Rozczarowanie – w życiu i w podróżowaniu. Jak sobie z tym radzić?

Rozczarowanie – w życiu i w podróżowaniu. Jak sobie z tym radzić?

Intro

Mieszkałam w Melbourne przez ponad rok. Wiem co powiedzą sceptycy i mądrale – Melbourne to nie Australia 😀 A ja się nie kłócę czy to Australia czy nie. Tak czy siak mega daleko od Polski, co czyni to miejsce egzotycznym bez względu jak bardzo nie jest australijskie. A dlaczego o tym piszę? Bo jadąc tak dalego w nieznane mamy oczekiwania, a co za tym idzie może pojawić się rozczarowanie.

Samo miasto opisałam tutaj. Dziś chcę się skupić na zmianach jakie zaszły w mojej głowie.

Nie, nie uciekajcie. To nie będą aż takie pierdoły. Sądzę nawet, że wielu osobom może się to przydać.

Często mamy przecież mętlik w głowie przed zrobieniem czegoś naprawdę trudnego. Nie mówię tylko o podróżach, ale o zmianie pracy, miejsca zamieszkania, czy zakupie domu, itp. Aby ten bajzel poukładać tworzymy jakieś wyobrażenie przyszłego życia i… często przez to się rozczarowujemy. Dlaczego? Bo nie idzie po naszej myśli. Na przykładzie moich przeżyć chciałabym wam pokazać jak można sobie z tym poradzić.

Jak to jest z tym rozczarowaniem?

Skąd tak często pojawia się w nas poczucie niezadowolenia czy rozczarowania? Mam na to swoją teorię i chyba jest całkiem aktualna. Zewsząd bombardowani jesteśmy kolorowymi zdjęciami atrakcyjnych ludzi, pięknych modelek, luksusowych produktów, egzotycznych wyjazdów. Kiedyś zdjęcie kubka z kawą nie robiło by na nikim większego wrażenia. Teraz jest to pewien wyznacznik statusu. Jeszcze jak za kubkiem wystaje jakiś Apple albo ReyBany to już jesteśmy w sidłach luksusu.

Chcemy takiego życia. I nic w tym dziwnego. Ja też chce. Może nie Appla ale zakochana jestem w sielskich krajobrazach i starych chatach. I wierzę, że kiedyś takie życie będę prowadzić.

Ale hola hola. Przeczytaliście uważnie? Bo w ostatnim zdaniu mamy rozwiązanie zagadki. Ja wierzę, że takie będzie moje życie, jak na tych fotografiach i do tego dążę. Ciężko pracując. Ale niestety wiele osób przegląda te wszystkie fotografie, zachwyca się nimi, marzy o takim życiu i … tyle. Nic nie robią. Pozostają na etapie marzeń, nie przechodząc do czynów.

Dlaczego? Bo wygodnie jest pozostawać w sferze marzeń. Również dlatego, że zaczynając realizować marzenia znika cała magiczna otoczka. Proza życia może nas przygnieść. Przykład: chcesz otworzyć kawiarnie. Widzisz siebie w przytulnym wnętrzu z kubkiem kawy, zadowolonych klientów, itp. Super. Ale aby do tego dojść trzeba będzie użerać się z urzędami, budowlańcami, dekoratorami. Czeka nas mnóstwo nieprzespanych nocy i papierkowych spraw. Wiele osób jakby pomija ten etap przygotowań. Z czego rodzi się następnie rozczarowanie.

Inna sprawa to trzeba sobie uświadomić, że to co nam “wciskają” blogerzy (również ja wam to robię na Insta) to nie do końca prawda. Życie nie składa się tylko z podróży, picia kawy na tarasie i czytania książek przy kominku. To, że wy oglądacie teraz zdjęcia z Australii to wynik mojej ciężkiej pracy w korporacji w Polsce, a teraz ciężkiej pracy tu na miejscu.

Ale oczywiście ja również wpadłam w sidła rozczarowania, bo to mój pierwszy taki duży wyjazd i także wiązałam z nim pewne nadzieje oglądając i czytając blogi osób, które już w Australii mieszkały.

Lukrowana wizualizacja przyszłości

Przed przyjazdem starałam się nie robić wielkich planów “jak to będzie”. I to jest najlepsze rozwiązanie, aby się nie rozczarowywać na każdym kroku, ale … jest to bardzo trudne i ciągle nad tym pracuje. Nasze wyobrażenie przyszłości, nawet tej bliskiej wiąże się ściśle z naszymi marzeniami. Dlatego ja widziałam siebie podróżującą camperem po Outbacku, śpiewającą piosenki przy ognisku i przedzierającą się przez dżunglę. Wiedziałam, że z pracą nie będzie łatwo, ale sądziłam, że usiądę przed kompem, będę rozsyłać CV i może uda mi się załapać jakąś fajną pracę. Gdzieś z tyłu głowy myślałam też o doktoracie, albo jakimś programie badawczym, w który mogłabym się zaangażować.

Zderzenie z rzeczywistością

Jak to często bywa nasze plany nie zawsze idą w parze z realnym życiem. Oczywiście usilnie dążymy do ich realizacji. I to nie tak, że nam coś nie wychodzi, czasem po prostu trwa dłużej niż zakładaliśmy. Ja na przykład bardzo byłam podirytowana tym, że pracę znalazłam dopiero po miesiącu. Nie wspominając już o tym, że nie jest to praca marzeń. Zderzenie z rzeczywistością jest tym boleśniejsze im bardziej “polukrujemy” nasze plany. Jeśli będziemy za dużo oczekiwać, możemy rozczarować się podwójnie.

Co robić aby uniknąć rozczarowania w życiu?

Nie oczekiwać! – Im mniej oczekujesz od ludzi, partnera, otoczenia, wakacji tym mniej się rozczarujesz. Oczekujesz, że twój partner będzie pamiętał o kwiatach na urodziny twojej mamy. Klaps. Nie będzie. Trzeba rozmawiać. Wyobrażasz sobie siebie na plaży pod palmą, bo w końcu zapłaciłaś sporo kasy za wakacje. Klaps. Leje, a samolot miał opóźnienie.

Zbyt lukrowane wizualizacje przyszłości – błąd! Plany na przyszłość – OK. Ale musimy je urealnić. Jest to obecnie duży problem ponieważ zalewa nas fala pięknych zdjęć pokazujących wygodne i szczęśliwe życie (kto lubi oglądać brzydotę i smutek?). Instagram, aż pęka w szwach od podróżniczych profili. Ja też je oglądam i nie ukrywam, że dążę do podobnego efektu (biznes jest biznes), ale oglądając te wszystkie zdjęcia trzeba mieć głowę na karku i uświadomić sobie, że to nie jest prawdziwe życie. To tylko kilka chwil. Nikt nie siedzi non stop na wulkanie, ani nie żegluje po rafie.

Małe kroczki – marzysz o podróży autostopem dookoła Świata. Super. Ale jedź najpierw do Kołobrzegu i sprawdź czy ci to odpowiada.

Nie porównuj! Podróże są dla ciebie, sobie masz imponować, nie innym. Jeśli wejście na szczyt wysokości 500 m było dla ciebie wyczynem to ciesz się tym sukcesem. Oczywiście, że inni zdobywają 8-mio tysiączniki, oczywiście, że inni podróżują dalej, szybciej, taniej. I co z tego? Ty podróżujesz po swojemu. Ciesz się tym.

Jak sobie poradzić z rozczarowaniem?

Masz 2 opcje: przeżywać smutek i frustracje, marudzić na swoją “niedolę” lub wyciągnąć wnioski i działać. A wnioski mogą być czasami zaskakujące 🙂 Kolejne rozczarowania uczą nas także pokory, a o ile jesteśmy dość bystrzy to szybko nauczymy się jak urealniać nasze marzenia, tak aby potem życie ich boleśnie nie weryfikowało. Tak tak, boleśnie. Bo nie zawsze to o czym marzymy jest łatwe i przyjemne.

Tak jak chociażby mój wyjazd do Australii. Siedząc w Polsce na kanapie wydaje wam się, że też chcielibyście tu być (też tak czułam) , ale gdybyśmy się zamienili ciekawe ilu z was wróciło by po tygodniu.

Konfrontacja z marzeniami nie zawsze bywa miła, szczególnie jak miało się nieco inne wyobrażenia. Ale każde nawet takie doświadczenie wiele nas uczy o nas samych. Ja dowiedziałam się między innymi czego nie lubię, jacy ludzie mnie denerwują i jakimi chciałabym się otaczać. Negatywne uczucia nie zawsze są złe, bo dają nam informacje, które możemy wykorzystać.

Marzysz o domu na wsi, ale nigdy na wsi nie mieszkałeś. Masz już ten wymarzony dom i okazuje się, że takie życie nie jest dla ciebie. Nie ma w tym nic złego. Przecież jeśli o czymś marzymy to bardzo często znaczy, że tego nie znamy, że chcemy dopiero spróbować, nie ma gwarancji, że nam się to faktycznie spodoba i nie musi. I to jest OK. Jesteśmy rozczarowani, ale już przynajmniej wiemy, czego nie chcemy. To cenna wiedza.

Ilu z was rozczarowało się realizując marzenia?

Czy to znaczy, że wasze marzenia są “złe”?

Nie. Trzeba je tylko bardziej dopasować do siebie.

I tego wam życzę – samych rozwojowych rozczarowań 😀 (jeśli już się jakieś pojawią)

Buziaki Pysiaki :*

Monika

I love Australia so much. 😀

EMIGRACJA
Geocaching – zabawa terenowa w poszukiwanie skarbów

Geocaching – zabawa terenowa w poszukiwanie skarbów

Geocaching to zabawa terenowa kierowana do poszukiwaczy przygód.  Zadaniem uczestnika gry jest odnalezienie skarbu, czyli pojemnika – geocache i odnotowanie tego faktu na specjalnej stronie internetowej.  Na terenie Polski znajduje się 35174 aktywnych skrytek.

Nazwa

Nazwa gry wzięła się od angielskiego słowa ‘’ cache” oznaczającego skrytkę, kryjówkę nawiązuje do ukrytego skarbu. Natomiast przedrostek „geo” (ziemia) oznacza globalny charakter zabawy, ale również geografii, czyli nauki o rozmieszczaniu zjawisk na kuli ziemskiej.

Gra

Schowki znajdują się najczęściej w atrakcyjnych turystycznie miejscach (zabytki, przyroda, historia). Skrytki mogą być różnej wielkości od malutkich, wielkości naparstka po duże skrzynie. Ich opis umieszczany jest na stronie www.geocaching.pl , na której każdy uczestnik gry musi się zarejestrować. W odnalezieniu skrzynki pomagają wspomniane opisy lokalizacji, ciekawostki dotyczące miejsca, krótki rys historyczny.

Podstawowym wyposażeniem każdej skrytki jest  logbook”, czyli  papierowy dziennik wpisów. Należy odnotować w nim fakt odnalezienia skrzynki używając swojego loginu. Wnętrze pojemnika kryje często jakieś skarby, są to przedmioty pozostawiane przez innych uczestników gry, które służą wymianie. Umieszcza się także przedmioty podróżne tj. TravelBug oraz Geocoin, przenosi się je ze skrytki do skrytki a ich właściciel może śledzić trasę ich podróży.

Od czasu powstania pierwszej skrytki geocache w 2000 roku zabawa ta rozszerzyła się na cały świat.

Czy można okiełznać strach przed podróżą?

Czy można okiełznać strach przed podróżą?

Strach? Jaki strach? Zapytacie.

A no taki normalny, dość duży, ciemny, otaczający nas z każdej strony i ściskający tak, że nie można oddychać.

Oczywiście nie przed każdym wyjazdem narażeni jesteśmy na spotkanie z tą nieprzyjazną “masą”. Wyjeżdżając na tydzień do Francji czy Włoch raczej nam to nie grozi, ale już daleka, samotna podróż i to na dość długo wywołuje drżenie rąk i napady gorąca, jak przy grypie.

Ja przynajmniej tak miałam i nadal czasami mam. Zastanawiam się po jakie licho cały ten wyjazd. Będę tam sama, będę musiała znaleźć pracę, mieszkanie i nie dać się zabić pierwszemu lepszemu robakowi. W takich napadach paniki boję się niemal wszystkiego. Mam jednak to szczęście, że umiem pomieścić w sobie i lęk, ale i odwagę, by mimo strachu iść dalej.

O emocjach związanych z emigracją poczytacie tutaj. 

Czy da się okiełznać strach?

Raczej nie i chyba jest to nawet niewskazane, bo kiedy się czegoś boimy tworzymy scenariusze. Co złego nam się może przydarzyć. A skoro już je wymyśliliśmy to zabieramy się za tworzenie odpowiednich dla nich rozwiązań. Tym samym kiedy już przytrafi nam się coś złego to wiemy jak sobie z tym poradzić, bo już to przewidzieliśmy. Oczywiście, statystycznie większość z naszych lęków nie przekłada się na nasze życie, niemniej jednak strach czasami może być przydatny.

Ja osobiście wyobrażam sobie, że jestem mgłą, a delikatny wiaterek rozwiewa moje lęki (nie, nie jestem stuknięta, to naprawdę pomaga. Sami spróbujcie 🙂 ).

Pomaga mi też czasem muzyka. Energetyczna i wesoła. Ale tylko na chwilę, dłuższą lub krótszą, a potem strach znowu się pojawia i chyba trzeba się z tym pogodzić, bo to całkiem naturalne bać się nieznanego.

Moja playlista, którą wałkowałam przed Australią.

 

A wy macie jakieś ulubione utwory na długi lot samolotem?

Jak chodzić po górach z głową!

Jak chodzić po górach z głową!

Myślę, że każdy kto posiada dusze podróżnika, mimo wszystkich pięknych miejsc które miał szczęście odwiedzić, ma jedno do którego będzie wracał ZAWSZE. Zawsze, czyli tak często jak to tylko możliwe. Miejsce to nie musi być piękne ani specjalnie atrakcyjne, ale ma w sobie TO COŚ, magię która do nas przemawia i nie pozwala nam o sobie zapomnieć. Ja zostawiłam serce w górach. Konkretnie w Karkonoszach. A co dla mnie znaczy często? No cóż, ja staram się odwiedzać Karkonosze przynajmniej raz w roku. Zazwyczaj wybieram terminy przed lub po sezonie, najczęściej maj, czerwiec, wrzesień lub październik. Wpływają na to dwa czynniki , po pierwsze nie lubię tłoku na szlakach. Moje wyobrażenie dotyczące piękna przyrody i spokojnego odpoczynku ma się nijak to dzikich tłumów na szlakach i walki z koloniami o skrawek wolnego miejsca na ławce pod schroniskiem. Tak myślę, że w tych tumach trochę nam umyka sens gór , dlatego staram się tego unikać. Drugi czynnik – ekonomiczny. Przed i po sezonie zdecydowanie spadają nam koszty zakwaterowania i wyżywienia.

Gdzie się zatrzymać?

Ja wybieram skromnie i tanio, bo przecież w góry jadę nie po to by zachwycać się wystrojem wnętrz 😉 Staram się wybierać miejsca schludne i względnie blisko wejść na szlaki. Zresztą większość czasu spędzam w górach i jeśli schodzę na dół to po to żeby odpocząć i zrobić zapasy na kolejne dni 🙂

Po pierwsze sprzęt

Tak, górski ekwipunek jest bardzo ważny. Czy jedziemy w Tatry czy Bieszczady na górskie wycieczki trzeba się przygotować, koniec kropka. Miękkie trampeczki i sandałki zostawiamy w domu. W góry zabieramy wygodne, dobrze dobrane buty trekkingowe. Ja zawsze zabieram swoją ukochaną parę butów, w których przeszłam już kupę kilometrów. Pamiętajcie nigdy, przenigdy nie wybierajcie się w góry w nowych butach prosto ze sklepu, kupionych specjalnie na wyczekiwany wyjazd w góry. Wiem co mówię wasze stopy tego nie przetrwają, skończy się na strasznych otarciach. Najlepszym wyjściem w przypadku braku specjalistycznych butów, w momencie podjęcia decyzji o wyjeździe ( ale nie dwa tygodnie przed) kupić buty i chodzić w nich wszędzie gdzie się da

Druga sprawa to wygodny plecak ! Będziecie nosić go na plecach cały dzień, wiec musi być wygodny. Najlepiej z usztywnianymi plecami i paskami zapinanymi na klatce piersiowej, które stabilizują plecak.

Co wkładamy do plecaka?

Ja zaczynam od kurtki przeciwdeszczowej, nawet przy pięknej pogodzie. A jak wszem i wobec wiadomo pogoda w górach jest jak rollercoaster. Do pary przyda wam się coś ciepłego. Ja wybieram softshell, jest jak bluza ale dodatkowo chroni przed wiatrem. Zawsze zabieram ze sobą bidon z wodą albo termos ciepłą herbatą ( w zależności od pory roku), dodatkowo jakieś kanapki i czekoladę.

Last but not least, idąc w góry zabieram MAPĘ! W czasach smartfonuuf i gpsuuf papierowa mapa wydaje się trochę staroświecka, ale uwierzcie mi jest bardzo przydatna. Jeżeli idziecie pierwszy raz w góry, polecam zapoznać się z mapą już w domu. Znam ludzi, dla których czytanie mapy jest nie lada wyzwaniem, później w górach może być już za późno.

Góry niskie czy wysokie to zawsze góry. Dlatego warto zapoznać się z numerem ratunkowym w górach. 601 100 300 , numer łatwy do zapamiętania a może uratować nam skórę. Dodatkowo ja zawsze zabieram ze sobą małą apteczkę turystyczną. Parę gramów więcej na plecach, ale kilkakrotnie okazała się przydatna. Ja wychodzę z założenia, że nie wiadomo jak dobrze możesz być przygotowany to i tak nie masz wpływu na różne zdarzenia losowe, a przezorny zawsze ubezpieczony 😉

Idziemy w góry

Dobra przyjechaliśmy, mamy zapał i świetnie przygotowany sprzęt turystyczny, słowem jesteśmy gotowi na przygody.. i co dalej? Idziemy na szlak !! Oczywiście istnieje tu pełna dowolność, wszystkie szlaki są piękne, jest ich dużo więc wszystko zależy od waszej inwencji twórczej. Równie dużo jest schronisk tak po polskiej jak i po czeskiej stronie.

Pamiętajcie, ze wchodzicie na teren Karkonoskiego Parku Narodowego i należy uiścić opłatę. Wszystkie informacje dotyczące biletów, sposobu zachowania się na terenie parku, ale też różnego rodzaju ciekawostki znajdziecie na stronie internetowej: www.kpnmab.pl

Ja na szlak wyruszam zazwyczaj około godziny 7.00- 8.00, dzięki temu nie mam poczucia ze „ goni mnie czas” i minimalizuje ryzyko schodzenia z gór po ciemku. Jest to bardzo ważne zwłaszcza jeżeli nie znacie gór i nie planujecie nocować w schronisku.

Zawsze też dzień wcześniej, zazwyczaj wieczorem, siadam przy herbacie i sprawdzam trasę przewidzianą na kolejny dzień. Obliczam szacunkowe czasy przejścia, sprawdzam niebezpieczne miejsca na szlaku, ostrzejsze podejścia i zejścia. To wszystko może wydłużyć nam czas przejścia
i należy się na to przygotować. Pamiętajcie, żeby poza kalkulowaniem czasu samej trasy, doliczyć sobie czas przewidziany na odpoczynek np. przy gorącym kubku herbaty w malowniczo położonym schronisku.

W Karkonoszach mam kilka ulubionych szlaków i miejsc. Ale o tym opowiem już następnym razem.

Więcej ciekawostek tutaj