Roczny wyjazd do Australii. Czego tak naprawdę się boję?

Roczny wyjazd do Australii. Czego tak naprawdę się boję?

Roczny wyjazd do Australii.

Brzmi fascynująco i z pewnością tak będzie. Ale póki co jestem tu, w Polsce, z rodziną, chłopakiem, przyjaciółmi. Przede mną wyjazd na rok lub dłużej (lub krócej). Samotny wyjazd (tak, wiem – poznam tam nowych ludzi, będzie super, ale… to nie to samo).

Na ile bym nie wyjechała, rok, pół roku to i tak bardzo długo i Świat się z tej okazji nie zatrzyma, moi znajomi, chłopak nie zapadną w sen zimowy jak niedźwiedzie i nie poczekają, aż wrócę. Ich życie, tak jak moje nadal będzie się toczyć z tym, że ja już nie będę brała w tym czynnego udziału.

Boję się, że wiele mnie ominie, że przegapię wspaniałe lato, które mogłabym spędzić z Adrianem podróżując gdzieś po Europie, wspólne spacery wczesną wiosną do parku. Boję się, że stracę to wszystko co tyle lat skrupulatnie budowałam. Te wszystkie relacje.

A po drugiej stronie czeka niewiadoma. I chyba to jest takie przytłaczające. To ciągłe uczucie, że rezygnujesz z czegoś znajomego, bezpiecznego, dobrego na poczet czegoś innego, co niekoniecznie da ci szczęście. A z drugiej strony, jak nie pojadę to nigdy się tego nie dowiem i zawsze będę mieć pretensje do samej siebie, że chociaż nie spróbowałam.

Choć mam nadzieję, że przywiozę z Australii tylko dobre wspomnienia, i że będę miała do czego wracać.

 

Update

Z Australii przywiozłam nie tylko dobre wspomnienia, dośdiadczenia ale i męża 😀

Rok 2016 rokiem wielkich zmian. Posłuchajcie…

Rok 2016 rokiem wielkich zmian. Posłuchajcie…

fot. A Dykczak, www.dykczak.pl

Rok 2016 był rokiem wielkich zmian w moim życiu. Posłuchajcie…

[To będzie dość osobisty wpis, jak wszystkie, które po nim nastąpią.]

W tym roku dokonałam czegoś niezwykłego. Nie napiszę, że nigdy o tym nie marzyłam i że myślałam, że to niewykonalne. Bo nie, nigdy nie myślę kategoriami, “że się nie da”. I choć może to naiwne, dla mnie wszystko wydaje się możliwe jeśli się chce i jeśli dostatecznie dużo włoży się w to energii. Jedyną barierą w moim przypadku był strach. Przed nowym, nieznanym, przed utratą tego co mam teraz. Jednak kiedyś trzeba zaryzykować i zrobić ten pierwszy krok ku marzeniom. Bo pierwszy jest zawsze najtrudniejszy, a potem idzie z górki (tak mówią, przynajmniej 🙂 )

I co z tego wyszło?

Dostałam wizę do Australii.

Nie turystyczną, ale work&holiday. Jestem jedną z 200 osób, które raz do roku mogę taką wizę otrzymać. Czuję się więc w obowiązku z tego przywileju skorzystać, bo wszyscy ci, którzy o tym marzyli, a im się nie udało, zabili mnie gdyby usłyszeli, że nie pojechałam ze strachu 🙂

Co przeczytacie w kolejnych postach?

Z pewnością będzie sporo o przygotowaniach, potem o przyrodzie i pierwszych wrażeniach. Ale nie będzie tylko lukrowanych opisów wspaniałych przygód w dalekim kraju. Nie, bo nie do końca tak to wygląda. Już same przygotowania są ciężkie zarówno fizycznie, jak i psychiczne. Pragnę aby każdy z Was mógł “dotknąć” nie tylko tej jasnej strony podróżowania, ale i też tej nieco ciemniejszej. Dlatego zamierzam pisać i o tych dobrych momentach, ale i o tych trudnych.

Co jeszcze się wydarzyło?

Spełniłam jedno ze swoich podróżniczych marzeń. Przejechałam sporą część Islandii.

Film z tej wyprawy jest już gotowy.

Zobaczyłam zorzę polarną i spałam pod namiotem w trzech warstwach ubrań 😀 Kąpałam się w gorących źródłach, w górach (i się nie rozchorowałam – to nie lada wyczyn jak na mnie). 😛

Wyprowadziłam się z domu rodzinnego. Obawiałam się, że będzie to boleśniejszy proces, ale nie było tak źle. Tęsknie za moim psiakiem, ale generalnie wyszło z tego więcej dobrego niż się spodziewałam.

Kiwi rozwija się, a w tym roku udało nam się zaprosić kilku naprawdę dobrych podróżników. Jak Karolina z Twins on Tour czy Joachim i Robert “Dzikus” , którzy wydali ostatnio książkę “Podróże do granic”.

 

Jeszcze jestem w Polsce, ale przygotowania już trwają.

W kolejnych postach dowiesz się jak dostać wizę, co spakować, i ile to wszystko kosztuje.

Zapraszam Cię do wspólnej podróży 🙂