centrum, kilka kawiarni, kilka ładnych pabów, okolica po -górnicza, wiec każdy kto kojarzy film Billy Eliot wie jak tu wygląda. Wizja mieszkania tam przez więcej niż kilka tygodni budziła we mnie lęk i poczucie depresji.

Aczkolwiek rodzina bardzo nam pomogła pozwalając nam mieszkać u siebie, za co jestem wdzięczna. Niemniej dla mnie był to kolejny szok. Tym razem kulturowy. Rodzina Edgara to mix hiszpańsko-meksykański.

Wakacje w Polsce

Wiosną przelecieliśmy do Polski. Tutaj spotkaliśmy się z bandą administracyjno-urzędniczych półgłówków. Jak to mówi moja koleżanka – tępe dzidy. Ale o tym w kolejnych postach (warto poczytać – będzie się z czego pośmiać). Oprócz walki z systemem podróżowaliśmy po kraju i trochę organizowaliśmy nasz ślub 😀 Swoją drogą chyba najszybciej ogarnięty ślub (przynajmniej wśród znajomych). Polecam się dla planujących własny ślub. Chętnie pomogę 😀 Zabawne i mniej zabawne historyjki z planowania ślubu w kolejnych odsłonach 😀

Anglia ponownie

Początkowo myśleliśmy, że będzie to emigracja, ale zdecydowaliśmy, że raczej pitstop. Jesteśmy tu niecałe 3 miesiące, więc pewnie spora większość powie, żeby nie marudzić, bo to dopiero początek. Zrobiliśmy jednak analizę porównawczą i niestety, Anglia nie jest nawet blisko Australii pod kątem poziomu życia, pogody, itp. Jedyny plus, ale za to bardzo duży to bliskość Europy i możliwość wyskoczenia na zakupy do Berlina czy Mediolanu. 😀 Jeśli ma się czas i pieniądze. I ochotę.

Wiem, że tak samo było z Melbourne. Narzekanie (takie Polskie, nie. A wiecie, że Hiszpanie są jeszcze gorsi?), a potem wielka miłość. Jestem świadoma, że Leeds będzie bliskie memu sercu, jak każde miejsce, w którym mieszkałam, ale póki co nie widzę tu swojej długoletniej przyszłości.

Także pewnie nas gdzieś znowu poniesie. 

Jakieś propozycje? 

W jakich krajach mieszkacie lub jakie polecacie? 🙂

Ej Pyśki,

na koniec podzielę się z wami moją ukochaną piosenką. W sam raz na piątkowy wieczór, do potańczenia 😀

Pożegnanie z Australią. Czas na przeprowadzkę. Dokąd teraz? :)

Pożegnanie z Australią. Czas na przeprowadzkę. Dokąd teraz? :)

Pożegnanie z Australią.

Bolesne niemal jak pożegnanie z Polską. Łzy, lekkie załamanie nerwowe, panika. Czego tak się boję? Powrotu do “normalnego życia”, do Polski? A czy to życie nie jest normalne? Jest, chociaż czasem wydaje się, że niezupełnie. Rozumiecie co mam na myśli? Ci co mieszkali dłużej za granicą chyba rozumieją to uczucie. Lekki surrealizm sytuacji, w której jesteśmy rozdarci miedzy starym, a nowym. Nie wiemy gdzie jest nasze miejsce.

Tam – dom, rodzina, znajomi, wspomnienia z dzieciństwa, poczucie względnej asekuracji, chociażby na poziomie komunikacji.

Tu – dom, ale nie do końca swój, znajomi, nie do końca na resztę życia, ale zawsze, wspomnienia i  chyba to co najważniejsze – nowy początek. Uczucie, że jest się nową osobą, że to co stare zostało za nami i otwierają się nowe możliwości.

Myślę jednak, że nie jest to pożegnanie na zawsze.

Pożegnanie pożegnaniem, ale ja wciąż tu jestem 😀

Od początku, więc (więc nie na początku zdania. moja polonistka była by dumna :D). Plany zmieniły się diametralnie. Po powrocie z Port Douglas, gdzie jak wiecie pracowałam te 3 miesiące, aby dostać kolejną wizę, okazało się, że czeka mnie batalia o dokumenty. Mój błąd, że zaufałam nieodpowiedniej osobie. Ale o nieuczciwych pracodawcach wkrótce.

Nadzieję na wizę były blade. Zeczełam myśleć co dalej. Wracać do Polski, nie wracać? Jesteście ciekawi odpowiedzi?

Wracać!!! 😀

Ale tylko na moment, a może na dłużej. Tego nie wiem. Robienie planów często wiążę się z rozczarowaniem, kiedy trzeba plany zmienić, więc mam zarys ogólny, plan A i B, a nawet C się znajdzie.

so hipster

To jak z tym powrotem, czyli plany na najbliższe miesiące.

Z Australii wyjeżdżam 22 stycznia i lecę na Bali. W Indonezji chcę zostać przynajmniej 2 miesiące (głównie Sulawesi, Jawa, Sumatra), następnie Borneo (dostałam przecież mapę to muszę jechać :P) malezyjska część oraz na pewno Wietnam i Angkor Wat w Kambodży.  Jeśli starczy chęci na dalsze podróże to Filipiny i Tajlandia oraz Laos. Następnie Polska!!! 😀

Do Polski chciałabym przylecieć latem. Głównie ze względu na pogodę, mniejszy szok temperaturowy – haha – niekoniecznie, ale warto spróbować.

W Polsce trochę zostanę ze względów zdrowotnych. Następnie kierunek Anglia lub Szkocja 🙂

bali-ubud

Najciekawszy moment. Skąd na to pieniądze?

Nie obrabowałam banku, nie zarobiłam tyle by zaoszczędzić (niestety na północy pracodawcy sprytnie wykorzystują fakt, że większość wizowców musi tam odrobić te 3 miesiące, aby dostać wizę). Skąd więc?

Po powrocie do Melbourne na początku grudnia przeprowadziłam się do nowego mieszkania i zajęłam się głównie walką z byłym pracodawcą o dokumenty potrzebne do wizy oraz przygotowaniami do przyjazdu siostry.

W między czasie uczyłam się też Interior Designu. Nie będę zagłębiać się w szczegóły techniczne, bo to dla większości nuda. Generalnie robię projekty mebli na wymiar. Obecnie pracuję nad dwoma projektami – klinika   i apartamentowiec w Melbourne.

Pokrótce jak to wygląda: dostaję projekt architektoniczny budynku z danymi technicznymi i designem od architekta. Moja rola polega na przeniesieniu tego projektu (i poprawieniu, bo architekci nie ogarniają życia) do innego programu i krok po kroku zaprojektowaniu każdego elementu tak aby można było go wysłać prosto do fabryki, gdzie zostaje wycięty w drewnie lub innym materiale, złożony do kupy i zainstalowany w apartamencie. I ta da.

Tak więc teraz pracuję. Z domu, z balkonu, z łóżka. I tak będę pracować dalej podczas podróży.

Szykujcie się na dawkę przesmacznych zdjęć, bo zamierzam spróbować każdego robaka, owocu i warzywa na lokalnych targach, street foodach i w restauracjach. 🙂

Moją podróż możesz śledzić też na Instagramie. A jak chcesz być na bieżąco to zapraszam na FB

Czas na emigracji się nie zatrzymuje.

Czas na emigracji się nie zatrzymuje.

Czas na emigracji płynie dalej.

Czyli jednak zegarek nie stanął i życie w Polsce na mnie nie poczeka. Wrócę i wszystko będzie inne. Pewne zmiany na pewno mnie ucieszą. Nowe inwestycje, odnowione fasady kamienic, zrewitalizowane parki. Chciałabym wrócić i zachwycić się moim miastem na nowo. Czasem jednak się boję, że to i tak będzie za mało, żeby zostać.

W kraju zachodzą inne, ważniejsze zmiany, w których nie dane mi będzie brać czynny udział. Czego bardzo żałuje. Mam namyśli wszystko to co dzieje się u moich przyjaciół. Dwa dni temu dowiedziałam się, że zostanę ciocią. Moja najlepsza przyjaciółka jest w ciąży. Kiedy dostałam wiadomość jechałam akurat taxówką i na moment czas jakby stanął. Ucieszyłam się, bo wiem jak bardzo Agata marzyła o rodzinie. Niemniej dotarło do mnie, że tam daleko też toczy się życie.

Jestem tutaj, na emigracji i codziennie robię nowe rzeczy, poznaje nowych ludzi, próbuję nowych smaków, bawię się, pracuję, żyje i jest to po części pewien rodzaj szczęścia. Jednak w tamtym momencie w taxówce poczułam, jak bardzo chciałabym wrócić chociaż na moment, pójść na kawę z Asią i Alexem, smażyć kiełbaski w kominku z drugą Asią, zjeść obiad w Made in China, napić się czekolady w Cacao Republika. Z drugiej strony myśl o powrocie, od pewnego czasu napawa mnie lękiem.

Chciałabym przylecieć chociaż na moment, bo mimo, że tutaj otaczają mnie sami mili ludzie i relacje nawiązuje się błyskawicznie to nie są to takie same relacje (a niektóre już zaczynają mnie poważnie męczyć) i po prostu tęsknie za moimi przyjaciółmi. Ludźmi o podobnych zainteresowaniach, inteligentnych, zabawnych i rozumiejących moją ironię i sarkazm 🙂 

Niestety póki co muszę jakoś sobie z pędzącym czasem poradzić, bo na radarze Polski brak. Czekam jednak z niecierpliwością na wiadomość od siostry, że kupiła wreszcie bilety 😀

UPDATE

Mineły dwa lata i znowu jestem w Australii. Znowu daleko, znowu życie w Polsce przelatuje mi jak piasek między palcami. Mimo, że buduję swoje życie tutaj, ale czuję, że to taki tymczasowy adres. Co więcej, tęsko za Polską. Czasami przychodzą momenty, że wsiadłabym w samolot następnego dnia. Niemniej po chwili to uczucie mija. Wracam do rutyny i zapominam, że tak tęskno mi za polskim jedzeniem, lasami, porami roku. Australia jest cudowna, ale nie do końca się tu czujemy jak w domu. 

Z drugiej strony, nie umiałabym zostać w Polsce na stałe. Chyba nigdzie bym nie umiała. Jestem obecnie na takim etapie, że nigdzie nie widzę siebie “na stałe”. Pomimo, że nasz plan na Australijską emigrację zakładał 5-letni pobyt, już nas gdzieś nosi i zastanawiamy się gdzie dalej ruszyć. 

Trzy miesiące w Australii – do jakich wniosków doszłam.

Trzy miesiące w Australii – do jakich wniosków doszłam.

Wnioski Wnioski Wnioski

Będzie bardziej osobiści, bo chcę opisać wnioski do jakich doszłam odnośnie moich planów na przyszłość i jak Australia je zweryfikowała. Ale myślę, że będzie to dla wielu ciekawa lektura. Może nawet się nieco zdziwicie.

Otóż, Australia utwierdziła mnie w przekonaniu jak bardzo chcę wrócić do Polski i tam budować swoją przyszłość.

Ha. Mówiłam, że będzie zaskakująco. :D

Dlaczego tak?

Mój plan na Australia z góry przewidywał jedynie zarobienie pieniędzy i dalszą podróż. Jak już wiecie Australia nigdy nie była w czołówce moich wymarzonych państw do zwiedzenia. Chociaż intrygowała mnie przyroda i kultura autochtonów. Z drugiej strony nie zamykałam się na możliwości. Dałam sobie “furtkę”, że gdyby bardzo mi się spodobało to spróbuję tu zostać na dłużej.

Nie spodobało mi się jednak na tyle abym chciała tu zostać cały rok (dla mnie to też nieco strata czasu, pracować tu tyle, w mało rozwojowej pracy kiedy w Polsce czeka na mnie ambitne zajęcie). Nie chcę żebyście mnie źle zrozumieli, albo zrzucili odpowiedzialność na moje nastawienie. Przyjechałam do Australii zafascynowana tym krajem, po przeczytaniu wielu książek, blogów, obejrzeniu filmów i … buch. Czar prysł.

Pracy musiałam szukać chodząc całymi dniami z CV po ulicy, mieszkam w rozsypującej się chatce (którą bardzo lubię, ale do wymarzonego mieszkania jej daleko), pogoda jest, co tu dużo mówić – denerwująca (raz zimno, za chwile gorąco), ludzie niby mili, ale po tych kilku miesiącach już wiem, że kulturowo to przepaść w porównaniu do Polski.

Dlaczego? Bo to ich ciągłe How are You? jest bardzo zakłamane. Wszyscy odpowiadają tylko Good. Thanks, ale gdy odpowiesz, że dziś nie jest aż tak fajnie już nie chcą tego słuchać. Jeśli masz duży problem, życiowy nikt tu ci nie pomoże. Tu rozmawia się tylko o miłych sprawach. Dlatego Australia ma taki wysoki odsetek samobójstw.

Narzekamy na Polską mentalność marudy, ale wiecie co… jest coś w tym. Bo dzięki temu możemy wygadać się z naszych bolączek. Tu, nikt cię nie wysłucha. Ba, nawet ci powiedzą prosto w twarz, że nie chcą tego słuchać (wiem z doświadczenia. Próbowałam opowiadać szefowi historie Polski).

Jaki jest mój plan na najbliższą przyszłość?

Australia pomogła mi podjąć decyzję co dalej.

Prawdziwe jest powiedzenie, że dom twój gdzie serce twoje. A moje zostało w Polskich lasach, z przyjaciółmi za którymi tęsknie, z moim psem bez którego nie umiem żyć 🙂

Od początku czułam, że Australia nie jest dla mnie, ale cieszę się, że tu jestem, bo dzięki temu wyjazdowi uświadomiłam sobie czego pragnę od życia i co mi sprawia radość. Poznaje też ciągle nowych, fantastycznych ludzi (wielu ma podobne odczucia. Australia wydaje się rajem tylko z perspektywy Europy).

Już wiem, że uwielbiam podróżować i dalej będę to robić, ale raczej nie w taki sposób ja teraz. Wolę pracować trzy razy ciężej, ale w Polsce, blisko znajomych, rodziny, ważnych dla mnie miejsc, niż łatwo żyć tutaj. Bo łatwo się tu żyje. Wiem, że za kilka miesięcy pewnie mogłabym tu dostać prace w zawodzie i zarabiałabym ogromne pieniądze, ale nie byłabym szczęśliwa. Australia jest z pewnością pięknym krajem i warto ją odwiedzić, pozwiedzać, bo przyroda jest oszałamiająca, ale żeby tu zostać na zawsze trzeba być chyba dosyć elastycznym emocjonalnie.

Jeśli też miałabym wybierać między krajami w których dotychczas mieszkałam, to wolałabym przeprowadzić się do Portugalii. Dużo bardziej odpowiada mi Europejska mentalność, jest bliżej Polski i co najważniejsze, o czym tu jeszcze nie wspomniałam, Portugalia, jak i Polska są pełne historii. Czuć ją na każdym kroku. Stare kamienice, brukowane uliczki, zamki. Bardzo mi tego brakuje w Australii. To po prostu za młody kraj.

Dlatego planuję zostać jeszcze chwilę, odłożyć trochę pieniędzy, pozwiedzać Australię, może kawałek Azji i wracam do Polski.

A co w Polsce?

Może uda mi się na trochę wrócić do starej pracy, ale przede wszystkim chcę rozkręcić własny biznes. Ale zanim zacznę pracować full time, czuję, że będzie mi potrzeby solidny odpoczynek 🙂

A jakie są wasze odczucia? Pewnie wielu także wyjechało do pracy za granicą? Jesteście szczęśliwi czy woleli byście wrócić?

Buziaki Pysiaki :*