Bali: 10 wskazówek dla początkujących, czyli jak nie dać się wyrolować.

Bali: 10 wskazówek dla początkujących, czyli jak nie dać się wyrolować.

Jesteśmy na Bali w Indonezji. WOW! Co dalej?

Wszystko pięknie. Jest dziko, jest przyroda, jest egzotycznie, bo inaczej, jest też bieda. A jak jest bieda to trzeba być czujnym na każdym kroku. Nie to, że ludzie są źli. Nie. Są cudowni, ale wiadomo – chcą zarobić. A turysta to synonim pieniędzy. I faktycznie większość odwiedzających Bali to bogaci Australijczycy i Rosjanie. Generalnie biali. My też biali (1/2), wiec też z pieniędzmi – w mentalności mieszkańców wyspy.

To moje pierwsze zetknięcie z tak biednym krajem i muszę przyznać, że po Australii moja czujność została uśpiona i zostaliśmy kilkukrotnie naciągnięci. Płacąc więcej. Niemniej na co chcę zwrócić uwagę: to więcej to od kilku do kilkunastu dolarów. Dla nas nie robiące, aż tak dużej różnicy, a dla mieszkańców to ogromne pieniądze. Mimo wszystko wolelibyśmy “nie przepłacać” za każdym razem 😀

A o moich wrażeniach z Bali możesz poczytać tutaj. 

10 wskazówek dla początkujących:

 

1. Wiza – wiele informacji na blogach jest mylących. Sprawa wygląda tak – wizę można dostać na 30 dni (za darmo) lub na 60 dni ($35 za pierwsze 30 dni i $35 za przedłużenie wizy. Problem jednak polega na tym, że nie można od razu na wjeździe zadeklarować 2 mc i za nie zapłacić. Płacisz za 30 dni, a następnie na tydzień przed końcem tych 30 dni musisz zgłosić się do agenta migracyjnego lub ambasady aby wizę przedłużyć. Zostawiasz tam swój paszport (no, no, never) i po kilku dniach odbierasz z wizą na kolejny miesiąc. Wiąże się to wiec z pozostaniem w jednym miejscu przez minimum tydzień i kolejnymi opłatami.

Rada: wjedź na miesiąc, potem wyjedź (do Kuala Lumpur, Bangkok, Darwin – najtańsze połączenia lotnicze) i po 1 dniu możesz już wjechać na kolejne 30 dni. 

Bali

2. Transport z lotniska – pierwsze zderzenie z mieszkańcami to taksówkarze na lotnisku. Nachalni do granic. Będą tak długo cię namawiać, aż się zgodzisz. Proponują “najniższe ceny”, pokazują licencje, podążają za tobą przez całe lotnisko, tłumaczą, że Uber na lotnisko ma zakaz wjazdu – FAKE NEWS!!!

Rada: nie zwracaj uwagi, nie nawiązuj rozmowy, zamów UBER (170000 IDR = 42 PLN na trasie    Denpasar – Ubud, 1,5h, za taxi 350000 IDR!!!)

Bali

3. Karta SIM – jeśli planujesz zostać w Indonezji na dłużej warto kartę kupić. Jeśli potrzebujesz ciągłego dostępu do internetu – karta będzie niezbędna (choć oczywiście znajdziesz kawiarnie i restauracje z Wi-Fi). Telkomsel to taki nasz T-Mobile lub Orange. Karty można kupić z internetem lub bez i potem doładować przez internet.

Rada: kup kartę na lotnisku (my kupiliśmy na jakimś wioskowym kramiku, rzekomo 15 GB, okazało się że 10 GB) i od razu zarejestruj (tak jak w Polsce musisz rejestrować kartę. Możesz to zrobić w każdym większym mieście pokazując paszport – koszt 12 PLN).

Bali

4. Wymiana waluty – opłaca się wymienić pieniądze na Bali. Stawki są dużo korzystniejsze (przynajmniej porównując do Australijskich).

Rada: weź gotówkę i wymień na Bali, ale tylko w większych punktach wymiany walut na głównych ulicach, nie wchodź w małe uliczki bo możesz dostać banknoty, które już wyszły z obiegu.

5. Płatności – postaraj się mieć zawsze banknoty o niedużym nominale, jak 5k, 10k, 20k. W restauracjach nie jest to problem, ale na stacji paliw czy wiejskim targu nikt ci reszty nie wyda, a tylko miło się uśmiechnie i ewentualnie dorzuci kolejną rzecz.

Rada: napiwek, czy tak zwany tip jest często wliczony w usługę w większych restauracjach, ale danie małego napiwku kelnerce jest mile widziane. Nie dawaj za to pieniędzy dzieciom, które sprzedają pocztówki czy kamienie. Nie wspieraj wyzysku dzieci!

6. Sarong – a co to takiego? Rodzaj okrycia, jaki Indonezyjczycy zakładają wchodząc do świątyni (a często też noszą na co dzień). Turyści mają obowiązek nosić sarong, jeśli chcą wejść do świątyni (a najlepiej mieć też zakryte ramiona!). Przed każdym obiektem stoi więc masa kramików, a kobitki namawiają, nawołują, ubierają cię w sarong. “Sarong, Sarong – you need to enter the temple”. No i masz. Nikt nam nie powiedział, że każda świątynia ma sarongi na stanie, które przy wejściu można po prostu ubrać i oddać wychodząc. Nieźle się uśmialiśmy 😀 Ale przynajmniej mamy fajną pamiątkę, a sarong wygląda modnie i można go nosić jak szal 🙂

Rada: Sarong możesz wypożyczyć w świątyniach, a jeśli chcesz kupić to: ręcznie robiony nie powinien być droższy niż 200 000 IRD, a taki farbowany 100 000 IRD. 

        Nie pytajcie ile zapłaciliśmy 😀

Bali

7. Auto czy skuter? Skuter! Auto jest bardzo trudno znaleźć, przynajmniej w Ubud. Prawdopodobnie w Kuta (bardziej imprezowe miasto na wybrzeżu) jest nieco łatwiej. To co jest tu niezmiernie popularne to taxi. Możesz wypożyczyć auto z kierowcą nawet na kilka dni i będzie cie woził gdzie chcesz. Jest to jednak stosunkowo drogie (dla nas, w porównaniu do skutera). Ruch drogowy wygląda jak samobójstwo, jednak tylko z boku. Jeżdżąc skuterami zauważyliśmy, że każdy trzyma się w miarę swojego pasa, daje sygnał klaksonem (sporo klaksonów!) przy manewrach. Skuterem też dojedziesz wszędzie i to dużo szybciej, bo auta na wąskich drogach, często zarwanych przez deszcze nie są w stanie przejechać. Jedynie komfort nieco mniejszy, ale za to przygoda przednia 😀

Rada: wypożycz skuter, koniecznie z kaskiem, kup plastikowe poncho (pada sporo) i ciesz się wolnością przemieszczania. Koszt: 60 000 IRD = 15 PLN/dzień

Bali

8. Negocjacje – jak już wspominałam na początku turysta = pieniądze. Dlatego ceny za niektóre produkty mogą być kilkukrotnie wyższe niż powinny.

Rada: Negocjuj. Jeśli nie jesteś w tym dobry po prostu udawaj, że nie jesteś zainteresowany. Powiedz, że za drogo i powoli zacznij się rozglądać po innych kramikach. Bardzo szybko cena spadnie. Czasem nawet dwukrotnie. 

9. Jedzenie – próbuj wszystkiego. Tak tak, może niektóre miejsca nie wygadają zbyt higienicznie, ale jeśli lokalsi tam jedzą to znaczy, że jest dobre. Spróbuj szczególnie soków, które są z Prawdziwych owoców. 🙂

Rada: Pamiętaj aby jeść potrawy, które przygotowane są na twoich oczach (szczególnie na lokalnych marketach).

10. Zwierzaki – wszyscy trąbią o tych agresywnych małpach ze wścieklizną, które będą cię gonić aby porwać twój portfel. Małpki są dość przyjazne, przypadki wścieklizny nie były tu notowane od dawna. To na co trzeba uważać to – PSY. Psy niestety mają pasożyty i choroby skórne, które łatwo przechodzą na człowieka. Można je dość łatwo wyleczyć, ale wizja robaczków oddających mocz do moich mieszków włosowych nie jest zbyt pociągająca.

Rada: Unikaj kontaktu z psami. Nie dotykaj, nie wołaj, nie karm. 

Coś pominęłam? Coś byście dodali?
Sri Lanka – Terytorium demona Ravany

Sri Lanka – Terytorium demona Ravany

Gęstość palmowych drzew i ciężki oddech tropikalnego klimatu to pierwsze wrażenia, które otarły się o moje cokolwiek przytępione zmysły od czasu przylotu na Sri Lankę. Pomięta i wyczerpana wyczołgałam się z lotniska ciągnąć za sobą walizkę i dźwigając przewieszoną przez ramię zbędną zimową kurtkę. Lot był długi i koszmarny, ale perspektywa pobytu na ciepłej wyspie w czasie europejskiej zimy pomału dodawała mi sił do życia.

Piramida w dłoniach

Przed wyjazdem dużo planowałam, czytałam i oglądałam na temat tego skrawka świata, łącznie z przygotowaniem listy żelaznych punktów na mojej trasie. Z doświadczenia wiem, że podobne plany ulegają znacznej weryfikacji w terenie. Znalazły się na niej najczęściej wymieniane w przewodnikach turystycznych dawne stolice państwowe i religijne Sri Lanki, które jak kamienie milowe znaczyły historię wyspy. Oficjalna strona internetowa organizacji rządowej Sri Lanki CCF (Central Cultural Fund of Sri Lanka) połączyła je za pomocą linii tworząc trójkąt równoboczny prawie w samym centrum wyspy. Figura trójkąta dodatkowo została ujęta w obie dłonie, jakby w geście ochrony dziedzictwa kulturowego. Ten graficzny znak o kształcie piramidy zawiera trzy dawne stolice Sri Lanki: Anuradhapurę, Polonnaruwę i Kandy. Wewnątrz pola trójkąta została zamknięta majestatyczna Sigiriya, czyli tak zwana „Lwia Skała” oraz Dambulla ze świątyniami wykutymi w skałach. Choć to istotnie najczęściej odwiedzane miejsca, których nie może zabraknąć w większości turystycznych folderów, a jednocześnie niezwykle ważne dla społeczności syngaleskiej wyznającej Buddyzm, to nie znaczy, że liczba ważnych miejsc na Sri Lance powinna ograniczyć się do pola tegoż trójkąta. Przeciwnie. Podobny znak piramidy ujęty w dłonie, wyrżnięty w starożytnym granicie można odnaleźć na miejscu, które mieści się już poza linią wspomnianej wyżej figury geometrycznej, w Mihintale. Mówi się, że ów znak został wykonany przez tą samą organizację rządową współcześnie, aby oznaczyć w ten sposób miejsce dziedzictwa kulturowego Sri Lanki. Ale dlaczego CCF wybrało na wyrycie tego znaku miejsce poza nakreślonym wcześniej trójkątem? Dlaczego mniej znane turystom Mihintale? Autor cyklu artykułów poświęconych zagadkowej historii Sri Lanki, Vladimir Kovalsky (Chapter 4 Of a Detailed Photo Essay on Sigiriya), zwraca uwagę na jeszcze inny trójkąt … Tworzą go starożytne kompleksy kulturowo – religijne zawieszone na skałach, nieznanych szerzej siostrach Sigiriyi.

Siedziba bogów zawieszona na niebie

Główny symbol wyspy nieprzerwanie pojawia się na pocztówkach, folderach i na mniej lub bardziej udanych obrazach zawieszonych w pokojach hotelowych. Masywny monolit ze skały magmowej strzela z gruntu w samym niemal centrum wyspy na wysokość 180 metrów. Jeśli pamięta się baśnie o żółwiach, tak wielkich, iż ich skorupy tworzyły wyspy porośnięte gęstym lasem, to można je śmiało porównać do cielska Sigiriyi. Skała zdaję się uginać pod ciężarem tajemnic, jakie nosi na swoich stromych plecach oblepionych turystami: „Lwia Brama”, „Lustrzany Mur”, freski kobiet, których ciała toną w kwiatach i biżuterii, po czym nikną w obłokach chmur, megalityczne konstrukcje wyrżnięte w granicie, wielotonowe bloki obrobionych kamieni o niewiadomym przeznaczeniu … i tylko jedna wzmianka w archiwach zachowanych na wyspie:

„Pchany przez strach udał się do Sīhāgiri na którą człowiekowi trudno się wspiąć. Oczyścił jej otoczenie, otoczył murem i wybudował klatkę schodową w formie lwa … Potem wzniósł tam wspaniały pałac, warty zobaczenia jak druga Alakamanda (…) I mieszkał w nim jak bóg Kubera”

Culavamsa, Rdz. 39, 2-4 (ok. 1200AD)

Główny bohater tego fragmentu i jednocześnie budowniczy Sigiriyi to według zapisu król Kassapa, który miał panować na skale w V w. po Chrystusie (477-495). Powyższy fragment pochodzi z kronik zwanych Culavamsa (Pomniejszej Kroniki), które są swoistym sequelem znacznie starszych kronik Mahavamsa (Wielka Kronika). Mahavamsa pokrywa okres od 543 roku przed Chrystusem do 300 roku po Chrystusie, podczas gdy Culavamsa zajmuje się okresem od IV wieku po Chrystusie do roku 1815. W ciągu wieków kroniki były wielokrotnie przepisywane i kompilowane,  co znacznie zaciera oryginalne wiadomości na temat historii kraju. Sam tekst o dziejach Sigiriyi pojawia się dopiero 700 lat po panowaniu króla Kassapy. Nie ma żadnych innych dowodów na wiek powstania kompleksu Sigiriya. A jest to prawdziwy kompleks, gdyż nie ogranicza się do samej skały, ale obejmuje również znaczny teren wokół monolitu. Najpierw droga na szczyt Sigiriya prowadzi przez „Wodne Tarasy” i zanim zacznie się stromo pleść wokół jej brzucha, wspina się na schody, które wiją się przez korytarze stworzone przez formacje ogromnych granitowych głazów. Te z kolei wiernie strzegą przejścia do sławnej „Lwiej Bramy”, flankowanej przez dwie łapy uzbrojone w pazury … ale czy na pewno lwie, jak jest to opisane w powyższym fragmencie?

Sigiriya nie jest samotną wyspą

W tym samym okresie buddyjscy mnisi niewątpliwie tworzyli monastery w jaskiniach skały Pidurangala, która znajduje się kilka kilometrów na północ od Sigiriya. Obie skały to monolity powstałe w wyniku działalności wulkanicznej, których dzieje wiąże historia. Szczyt Pidurangala przypomina formę ściętego ukośnie, płaskiego trójkąta, jakby ktoś uciął wierzchołek skały w poprzek z podobną łatwością z jaką kroi się masło.

Ze szczytu Sigiryi nie jest się w stanie zobaczyć tego charakterystycznego trójkąta, gdyż leży on na drugim boku Pidurangali. Wejście na jej szczyt jest jeszcze bardziej forsowne niż w przypadku wspinaczki na szczyt pobliskiej Sigiriyi, ale widok stamtąd jest wspaniały, w szczególności na sławną sąsiadkę, którą szturmują tłumy turystów.

Jakbym słyszała współczesne sprawozdanie z podróży samolotem z Indii do Colombo … Szczyt łączy z Mahindą również nazwa – Mihintale znaczy w języku syngaleskim tyle co „płaskowyż Mahindy”. Według starożytnych opowieści epickich, zarówno syngaleskich jak i tamilskich, przed przybyciem mnicha ta sama skała nosiła nazwę Sagiri, podczas gdy nazwa Sigiriya jest wymawiana w języku syngaleskim jako Sigri (Cf. Vladimir Kovalsky) Takie podobieństwa z pewnością świadczą o związku między skałami.

Oczywiście podobne treści o starożytnych latających maszynach wkłada się między bajki. Szkoda tylko, że skompilowany w XI wieku zapis o historii Sigiriyi przyjmuje się za niepodważalny fakt, a wycina się część treści, która pochodzi ze znacznie starszych źródeł, pozostawiając i przekazując tylko to, co ludzki umysł jest w stanie w pełni zaakceptować …

A kim był Kubera?

Kuvera lub Kubera, wspomniany już wyżej we fragmencie Młodszej Kroniki (Culavamsa) to bóg i legendarny władca Lanki, czyli dzisiejszej Sri Lanki. Jego przyrodni brat Ravana odebrał mu władzę i stał się niekwestionowanym władcą ze swoją siedzibą na Sigiriyi. O tych czasach mówią jeszcze inne źródła pisane, Ramayana oraz wspomniana wyżej Mahabharata. Epickie sanskryty starożytnych Indii zostały spisane na bazie tradycji ustnej, która kształtowała się w okresie wedyjskim, już z końcem drugiego tysiąclecia przed Chrystusem. Ramayana koncentruje się głównie na zbrojnym konflikcie Ravany z Ramą, władcą Indii, który miał mieć miejsce około 10 000 lat przed Chrystusem. Był to czas latających pojazdów – viman, zaawansowanej technologii i wojny nuklearnej … Mimo tego, że nadal nie można wytłumaczyć pewnych zjawisk, przeznaczenia i sposobu wykonania konstrukcji które są rozsiane na Sri Lance (tak jak wszędzie na świecie), podobne zapisy traktowane są tylko jako zbiór legend stworzonych przez starożytnych o bujnej wyobraźni, taki tylko starożytny rodzaj si-fi.

 
Autor tekstu: Joanna Pyrgies

Jeżeli kronika nie kłamie, to Kassapa na stworzenie całego kompleksu miał zaledwie 18 lat. Biorąc pod uwagę wykorzystany materiał, rozmach i jakość wykonania przy ówcześnie dostępnych narzędziach, wydaje się to raczej mało prawdopodobne. Co więcej, po ukończeniu fortecy król w ogóle nie wykorzystał jej znacznego potencjału obronnego, jakby nie robiąc sobie nic z nakładu pracy budowniczych. Aby stoczyć ostateczną walkę porzucił swoją twierdzę nie do zdobycia i poniósł klęskę u jej stóp. Zresztą same okoliczności śmierci władcy też są owiane tajemnicą i doczekały się różnych wersji. Brat pokonanego króla przenosi stolicę z powrotem do Anaradhapura, a Sigiriya staje się kompleksem buddyjskim zamieszkanym przez mnichów oraz centrum pielgrzymkowo – turystycznym. Zapewne buddyjscy wyznawcy zamieszkiwali skałę już znacznie wcześniej, tj. około III wieku przed Chrystusem, kiedy Buddyzm pojawił się na wyspie

To tylko bajki …

Zanim przyjechałam na Sri Lankę w moim wyobrażeniu Sigiriya dominowała na równinie jako samotny monolit. Teraz okazała się jedną z części zespołu skalnych monolitów, które tworzyły enigmatyczną całość. Wraz z Pidurangulą Sigiriya kreśli swoisty wierzchołek piramidy, u której podstawy znajdują się jeszcze dwa inne szczyty: Mihintale – na północny zachód od Sigiriyi i Yapahuwa – na południowy zachód. Podobnie jak Sigiriya, Yapahuwa ma płasko ścięty szczyt i strome ściany. W XIII mieściła się tam stolica stanu oraz centrum religijne ze sławną buddyjską relikwią, która obecnie przechowywana jest w Kandy. Mihintale to skalista równina, która dźwiga na sobie ogromne bloki z granitu. Nie wtaszczyła ich tam jednak natura. Według legendy, szczyt Mihintale służył jako miejsce do zakotwiczania statków powietrznych, vimanas, o których wspominają teksty wedyjskie takie jak Mahabharata. Wspomniana już wyżej najstarsza kronika Sri Lanki, Mahavamsa zawiera opis przybycia na wyspę buddyjskiego misjonarza z Indii, który był jednocześnie synem władcy Indii, Aśoki. Ów Mahinda, sławny buddyjski mnich przywiózł ze sobą nową wiarę, a każdy turysta przybywając na Sri Lankę słyszy tą opowieść jako świadectwo o początkach Buddyzmu na wyspie. Sama ją często słyszałam, tyle że nie zawsze w pełnej wersji zapisanej w kronice, mianowicie że Mahinda przybył na wyspę lądując w vimanie na szczycie Mihintale, a jego lot miał mu zająć z Indii niecały dzień …

Ach te wszechobecne piramidy …

Na kamieniu w Mihintale znajduje się wspomniana wyżej wyryta piramida lub trójkąt w dłoniach. Górny kąt figury zawiera mniejszą piramidę, jakby egipski piramidion wieńczący szczyt głównej piramidy. Wspomniany autor, Vladimir Kovalsky (Chapter 4 Of a Detailed Photo Essay on Sigiriya), zwraca uwagę na ten znak, kiedy wspomina trójkąt stworzony z monolitów skalnych : Sigiriya (Pidurangala) – Yapahuwa – Mihintale. Oś symetrii tego trójkąta, poprowadzona od wierzchołka Sigiriyi do jego bazy, czyli linii łączącej Mihintale i Yapahuwę, spotyka się z osią symetrii trójkątnego szczytu Pidurangala. Czyżby ów trójkąt nie został symbolicznie przedstawiony jako piramidion piramidy wyrżniętej na granitowej skale Mihintale?

Rajska „Girlanda Wysp” – Malediwy

Rajska „Girlanda Wysp” – Malediwy

Kiedyś były dla mnie tylko niedoścignionym marzeniem, rozrzuconym gdzieś na turkusowych wodach Oceanu Indyjskiego, teraz stały się empirycznym doświadczeniem piękna i zagadki.

Pogoda

Dość stabilna pogoda sprawia, że jest to doskonałe miejsce na wakacje prawie przez cały rok. Najlepszy okres to miesiące od stycznia do kwietnia. Później można doświadczyć częstych monsunów i opadów deszczu przy dość wysokiej wilgotności i temperaturze około 30-35 stopni C. Z własnego doświadczenia wiem, że i w lutym zdarzają się silne wiatry i gwałtowny, tropikalny deszcz, przy czym trwa on zwykle zaledwie minutę. Z pogodą nie można się tu nudzić, ale Malediwy są oczywiście najpiękniejsze kiedy rozświetla je słońce, a wyspy błyszczą wtedy w turkusie wody i bieli piasku.

Male, laguny, nurkowanie i spotkania z delfinami

Archipelag wysp tworzy państwo, zwane Republiką Malediwów, które zamieszkuje około 280 osób. Leży ono niewiele 2,5 metra ponad powierzchnią poziomu morza, co czyni je najbardziej płaskim i najniżej położonym państwem na świecie. Jego stolicą jest miasto Male wyrosłe na atolu o tej samej nazwie. Tam znajduje się również port lotniczy przyjmujący masy turystów z całego świata. Turystyka to ważne źródło dochodów tego zakątka świata. Tysiące łodzi motorowych i wodolotów wypełnionych turystami kursują w różnych kierunkach z Male do luksusowych resortów rozsianych na szmaragdowych wyspach. Te przyczółki dla gości stanowią bajkowy azyl, a nawet ziemski raj wolny od doczesnych zmartwień. Rząd Malediwów nie życzy sobie daleko idącej ingerencji tego światka w wewnętrzne życie tubylców. Pomimo że organizowane są wycieczki do Male i na inne wyspy zamieszkane przez mieszkańców Malediwów, są to tylko ściśle wytyczone szlaki turystyczne. Większość przyjezdnych spędza czas na kąpielach słonecznych, pluszcze się w lagunie, snorkeluje lub nurkuje. Rodziny z dziećmi wyruszają na spotkanie delfinów, a zapaleni rybacy wypływają nocą lub bladym świtem na owocne połowy. Mieszkańcy Malediwów uchodzą za ludzi przyjaznych i życzliwych, ale można ich spotkać rzadko w obrębie samych resortów. Pracownicy turystyczni pochodzą w przewadze z Indii lub ze Sri Lanki. Natomiast specjalizujący się w węższej dziedzinie wykwalifikowani przewodnicy i nauczyciele pracujący w centrach nurkowych przyjeżdżają na archipelag z całego świata. Rzadko który turysta myśli w tym miejscu o zabytkach i niewielu wie, że Malediwy mają bogatą i długą historię, podobnie jak położona godzinę lotu stąd Sri Lanka.

Historia opisywana w folderach turystycznych, ale czy prawdziwa?

Foldery turystyczne nie zawierają całej prawdy o tym ziemskim raju stworzonym przez Boga, a zniekształconym przez przerażające instynkty ludzkie. Za zasłoną piękna natury kryje się czasem smutna rzeczywistość, która dotyka również w znacznym stopniu historię Malediwów. Archeolog, David Hatcher Childress w swojej książce Zaginione Miasta Lemurii i Wysp Pacyfiku pisze, że przez wieki panowania Islamu na Malediwach, tj. od 1153 roku, zakazano wykonywania tam wizerunków istot żywych, co w konsekwencji spowodowało całkowite zniszczenie zabytków przeszłości. Fanatyzm religijny zatarł skarby ludzkości, podobnie jak to miało miejsce w przypadku cywilizacji prekolumbijskich w Meksyku i Peru, ale tam ów fanatyzm był zasłoną dla nienasyconej chciwości Europejczyków. Jak pisze dalej autor książki, na Malediwach ma się wrażenie, że nic tam przedtem nie istniało. Dalej autor wspomina, że w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku odkryto na Malediwach posążek człowieka o długich uszach, podobnych do tych jakie istnieją w Indiach. Znaleziskiem zainteresował się inny, dość kontrowersyjny w kręgach akademickich badacz, Thor Heyerdahl. Kiedy jednak przybył na miejsce okazało się, że figurka została zniszczona. Pozostało po niej tylko zdjęcie. Thor Heyerdahl, autor między innymi książki poświęconej historii Malediwów, zatytułowanej Tajemnica Malediwów, zagorzały zwolennik dyfuzjonizmu cywilizacyjnego, uważał że na Malediwach istniał w przeszłości kult Słońca zaszczepiony przez starożytnych żeglarzy, którzy pływali po całym ówczesnym świecie, w tym do starożytnego Egiptu i Mezopotamii. Zwrócił uwagę, że malediwskie meczety nie są zwrócone mihrabem w stronę Mekki, ale na wschód i zachód, jakby wyznaczały główne wydarzenia solarne, co według autora oznaczało, że budowle religijne na Malediwach były swego rodzaju rekonstrukcją starożytnych świątyń Słońca.

Na archipelagu rządziły kobiety

Według znalezisk archeologicznych, archipelag był zamieszkany od około 1500 lat przed Chrystusem. Pierwsi osadnicy byli prawdopodobnie Ariami. Około 500 lat przed Chrystusem przybyli kolejni osadnicy, Tamilowie z południa Indii i Syngalezi z Cejlonu. Wówczas ludność archipelagu była w większości Buddystami. W tym czasie Malediwy stały się punktem tranzytu w handlu oceanicznym pomiędzy subkontynentem indyjskim i krajami arabskimi. Arabowie z kolei przynieśli ze sobą zmianę wyznaniową. Przed okresem islamizacji Malediwów, według zapisów perskich i arabskich podróżników, na archipelagu rządziły kobiety – królowe. Po przyjęciu Islamu, pozostały tylko cztery z nich, a ostatnia zmarła w szesnastym wieku. W tym samym czasie Malediwy stały się niezależnym sułtanatem. Przyjęcie Islamu wiąże się z pewną legendą o wybawieniu dziewicy ze szponów potwora za pomocą modlitwy koranicznej. Ponoć pokonanie ów stwora słowem Koranu przekonało ówczesnego sułtana o przyjęciu nowej wiary. Jego poddani zostali oczywiście zmuszeni do tego siłą. Od dziewiętnastego wieku islamskie Malediwy były już protektoratem brytyjskim, co trwało do połowy dwudziestego wieku, kiedy to odzyskały niepodległość najpierw jako sułtanat, a od 1968 roku jako Republika Malediwów.

Tajemnicza przeszłość archipelagu jest nadal słyszalna w tradycji oralnej, z której czerpie inspiracje wielu badaczy i pisarzy, oraz w tradycyjnych tańcach i pieśniach w języku malediwskim, który jest swego rodzaju dialektem języka syngaleskiego.

Zabawy z płaszczkami i rekinami

Podczas tych kilku dni, w tym tak oczekiwanego przez zakochanych Dnia Świętego Walentego (w kurortach podobne uroczystości są dozwolone), mój czas wypełniały brodzenie w lagunie, spacery w promieniach słońca, zabawa z małymi rekinami i płaszczkami, które zabłądziły na płyciźnie, oraz rozmyślaniu jaki to świat jest piękny. Podwodny krajobraz urzeka. Na Malediwach jest różnorodna wielość gatunków koralowców i stworzeń wodnych, których barwy podkreślają promienie słońca infiltrujące rafę. Moja wyspa, Bodufinolhu, jest zawieszona na jednej z bogatszych raf, ale najpiękniejsze z nich położone były w oddali od kurortów. Nasz przewodnik i instruktor nurkowania, bardzo sympatyczna i energiczna Japonka raz po raz zwracała naszą uwagę na przemykające w głębi stworzenia. Śpiące i ukryte pośród koralowców żółwie morskie zrywały się na widok nurków i z zaciekawieniem

Kolorowe tańce

Po jak zwykle sutej kolacji składającej się z tony ryb, mięsa, ryżu curry, różnorakich warzyw i owoców, usiadłam wygodnie w barze aby uporządkować notatki z ostatniej podróży. Kolorowy drink na bazie rumu i mleka kokosowego wjechał nagle na stół i pojawił się przed moim nosem. „Tak” – pomyślałam – „ciężkie jest życie naukowca”. Moje przemyślenia egzystencjonalne przerwała głośna muzyka i szelest sukien wirujących w tańcu. Turyści zerwali się, aby

Malownicza kraina wysp

Malediwy to 26 atoli, na które składa się 1196 niewielkich płaskich wysp osadzonych na rusztowaniu z raf koralowych, które otaczają pierścieniem szczyty podwodnych wulkanów. Tylko 209 z nich jest zamieszkanych. Z lotu wyglądają jak porozrzucane szlachetne kamienie: szmaragdy lub turkusy oprawione w srebro. Bujna roślinność wysokich i powyginanych palm kokosowych oraz drzew chlebowych i kwitnących krzewów zdobi je niczym nieokiełznana zielona czupryna. Wokół każdego atolu ścieli się błękitna laguna, która biegnie aż do stromej krawędzi rafy, aby w końcu zniknąć w głębi oceanu. Na szerokich plażach fale wyrzucają muszle o różnych kolorach, wielkościach i kształtach oraz masy martwego koralowca, dzięki któremu można się cieszyć na plażach delikatnym srebrzysto-białym piaskiem. Równikowe powietrze pachnie tamtejszym kwieciem i oceanem.

Religia może okazać się kłopotliwa

Na Malediwach obowiązującą religią jest Islam sunnicki. Zakazane są inne wyznania. Każdy mieszkaniec Malediwów musi być jednocześnie muzułmaninem. Odwrócenie się od Islamu grozi nie tylko pozbawieniem obywatelstwa, ale również śmiercią. Rząd państwa bardzo rygorystycznie przestrzega prawa szariatu, częściowo również wobec turystów. Na lotnisku wypełnia się kartę wjazdu na teren kraju z zakazem wwozu wszystkiego co godzi w prawa Islamu, w tym wieprzowiny, alkoholu, psów i wszelkich symboli religijnych – krzyży, różańców, Biblii, figurek Buddy i bóstw hinduskich. Nieprzestrzeganie prawa wiąże się z karą grzywny, a nawet więzienia. Osobiście poznałam historię studentki, która nieświadoma prawa islamskiego panującego na Malediwach zabrała ze sobą do Male pamiątkę ze Sri Lanki – drewnianą figurkę sympatycznego Ganeśi, hinduskiego bożka przedstawianego jako pół człowiek, pół słoń. Gdyby nie interwencja uniwersytetu i rodziny, dziewczyna zamiast w rajskim resorcie znalazłaby się niechybnie w więzieniu.

Istnieją również wyspiarskie legendy mówiące o Redin – starożytnym ludzie i pierwotnych mieszkańcach wysp, którzy zbudowali solarne kopce i świątynie. Opisani są jako ludzie o cechach aryjskich: białej skórze, brązowych włosach i jasnych oczach. Thor Heyerdahl posiada wielu przeciwników swych teorii, którzy uważają, że domniemane piramidy i świątynie solarne to nic innego jak pozostałości po stupach, jako pamiątce istniejącego niegdyś na Malediwach Buddyzmu.

O teoriach alternatywnej archeologii i różnorodnych spekulacjach można tu pisać jeszcze wiele. Warto jednak wspomnieć o ogólnie przyjętych, faktycznych informacjach związanych z historią Malediwów.

Magiczna tropikalna noc

Po godzinie lotu z Colombo i czterdziestu pięciu minutach spędzonych na walczącej z falami łodzi motorowej dotarłam daleko na południe od Male, na mój skrawek raju. Zastała mnie tutaj tropikalna noc. Wraz z grupą wyszłam z chybotliwej łodzi na drewniane molo przerzucone przez rafę i zawieszone nad głębią oceanu. Przez całą długość mola zbitego z drewnianych belek migotały lampki rzucając wesołe blaski na szumiące poniżej fale w lagunie. Do brzegu prowadził nas uśmiechnięty chłopak ubrany w sarong – długą i kolorową tkaninę owiniętą wokół bioder, używaną przez mężczyzn zwłaszcza w Azji i na Półwyspie Arabskim. Po powitalnym tropikalnym napoju i orientalnej kolacji padłam zmęczona na łóżko w jednym z małych apartamentowych domków porzuconych wśród zieleni. Zapadła już głęboka noc, w łazience słychać było tylko trzask gałęzi uderzanych przez wiatr o okno, a zmęczenie i nadchodzący sen nie pozwalały mi otworzyć przez moment oczu. Ciekawość okazała się jednak silniejsza. Wyszłam na zewnątrz. Ciepły podmuch wiatru pachniał oceanem. Przedarłam się kila kroków naprzód przez gęstą roślinność i stanęłam na brzegu laguny lśniącej w bladym świetle nocy. Ciszę przecinał tylko szum fal. W oddali migotały światełka porzuconego, długiego molo. Na piasku poniżej skarpy dźwiganej przez korzenie palm biegały w poprzek wesoło kraby i „chodzące” muszelki, które znikały w swojej skorupce kiedy tylko posłyszały najlżejszy szmer. Odetchnęłam głęboko morską bryzą i uśmiechnęłam się do księżyca.

wyciągały długie szyje w naszym kierunku, podpływając tak blisko, że nieomal można je było dotknąć. Szybko się jednak nudziły i odpływały daleko po święty spokój. Wyposażeni w odpowiedni sprzęt moglibyśmy wyruszyć na eksplorację głębiny i podwodnych skarbów archeologii. Dzięki podwodnej archeologii dokonano tam wielu ważnych odkryć związanych z wyspiarską przeszłością. Wyniki badań są eksponowane w Muzeum Narodowym w Male, które mieści się w dwóch budynkach w Parku Sułtana, będącego jednocześnie częścią Pałacu Królewskiego. Skrawek historii Malediwów zachował się właśnie tutaj. Jednakże nawet niektóre z przedmiotów muzealnych nie uszły cało z rąk fanatycznych islamistów. W lutym 2012 roku, z pobudek czysto religijnych napadnięto na muzeum i zniszczono kilka znacznych artefaktów pochodzących z dwunastego wieku. Część z nich wykonana była w piaskowca i wapienia więc złożenie ich w całość okazała się niemożliwa. Jak pisze Victor Hugo, „czas jest ślepy, a człowiek głupi”. Nadal jednak można podziwiać w muzeum jeden z najciekawszych przedmiotów, jakim jest kamienna głowa Buddy. Większość artefaktów muzealnych nie jest jednak związana z wyobrażaniem ludzi i zwierząt. W większości są to królewskie meble, uroczyste szaty, obuwie, broń i zbroje.

obserwować spektakl. Sześć młodych kobiet ubranych odpowiednio do panujących na Malediwach zasad, z chustami całkowicie zakrywającymi ich włosy, wykonywało figury taneczne wpisane w choreografię zapewne o długiej malediwskiej tradycji, nieco kłócącej się z obowiązującym na wyspach status quo. Tutejszy tropikalny klimat i muzyka pasowały mi bardziej do skąpych spódniczek widywanych na wyspach Polinezji, niż do długich spódnic, getrów i marynarek okrywających szczelnie całe ciała tańczących kobiet. Może podobny taniec wykonywały ów legendarne malediwskie królowe o których pisali dawni podróżnicy.

Autor tekstu: Joanna Pyrgies