We wrześniu 2016 roku, wraz z grupą studentów UKSW pojechałam na Ukrainę, do Tarnopola inwentaryzować stare, polskie nagrobki. Pakując walizkę miałam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo chciałam jechać, bo nigdy wcześniej nie byłam w tych stronach. Z drugiej strony odczuwałam pewien niepokój spowodowany sytuacją polityczną tego regionu. Ukraina jest przecież w stanie wojny z Rosją. A wojna to po prostu wojna – w takiej sytuacji wszystko może się zdarzyć.
Po przyjeździe i zakwaterowaniu w hotelu udaliśmy się na spacer po mieście i na spotkanie z miejscową Polonią.
Klimat Tarnopola
Niedzielne popołudnie w Tarnopolu było upalne, kolorowe, i zupełnie nie odpowiadało mojemu wyobrażeniu wojny. Po ulicach spokojnie spacerowali ludzie. Na placu, przed Teatrem odbywał się jakiś festyn z występami dziecięcych zespołów wokalnych. Ze straganów sprzedawano zabawki i balony. Wokół fontanny, na ławkach odpoczywali mieszkańcy miasta, biegały dzieci. W ogródkach okolicznych restauracji siedzieli spokojnie klienci oczekujący na wybrane dania. Wydawać by się mogło – zwyczajne życie. Optymizmem napawa fakt, że w mieście, pomimo wojny, ciągle prowadzone są inwestycje budowlane. Buduje się zarówno domy mieszkalne, jak i drogi. Nad tarnopolskim stawem remontowany jest bulwar, po którym tego dnia tłumnie spacerowali mieszkańcy i turyści. To powoduje wrażenie, że wojna jest na Ukrainie zjawiskiem regionalnym, i w Tarnopolu objawia się jedynie dużą liczbą umundurowanych osób na ulicach.
Cmentarz Mikuliniecki
Głównym celem naszej podróży był Cmentarz Mikuliniecki w Tarnopolu, który jest bardzo duży i stary. W kilku sektorach zachowało się sporo polskich nagrobków, o które najczęściej nie mogą już dbać potomkowie pochowanych tam osób. Niektóre z nagrobków, te, na których czas zatarł inskrypcje, już na zawsze pozostaną bezimienne. Jedne są w dobrym stanie, inne w gorszym. Niczym niehamowany wzrost cmentarnej roślinności – pnączy, dzikich malin, jeżyn, i wszelakich krzewów – utrudnia często dostęp i źle wpływa na konstrukcje pomników, które są dość duże , okazałe i najczęściej przyjmują postać obelisków. Naszym zadaniem był pomiar i sporządzenie opisu nagrobka, spisanie inskrypcji i nazwisk osób pochowanych. Przez sześć dni, w upale pracowaliśmy na cmentarzu na rzecz upamiętnienia Polaków mieszkających kiedyś w tym miejscu, by potem, już w Polsce tworzyć internetową bazę danych wprowadzając do niej informacje zdobyte na miejscu.
Transport
Po pracy na cmentarzu powracaliśmy do hotelu marszrutką, gdzie opłatę za przejazd wnosi się bezpośrednio u kierowcy. W godzinach szczytu, gdy niewielki pojazd wypełnia się szczelnie pasażerami, nawet od tylnych drzwi pieniążki wędrują z rąk do rąk w kierunku prowadzącego pojazd. Reszta wyrusza do kupującego tą samą drogą. Zauważyłam też, że kierowcy chętnie prowadzą swobodne rozmowy z pasażerami. Marszrutki są dla mnie dziwnymi środkami komunikacji miejskiej. Być może te małe i często bardzo zniszczone pojazdy dobrze sprawdzają się na ulicach niedużego miasta. Jednak ich stan techniczny, jak również estetyka wnętrza przeczy wszelkim zasadom bezpieczeństwa drogowego i społecznej higieny.
Autor tekstu: Iza Niemira
Autor zdjęć: Iza Niemira, Jan Rosiak
Związek Polaków
W Tarnopolu działa związek Polaków, który odwiedziliśmy w jego siedzibie podczas pierwszego powakacyjnego spotkania. W niewielkiej salce zebrała się grupa osób w różnym wieku. Pomimo wszechobecnej mody na globalizację ludzie ci znajdują czas i pieniądze na to, by kultywować polskie zwyczaje. Starają się mówić po polsku – przy związku działa biblioteka i szkoła całkowicie finansowane ze składek członkowskich. Determinacja i upór tych ludzi w podtrzymywaniu polskiej tradycji i dążeniu do własnych korzeni wzbudziły mój szacunek. Trzeba bowiem pamiętać, że przez wiele lat takie postawy nie były dobrze widziane przez władze.
Zwyczaj biesiadowania na grobach
Na Cmentarzu Mikulinieckim wciąż dokonuje się pochówków. Dlatego jest to miejsce odwiedzane przez osoby opiekujące się grobami. Ciekawym zjawiskiem jest fakt, że wciąż kultywuje się tam zwyczaj biesiadowania na grobach bliskich. Jednego dnia, podczas przerwy w pracy spotkałam tam cztery kobiety, które przyszły na grób bliskiej osoby w rocznicę jej śmierci. Na płycie nagrobka rozłożyły skromny posiłek, na który składał się chleb, kiełbasa, wędzony boczek z kością pokrojone na porcje bezpośrednio na płycie grobu. Do tego papryka, pomidory, woda mineralna i duża butelka czystej wódki, którą panie piły z plastikowych, małych szklaneczek, przeżegnując się przed wypiciem. Na mój widok alkohol szybko powędrował do torby, lecz po chwili rozmowy kobiety spokojnie rozlały następną „kolejkę”. Zapraszały mnie do tej uczty. Pytały skąd pochodzę i co tutaj robię. Pozwoliły się fotografować. Pytały, czy nie spotkałam ich bliskich, którzy kiedyś wyjechali do Polski i od tego czasu słuch o nich zaginął. Podczas rozmowy nie potrzebowałyśmy tłumacza. Wszystkie panie dobrze rozumiały po polsku.
Nocleg
Nasz hotel był usytuowany w pobliżu dworca kolejowego. Nocą na tarnopolski dworzec przyjeżdżał bardzo długi pociąg. Rytmiczny stukot kół i gwizd lokomotywy długo i boleśnie rozdzierał ciszę miejskiej nocy. Tylko dwa razy próbowałyśmy spać przy otwartym oknie. Potem zamykałyśmy je, temperaturę pokoju powierzając hotelowej klimatyzacji. Tę drobną niedogodność nocy rekompensował nadchodzący poranek. Możliwość obserwowania wschodu słońca z wysokości piątego piętra była dla mnie dużą przyjemnością, ponieważ na co dzień mieszkam na parterze.
W Tarnopolu świt i zmierzch przychodziły nagle, wzbudzając najpierw moje zdziwienie a potem bezgraniczny zachwyt. Gdy około 7.30 Słońce wypływało ponad dachy domów, wyłuskując promieniami poszczególne sektory miasta, odbywał się codzienny spektakl poranka – słoneczny reflektor oświetlał kolejno poszczególnych bohaterów teatralnej sceny i podkreślał koloryt miejskiej panoramy. Natomiast późnym popołudniem nisko schodzące ale wciąż ostre promienie słońca powodowały konturowy obraz miasta i nadawały mu zupełnie nie europejski charakter. Magia miejsca…
W dniu wyjazdu z Tarnopola wiedziałam, że mój pobyt tutaj był zdecydowanie za krótki. Nie udało mi się odwiedzić żadnego z muzeów, pobieżnie tylko poznałam topografię okolic naszego hotelu – na zwiedzanie, fotografowanie, czy też kontakty międzyludzkie pozostawał czas po spełnieniu obowiązków na cmentarzu. Nie mogę więc powiedzieć, że znam to miejsce. Trudno też mi określić, jaki jest stosunek Ukraińców do nas, Polaków, co bardzo mnie ciekawi – mój kontakt z Tarnopolanami ograniczony był do codziennej wizyty w sklepie, restauracji i podróży na cmentarz. Więc teraz snuję plany na przyszłość w nadziei, że nie pokrzyżuje ich jakaś niesprzyjająca sytuacja – osobista, czy też polityczna – bo bardzo chcę odwiedzić to miejsce przynajmniej jeszcze raz.